Rozdział szósty
Wychodzę z łóżka dopiero po dwóch dniach od powrotu do domu, w ciągu których moim jedynym zajęciem był sen oraz regeneracja, których tak bardzo potrzebował mój organizm. Dziś również nie wystawiałabym nosa spod kołdry, gdyby nie to, że za dwie godziny mam ważne spotkanie. W całym mieszkaniu panuje niczym niezmącona cisza, co może wskazywać na to, że Anna posłuchała mnie i się wyprowadziła. Zanim jednak zniknę w łazience, przechodzę na drugi koniec mieszkania, żeby sprawdzić, czy mam rację. Kiedy otwieram drzwi niedużego pokoju, który do tej pory zajmowała moja współlokatorka, dopada mnie rozczarowanie, ponieważ wszystkie jej rzeczy wciąż pozostają na swoim miejscu.
Wciągam powietrze nosem, zamykając oczy, po czym wypuszczam je ustami. Powtarzam tę czynność tak długo, aż się uspokajam. Dobrze, że Anny nie ma teraz w mieszkaniu, bo nie chciałaby być w swojej skórze.
Pół godziny później wraca do mieszkania, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Cześć, Nessie! – woła od progu. – Jak było w Mieście Lwa?
Wbijam obojętny wzrok w owsiankę, którą próbuję w siebie wmusić.
– Myślałam, że wyraziłam się jasno – mówię, nie siląc się na słowa powitania.
– Nie rób mi tego, błagam. – Podnoszę na nią beznamiętne spojrzenie w chwili, w której staje naprzeciw mnie. – Przecież się przyjaźnimy – ciągnie dalej. – Nie możesz mnie tak po prostu wyrzucić.
Wciskam do ust kolejną łyżkę owsianki.
– Nasza przyjaźń nie ma tu nic do rzeczy – zauważam, przeżuwając apatycznie. – Poza tym nie kończę znajomości z tobą, tylko proszę, żebyś się wyprowadziła. To chyba spora różnica, co?
Ze zdenerwowaniem przeczesuje palcami swoje długie rude włosy, podejmując ostatnią próbę nakłonienia mnie do zmiany zdania:
– Tylko ja znam prawdę o twojej chorobie. Tylko ja wiem, jak postępować, kiedy masz atak. Muszę przypominać ci o każdej wizycie u neurologa. – Wyjmuje z torebki od Jackobsa swój telefon, po czym szuka w nim czegoś. – Widzisz? – pyta, odwracając ekran w moją stronę. – Pojutrze masz wizytę kontrolną u doktora Rouxa. Nie poradzisz sobie beze mnie, Nesso.
Łyżka wypada z mojej dłoni, ze szczękiem uderzając o jasny blat kuchennej wyspy.
– Nie masz cholernego pojęcia, co mi dolega. – Mój głos jest tak spokojny i bezduszny, że brzmi nienaturalnie nawet dla mnie samej. Opieram dłonie po obu stronach miski i wstaję. – Masz trzy godziny na spakowanie wszystkich swoich rzeczy. Możesz poprosić kogoś o pomoc, żeby niepotrzebnie nie przedłużać.
Na dźwięk moich słów w jej dużych szarych oczach pojawiają się łzy. Z zaciśniętymi w wąską linię ustami odwraca się na pięcie, po czym wybiega z mieszkania. Gdy zatrzaskuje za sobą drzwi, opadam na krzesło, wypuszczając powietrze z płuc. Zapowiada się piękny dzień, myślę, odsuwając miskę ze stygnącym jedzeniem.
Cholernie piękny.
***
Gabinet doktor Edwige Marseille mieści się na trzecim piętrze okazałego biurowca w sąsiedniej dzielnicy. Trafiłam do niej zupełnym przypadkiem. Właściwie to przypadkiem wylądowałam w łóżku ze swoim neurologiem, który dał mi na nią namiary, widząc, że przerasta mnie sytuacja, w której się znalazłam.
Lubię ją. Jest niską jasnowłosą kobietą po czterdziestce, od której bije spokój i opanowanie. Zawsze wysłuchuje mnie do końca, po czym naprowadza na właściwy tor delikatnymi sugestiami. Nie tak jak psychoterapeuta, którego poleciła mi Anna. Facet nie miał pojęcia o swojej profesji i był większym czubkiem od swoich pacjentów.
CZYTASZ
Anielskie sztuczki
Любовные романыNessa Torres to odnosząca sukcesy supermodelka. Jest młoda, piękna i doskonała w tym, co robi. Wydawać by się mogło, że jej życie jest idealne; pozbawione tych wszystkich nieestetycznych rys, psujących nienaganne wyobrażenie jej osoby. W rzeczywisto...