R3

16 2 1
                                    

Wstaję lekko otumaniona wypitym dzień wcześniej alkoholem. Przeciągam się i spoglądam na zegar. Jest 06:30. Zdążę jeszcze dobrze się rozbudzić i coś przekąsić przed lekcjami.

Gdy czuję się wystarczająco w porządku, idę do łazienki. Naszczęście moja łaźnia znajduje się w moim pokoju. Niegdyś to pomieszczenie stanowiło wielki schowek, ale osobiście poprosiłam tatę, aby przeremontował go na moją własną łazienkę.

To było jakieś dziesięć lat temu.

Wtedy nie byłaś jeszcze potworem, w oczach rodziców.

Łazienka nie jest biała, jak w większości amerykańskich domów. Moje ściany są koloru beżowego, wszelkie dodatki emanują ciepłym brązem.
Kocham to pomieszczenie. Jest takie... Delikatne.

Zupełnie jak nie ty...

Olewam swoje myśli i podchodzę do umywalki. Patrzę w lustro i swierdzam, iż pomimo braku kaca, będę musiała ukryć niedoskonałości po wczorajszej popijawie, makijażem.

Ogarniam twarz i czeszę włosy. Maluję się i decyduję na prosty ubiór:
Modny top i czarne dżinsy. Na nogi wkładam zwykłe trampki.

Schodzę schodami do kuchni. Jak co dzień, rodzice krzątają się po całym pokoju. Nawet nie zwracają na mnie uwagi, gdy otwieram lodówkę i wyjmuję z niej jogurt. Siadam przy wyspie kuchennej naprzeciw elegancko ubranego mężczyzny w średnim wieku. Nawet nie patrzę na ojca. Wiem, że gdybym to zrobiła, biznesmen rzuciłby mi pełne żalu spojrzenie.

– Mam nadzieję, że masz na oku jakieś mieszkanie – burczy matka nawet na mnie nie patrząc.

– Spokojnie, wyprowadzam się, jak tylko skończę osiemnastkę – zapewniam. Dokańczam jogurt i wyrzucam pudełko do kosza.

– Ale wiesz, że ostatnia wpłata trafia do nas.

Jest to raczej stwierdzenie niż pytanie. To prawda. Rodzice trzymają mnie tu tylko dlatego, że uzyskują na mnie pieniądze. Inaczej już dawno pożegnała bym się z luksusami i swoją łazienką.

– Jasne, kasa wasza - mruczę.

Tak na prawdę to nie mam gdzie pójść. Nie mam nawet żadnych pieniędzy.

Nie masz przyszłości, Karen.

Wal się! Krzyczę do swojej podświadomości. Czasem mam po dziurki w nosie tych jej uwag.

To twoje uwagi, Karen.

Tak, wiem. I dlatego mam ich dość.

Nie zwracam już uwagi na rodziców i biorę torbę. Po drodze pakuję jeszcze kanapkę i kieruję się do drzwi.

Naciskam klamkę. Patrzę z powątpiewaniem na dłoń, która spoczywa na uchwycie drzwi. Po chwili cofam się o krok. Nadal nie odrywając ręki z klamki spoglądam na rodziców.

–  Byliście naprawdę fajnymi rodzicami.

Na moje słowa, domownicy kierują wzrok na mnie. Matka nie kryje zdziwienia. Ojciec zaskoczony z kubkiem w połowie drogi do ust, posyła mi leciutki uśmiech.

Kiwam niezauważalnie głową i wychodzę. Wdycham świeże marcowe powietrze i ruszam do szkoły.

◽◾◾◾◽

Tak, jak przypuszczałam Oliver skacowany nie przyszedł na zajęcia. Nudziłam się bez niego, lecz moje myśli zajmował nowy psycholog.

Siedzę przed klasą, w której zazwyczaj odbywają się sesje terapeutyczne. Nagle czuję wibracje w kieszeni dżinsów ( nie, to nie wibrator, zboczuchy). Wyjmuję telefon i widzę numer Olivera.

KarenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz