*wrzesień*
W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Ekipa AHEF wylądowała w Europie, a dokładnie w Hiszpanii, gdzie rozpoczynali swoją półroczną przygodę. Zostawili za sobą wspomnienia z trzech tygodni wakacji, aby zacząć kolejny etap trasy.
Castillo wyszła z samolotu i zaciągnęła się hiszpańskim powietrzem. Z tego kraju pochodziła jej matka, więc często odwiedzała go w młodszych latach. Uwielbiała Argentynę, ale Hiszpania to kraj dzieciństwa. Ludzie, kultura i przepyszne jedzenie przywodziły jej na myśl wakacje z rodzicami, pobyt u dziadków i oczywiście poobiednie fiesty, kiedy się śpi albo bawi.
- Masz na myśli to samo, co ja? – Lodovica poruszyła sugestywnie brwiami. – Zakupy! – Krzyknęły razem, śmiejąc się głośno. Wrzuciły walizki do autokaru i poprosiły znajomych, aby wnieśli je do hotelu.
- To, gdzie najpierw? – Comello zapytała podekscytowana wizją nowych ubrań oraz dodatków.
- Gdziekolwiek – Vilu szarpnęła ją za ramię i popędziły do ogromnej galerii, która leżała niedaleko lotniska. Biegały od sklepu do sklepu, jakby je piorun strzelił. Latały od stojaka do stojaka, od sukienki do sukienki.
- Ja mam już dość – zawyła Lodovica, rzucając stos toreb przy krzesełku restauracyjnym.
- Ja zaraz wypluję łydki - blondynka trzasnęła torbami o podłogę i złapała się za nogi.
- Kawę i ciasto z kremem, dwa razy – włoszka złożyła zamówienie i uśmiechnęła się ciepło do kelnera.
Violetta odpłynęła w swój świat z czołem przyklejonym do szklanej powierzchni stolika. Zaczęła się zastanawiać, jak tu dotarła, gdzie to wszystko się zaczęło. To nie był dzień pamiętnego konkursu, ani kiedy zadzwonił telefon z wiadomością od Disney’a, czas przesłuchań. Cała historia zaczęła się długo przed wyjazdem do Argentyny.
Piętnastolatka biegała po piętrach hotelu, szukając swojej zagubionej bluzy. Bawiła się z dzieckiem innych gości i gdzieś ją zapodziała. Rozglądała się za nią tak uparcie, bo to jej ulubiona bluza.
- Nie ma jej nigdzie – trzasnęła drzwiami, wchodząc do pokoju. German i Maria spojrzeli na nią smutno.
- Kupimy nową, kochanie – mama przytuliła dziewczynkę i ucałowała ją w czoło. Blondynka odpędziła się od rąk matki i z naburmuszoną miną skrzyżowała ręce.
- Nie chcę innej – krzyknęła, rzucając w kąt słuchawkami. Myślała, że to pomoże jej rozładować wściekłość, jaka się w niej wezbrała. Miała naturę choleryka, bardzo szybko się denerwowała i potem wyżywała się na niewinnych ludziach.
- Na osłodzenie masz tutaj bilet na dzisiejszy koncert – tata wręczył jej kawałek papieru. – Dzisiaj w hotelu gra jakaś czwórka chłopców, nie masz tu zbyt dużo rozrywki, więc… - mężczyzna wzruszył ramionami, siadając na skraju kanapy.
- Dzięki – mruknęła i wyszła z trzaśnięciem drzwi. Zbiegła po schodach i ruszyła w stronę pubu.
- No, tłumy – mruknęła pod nosem, widząc dwie osoby w kolejce. – Żeby mnie tylko nie staranowali – pomyślała sarkastycznie, śmiejąc się pod nosem. – Muszą być nieźli, skoro tyle ludu przyszło – kpiła z zespołu, na którego koncert przyszło jedenaście osób plus ona, czyli w sumie dwanaście.
Wakacje w Australii nie należały do szczytu ich marzeń. Poza tym hotel Annandale jakoś specjalnie nie zachęcał do spędzenia w nim czasu. Wyglądał jak zwykły, przydrożny motel w Hiszpanii. Może ten standard to luksus dla Australijczyków?
CZYTASZ
Heaven is a place on earth || L.H.
FanfictionCzasem jest tak, że tęsknimy za kimś, a nawet nie wiemy, dlaczego. Pragniemy zobaczyć oczy, których dokładnie nie pamiętamy. Dotknąć skóry, której wcześniej dotykaliśmy tylko przypadkiem. Poczuć zapach perfum i smak truskawkowego błyszczyka. On wła...