R5

15 2 2
                                    

Czwartek. Nowy dzień. Stare zwyczaje. Iść do szkoły. Przyjść. I przygotować się na piątek. Proste, prawda?

Jedyne, co może urozmaicić ten dzień, to Oliver i jego durne pomysły.

Durne, a jednak dzielisz z Oli ich realizację...

No w sumie, racja. Ale tak, czy siak, są to głupie pomysły.

Idę pieszo do szkoły, mijając po drodze szczęśliwych ludzi. Ich entuzjazm i optymizm odbija się u mnie czkawką. Obojętnie omijam ich postacie.

Jestem niemalże na ulicy, gdy czuję szarpnięcie za ramię. Odwracam głowę i widzę za sobą uśmiechniętą gębę, zgadnijcie kogo?

– Kaco-maniak, już na chodzie? – pytam unosząc brew.

Na sygnalizatorze pojawia się czerwony człowieczek, wzdycham zrezygnowana. Oli nie przejmuje się moim zirytowaniem. Szczerzy się jak napalony nastolatek.

– Nabrałeś się koki, że taki wesoły?

– Nie dziś, słońce...

– Nie mów na mnie w ten sposób – fukam.

Chłopak posyła mi wyzywające spojrzenie.

– Czyżby, coś mnie ominęło? – pyta wyraźnie rozbawiony. – Może w końcu poznałaś jakiegoś przystojniaka?

Coś mi się nie podobało. Co on gada? To w ogóle nie miało sensu. Kątem oka spostrzegam, że zapaliło się zielone. Idziemy przez pasy. Nie odzywamy się przez resztę drogi. Dopiero w szkole odważam się przerwać ciszę.

– Oliver Michael Price, odwróć się w moją stronę i wytłumacz mi swoje zachowanie.

Chłopak patrzy się na mnie i uśmiecha drwiąco.

– Karen Linda Jonson, wytłumacz mi, proszę, o co właściwie ci chodzi.

– Chodzi mi o to...– cedzę przez zaciśnięte zęby – czego się tak szczerzysz, zakuta pało!

Oli wybucha śmiechem. Kilkoro uczniów przygląda nam się z zaciekawieniem. Piorunuję ich swoim morderczym wzrokiem i ciekawscy wracają do rozmów między sobą.

– Śniłaś mi się. – mówi, a ja marszczę brwi.– Gdy miałem kaca... Śniło mi się, że byłaś striptizerką w moim klubie gogo...

Chłopak znów wybucha śmiechem, a ja wznoszę oczy ku niebu.

– A ja myślałam, że zabiłeś rodziców – mówię.

Oli opanowuje się i spogląda na mnie poważnie.

– Coś się stało, gdy mnie nie było – stwierdza.

Łapie mnie niespodziewanie za ramiona i zmusza, abym na niego spojrzała. Robię to i chłopak mruży oczy.

– Tylko co? Karen, mów.

Waham się. Na pewno się wkurzy.

Albo nie. W końcu nic dla niego nie znaczysz.

Julian chciał skoczyć z dachu. Ja... Ja mu pomogłam i...

– Kiedy to było? – śmiertelna powaga mu nie do twarzy.

– Na lekcji terapeutycznej... Ale nic mi nie jest. Przysięgam.

Patrzy na mnie z powątpiewaniem, ale puszcza moje ramiona i cofa się o krok.

– Masz na sobie uważać – rozkazuje. – Jakby co, będę w pobliżu. Nie myśl za dużo. Proszę.

Okej... Kolejna osoba, która o coś mnie prosi. Co do jego słów... Nie dziwię się, że się o mnie martwi. On jedyny wie, co przeszłam dwa lata temu.

KarenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz