Rozdział 03 - Ono będzie zawsze i będziemy mogli patrzeć w nie codziennie

53 7 6
                                    

Od tamtej imprezy minęły trzy dni. Violetta nie kontaktowała się z ani jednym chłopakiem. Myślami trwała przy Luke'u, ale nie chciała go słyszeć. Jego głos wywoływał w niej dziwne emocje, które czuła tylko przy Tobim.

- Misia, dzisiaj trzeba załatwić bilety - Diego wszedł do jej domu. Zawsze tak robili, każdy, kto tu mieszkał, wchodził do jej mieszkania jak do stodoły.

- Leżą w kuchni na szafce - machnęła na niego ręką, nawet nie odrywając wzroku od telewizora.

- Dla wszystkich? Do Hiszpanii, Włoch, Francji? - Zadawał pytania, irytując tym dziewczynę.

- Nie. Załatwiłam bilety, na których możemy latać po całej Europie. Kosztowały trochę więcej, ale wygodniej - mruknęła i nakryła się kocem. Brunet przysiadł się do niej i udawał zainteresowanie „Salonem sukien ślubnych".

- Dzwoniłaś? - Odwrócił uwagę Castillo od ekranu. Nie musiał wypowiadać żadnych imion, ona wiedziała, o kim mówił Diego.

- Nie. Nie mam po co - przygryzła dolną wargę. Przypominała sobie wygląd blondyna. Oczy, kolczyk, ubrania, zapach, śmiech. Wszystko to, co sprawiało, że aż kręciło jej się w głowie.

- Nie oszukuj się. Podoba ci się, a ty się boisz. Wiesz, że Toby to całkiem inny świat, który zostawiłaś za sobą. Nie powinnaś Luke'a porównywać z nim - pokręcił głową i wstał. - Zastanów się dobrze, Vilu - pocałował ją w czoło i wyszedł. Zostawił ją z milionem pytań, na które nie znała odpowiedzi. Wiedziała, że musi znaleźć je sama.

***

Siedział na kremowej skórzanej kanapie. W lewej ręce trzymał piwo, a w prawej pilota. Wzrokiem śledził przebieg meczu w telewizji, na którym nie potrafił się skupić. Cały czas jego myśli zaprzątała ta przypadkowa dziewczyna.

- Stary, zbieramy się - Calum rzucił w niego bluzą. Z westchnieniem wstał z kanapy. Schował telefon do kieszeni i wyszedł z domu.

***

- Uważaj na siebie - pocałowała Lodovikę w policzek. Jej najlepsza przyjaciółka leciała do Włoch, aby odwiedzić rodzinę. Violetta też mogła lecieć, ale w sumie nie miała po co. Jej relacje z rodzicami polegały na zdawkowych informacjach.

- Będę. Obiecuję - przytuliła ją mocno i pocałowała ją w czoło. Comello odwróciła się i z walizką zniknęła za lustrem weneckim. Violetta pomachała koleżance przez okno, gdy ta wsiadała do samolotu. Otarła łzy i zmierzała w stronę automatu z kawą.

Zatrzymała się gwałtownie.

O stolik niedaleko opierał się wysoki blondyn w czarnej bluzie. Obok stał czerwonowłosy z sokiem pomarańczowym w dłoni. Gdy chłopak ją zauważył otwarł szeroko oczy. Kolega odwrócił się, widząc minę towarzysza.

Zamarł.

Dziewczyna nie potrafiła się ruszyć. Stała niczym słup soli.

- Violetta - wyrwało mu się, nim ugryzł się w język.

- Luke - szepnęła. Rzuciła się biegiem w stronę wyjścia. Wyjeżdża. Nawet nie wiedziała, dlaczego jej przykro, czemu ucieka. Nawet go nie zna. Dwie imprezy - nic więcej ich nie łączy. Jednak jakaś część jej zapłakała, gdy zobaczyła go z walizką podczas czekania na właściwy samolot.

Biegła przed siebie, ale zmęczenie w końcu dało o sobie znaki. Oparła się plecami o mur i oddychała ciężko z zamkniętymi oczami.

- Violetta - usłyszała głos. Uderzyła pięścią w ścianę na wysokości swojego biodra. - Co się dzieje? - Przyciągnął ją do swojego torsu. Pokręciła tylko głową. Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, bo tak naprawdę sama nie wiedziała, co wyprawia. Wybiegła stamtąd, gdyż serce podpowiadało jej, że to rozwiązanie jest właściwe.

Heaven is a place on earth || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz