Rozdział dziewiętnasty

1.2K 138 22
                                    

Rozdział dziewiętnasty

Jestem spokojna i opanowana, kiedy kierowca zatrzymuje samochód na parkingu kliniki zbudowanej w nowoczesnym stylu. Wysiadam, a unosząc oczy do nieba, stwierdzam, że elewacja budynku zlewa się ze śnieżnobiałym odcieniem chmur pokrywających niebo. Jest ich sporo, lecz żadna nie zasłania słońca, które w tym momencie skutecznie mnie oślepia. Przykładam dłoń do czoła i robiąc z niej daszek, pokonuję niewielką odległość dzielącą mnie a drzwi wejściowe. Nie przekraczam ich progu od razu po tym, jak się rozsuwają, jakbym wciąż zastanawiała się, po co w ogóle tu przyjechałam.

Dołącza do mnie Miguel, kładąc dłoń na moich lędźwiach, więc ruszam przed siebie pewnym krokiem, żeby jak najszybciej uwolnić się od jego dotyku. Przystaję, cierpliwie czekając, aż specjalna kamera zarejestruje obraz mojej twarzy, a gdy mam to już za sobą, podchodzę do okazałej recepcji. Wszystkie sześć stanowisk zajmują kobiety, na pierwszy rzut oka młodsze ode mnie. Obciągam dół dresowej bluzy, po czym staję przed jedną z nich.

– W czym mogę pomóc? – pyta blondynka, taksując mnie oceniającym spojrzeniem.

Z modnej nerki od Louisa Vuitton wyjmuję paszport.

– Chciałabym zobaczyć się z Theodorem Linem.

Recepcjonistka wpisuje coś na dotykowym ekranie, a Miguel znowu kładzie dłoń na moich plecach.

– Przykro mi, ale to niemożliwe – mówi kobieta, wracając do mnie wzrokiem. – Lekarz prowadzący kategorycznie zabrania jakichkolwiek odwiedzin.

– Dlaczego? – pytam natychmiast.

– Ponieważ stan pacjenta niespodziewanie uległ pogorszeniu. Czy państwo są kimś z rodziny?

Musiałabym być naprawdę ślepa, żeby nie zauważyć, jak ta dziewczyna kłamie. Nie winię jej za to, ale z każdą chwilą jestem coraz bardziej poirytowana. Swoim zachowaniem. Tym, że pozwoliłam Alice zostać w hotelu.

– Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi – odpowiada Miguel. – Bardzo zależy nam na spotkaniu z Theodorem. Jeżeli jego stan rzeczywiście się pogorszył, to proszę wpuścić do niego przynajmniej moją żonę.

Sztywnieję na dźwięk jego słów tak bardzo, że zabiera rękę, ale nie zaprzeczam w nadziei, że za moment na własne oczy ujrzę mężczyznę, który prawdopodobnie jest ze mną spokrewniony.

– Pan Line jest pogrążony w śpiączce – oznajmia recepcjonistka, potwierdzając to, co powiedziała mi Alice. – Każdy kontakt z osobą spoza kliniki naraża jego życie, dlatego jeszcze raz mówię, że jest to absolutnie niemożliwe. A teraz uprzejmie proszę o opuszczenie budynku, bo w innym wypadku będę zmuszona wezwać ochronę.

Ty zakłamana szmato!, ciśnie mi się na usta, dlatego mocno je zaciskam. Mierzę jasnowłosą recepcjonistkę pełnym nienawiści spojrzeniem tak długo, aż pierwsza spuszcza wzrok. Zostawiłam Jasmine w aucie, czego bardzo teraz żałuję, jednocześnie będąc za to wdzięczna, bo kiedy przemawia przeze mnie tak silna złość, użyłabym jej bez wahania.

– To nie będzie konieczne – mówi Miguel, odciągając mnie do wyjścia w chwili, w której kobieta przykłada telefon do ucha.

– Co ty robisz?! – unoszę się nieco, odsuwając się na bezpieczną odległość.

– Ratuje ci tyłek – odpowiada niewzruszony, po czym otwiera tylne drzwi grafitowego Lexusa. – Wsiadaj.

Prycham.

– Oszalałeś! Wracam tam, bo coś mi tu cholernie śmierdzi.

– Wsiadaj, Nesso – powtarza, tym razem nieco bardziej stanowczo.

Anielskie sztuczki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz