Rozdział 17 - Wybacz mojemu niebu ten ostatni raz

13 6 4
                                    

*październik*

    Od rozpoczęcia trasy minęło półtora miesiąca, a ona nawet nie spostrzegła kiedy. Wir pracy, zmęczenie, wywiady zabrały poczucie czasu. Żyła z dnia na dzień, myśląc, co powinna zrobić jutro i ile ludzi na nią czeka.

    Dzisiaj był jej wyjątkowy dzień, o którym nawet nie pomyślała. Violetta obudziła się i otwarła szeroko oczy, spoglądając w sufit. Nagle uśmiechnęła się do siebie. Dzisiaj i jutro ma wolne. Może sobie po prostu poleniuchować i pooglądać telewizję.

- Życie jest piękne - szepnęła do siebie i odwróciła się na bok. Przytuliła się do rogu kołdry i zamknęła oczy. Nie zasnęła znowu, ale przynajmniej wypoczywała.

- Kochanie - Ruggero zaświergotał radośnie, wpadając do mieszkania dziewczyny z hukiem.

- Zamknij się - mruknęła z twarzą przyklejoną do poduszki. Właśnie w tym momencie skończył się jej spokój.

- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje, żyje nam, nieech żyje naaaam. A kto?! Violetta! - Śpiewał głośno piosenkę urodzinową, skacząc po pokoju.

- Co ty odwalasz? - Zapytała zdezorientowana. Kalkulowała w głowie, o czyich urodzinach zapomniała.

- Składam Ci życzenia na wyjątkowe, cudowne i niesamowite osiemnaste urodziny! Moja dziewczynka już dorosła - zaczął udawać, że płacze. Castillo zamarła, uświadamiając sobie dzisiejszą datę. Osiemnaście lat temu, siedemnastego października na świat przyszła ona - Violetta.

- Cholera jasna - zaklęła pod nosem. Podniosła się z łóżka i objęła mocno przyjaciela. - Dziękuję, Rugge - ucałowała go w policzek i uśmiechnęła się promiennie.

- Zabrałbym Cię na plażę, ale tutaj raczej ciężko - podrapał się po karku. Aktualnie przebywali w Polsce, czyli kraju, który był bardzo blisko sercu dziewczyny.

- Spokojnie, ja i tak nie mam ochoty na plażowanie, ani nic podobnego. Wolę posiedzieć w domu i odpocząć - usiadła na fioletowym prześcieradle, odgarniając włosy do tyłu. Czuła się zmęczona, a do tego zaczęła się zamartwiać faktem, że nic nie przygotowała na swoje święto.

- W takim razie potem wpadnę z Lodo i resztą, ok? - Zapytał z grzeczności. Przecież i tak by przyszli.

- Jasne - mruknęła i uśmiechnęła się, gdy chłopak wychodził.

    Podeszła do przesuwnej szafy i wyjęła różowy koc. Owinęła się szczelnie materiałem, a na nogi wciągnęła białe, puchowe skarpety. Zapowiadał się zimny październik.

    Nagle nawiedziła ją myśl tak niespodziewana, jak wizyta niezapowiedzianego gościa. Ciekawe czy chłopcy pamiętają? Zastanawiała się, gdy stawiała wodę na herbatę. Przełączyła guziczek w czajniku i zamknęła oczy. Widziała Michael'a, jak nastraja swoją gitarę w studio, Calum'a, który kręci się na krześle obrotowym, Ashton'a walącego w bębny. Jednak najwyraźniej pamiętała niebieskie oczy Luke'a, kiedy wpatrywały się w nią, jego ciepłe usta na szyi i szorstką dłoń na plechach. Na myśl o nocy w tamtym hotelu przeszły ją ciarki.

- Zapomnij o nim - wysyczała z zaciśniętymi zębami. - On ma dziewczynę, którą kocha - mówiła słowa, które raniły dziewczynę jak nóż.

    Chciała o nim pamiętać. Pragnęła czuć zapach jego perfum i widzieć oczy wpatrzone w nią z uśmiechem. Niestety, inna zabrała jej wszystkie te marzenia oraz pragnienia.

    Castillo złapała za gorący kubek i ruszyła do swojego pokoju. Odstawiła naczynie na stół, po czym podeszła do biurka. Odsunęła krzesło i zajęła miejsce. Wolnym ruchem odsunęła szufladę i wyjęła z niej fioletowy przedmiot. Zdjęła gumkę z pamiętnika i otwarła go na ostatniej zapisanej stronie.

Heaven is a place on earth || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz