Rozdział 23 - Niebo w końcu odzyskało trochę błękitu

11 5 3
                                    

Po pamiętnej imprezie trzy dni nie wychodziła z domu, więc skończyło się jej jakiekolwiek pożywienie. Pchała metalowy wózek pomiędzy półkami, zgarniając cokolwiek, co nadawałoby się do jedzenia. Nie miała listy, planu, ani nawet ochoty na zakupy, ale jeść musiała.

Stała przed regałem z płatkami śniadaniowymi, kiedy blond czupryna mignęła jej po lewej stronie. Gwałtownie odwróciła głowę, ale nikogo już tam nie zobaczyła. Wzruszyła obojętnie ramionami i wróciła do podejmowania najważniejszej decyzji dzisiejszego dnia – truskawka czy czekolada.

Po pięciu minutach poddała się w zaciętej walce ze sobą i wzięła oba opakowania. Szybko przejrzała, co wpakowała do wózka i stwierdziła, że starczy jej, aby przeżyć kolejny tydzień.

Powoli pchała wózek w stronę kas, kiedy kilka metrów przed nią wyrosła postać Ashton'a z czerwonym koszykiem.

Jeżeli był tam on – to reszta również.

Violetta klęła pod nosem, kiedy rozglądała się za kasą, gdzie nie ma kolejki. Starała się nie odwracać twarzą w stronę regałów z nadzieją, że chłopcy jej nie zauważą.

Błyskawicznie wypakowała zakupy i tak samo szybko je spakowała. Zapłaciła i grzecznie pożegnała kasjerkę. Z bijącym sercem wyszła, a raczej wybiegła, ze sklepu.

Wyjęła kluczki z kieszeni i kliknęła na guzik, a lampy samochodu zamrugały dwa razy. Dziewczyna otwarła bagażnik, gdzie wrzuciła torby z zakupami.

Na dworze czuła się bezpieczna, bo myślała, iż tutaj jej nie znajdą. Spokojnie odwiozła wózek na miejsce, po czym powoli wracała do auta. Pech chciał, że musiała przejść koło wejścia, w którym właśnie pojawili się oni. Violetta przemknęła koło automatycznych drzwi i szybkim tempem skierowała się w kierunku czarnego pojazdu. Błagała Boga, żeby żaden z nich jej nie rozpoznał.

- Let – wszystkie nadzieje uleciały, kiedy głos blondyna przebił się przez szum na parkingu. Castillo postanowiła udawać, że nie słyszy albo, że to nie ona. Nie ważne, co wydawało się bardziej wiarygodne.

Byle z nimi nie rozmawiać.

- Cholera jasna, nie udawaj, że ogłuchłaś – silna ręka zacisnęła się wokół jej ramienia. Stanęła jak wyryta, wpatrując się bezradnie w twarz chłopaka. Tak naprawdę nie wiedziała, co powinna zrobić. Normalnie z nim rozmawiać, odegrać przedstawienie, że go nie zna, czy strzelić go w twarz.

Ostatnia opcja podobała jej się najbardziej ze wszystkich.

- Nie – postanowiła brnąć dalej w tą chorą grę, którą niektórzy zabawnie nazywają „życiem". - Ostatnio chyba już wszystko sobie powiedzieliśmy, prawda? - założyła ręce i uniosła brew.

- Chyba jednak nie – zaprzeczył stanowczo, szukając jej spojrzenia. Castillo wbiła wzrok gdzieś w dal, aby ominąć jego oczy w kolorze nieba, których nie potrafiła okłamać.

- Luke, już ustaliliśmy, że byłam kolejną naiwną dziewczynką, wierzącą w każde twoje słowo – uśmiechnęła się ironicznie do osiemnastolatka.

- Kiedy do Ciebie dotrze, że nie byłaś tą każdą?! - krzyknął, zaciskając zęby. Już sam nie wiedział, jak mówić do blondynki. Jak miał jej wytłumaczyć, iż to ona znaczyła dla niego najwięcej.

- Jasne – zaśmiała się sarkastycznie. - Naprawdę uważasz, że jestem kretynką i możesz mnie okłamywać?

- Zrozum w końcu – złapał ją za ramiona i zacisnął długie palce na nich. - Że nie liczy się nikt poza Tobą, do cholery – puścił ją wściekle i odwrócił się szybko. Zostawił ją niedaleko swojego samochodu kompletnie roztrzęsioną.

Heaven is a place on earth || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz