R10

14 3 2
                                    

Pałac Evana, okazał się być nowoczesno urządzonym domem obłożonym zewsząd lustrem weneckim. Widok z zewnątrz zapierał dech w piersi, we wnątrz można by się udusić.

Nauczyciel prowadzi mnie przez bogato wyglądający hol. Przedpokój jest tylko kawałkiem, jednym z kilkunastu puzzli w układance, która po ułożeniu tworzy ten wspaniały dom. Przedsionek ma ujście do salonu, który ma wielkość sali balowej w pałacu królowej Elżbiety. Rozglądam się po pomieszczeniu. Dziwne. Salon pomieściłby największą ilość elementów wyposażenia domowego. Jednak moje oczy skanują tylko bordową sofę, dwa fotele do kompletu z kanapą, szklany stolik, kilka szafek i jasne ściany udekorowane dużą ilością obrazów. Zauważam, że dzieła znanych malarzy zawiszonych na owych ścianach, są tymi egzemplarzami, za które płaci się tylko i wyłącznie tysiącami. Nie wiedziałam, że za siedzenie i słuchanie trajkotu innych można taplać się w złocie.

– Śmierdzi mi tu duuużą forsą...– na moje słowa Evan wybucha krótkim śmiechem.

– Ach tak, ostatnio wymieniałem odświerzacz powietrza – mówi żartobliwie i znów rechocze.

– Rżysz jak baran, cymbale – rzucam.

– A ty wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz.

– Co?!

Ja się nie rumienię... Jego cwany uśmieszek i pewne siebie spojrzenie przypomina mi o tym, jak się zawstydziłam, gdy wykazał się taką czułością względem mnie. Fakt, musiałam płonąć, gdy szepnął mi do ucha, że mnie chce. Do teraz jednak nie wiem, czy chodziło mu o moje ciało, czy o całą moją osobę... Unoszę głowę i napotykam jego uśmiech. Czego on ode mnie oczekuje?

Nie komentuję jego słów związanych z moim zawstydzeniem. Muszę sprawdzić. Zobaczyć, dlaczego zainteresował się takim odludkiem, jak ja. Podchodzę do niego pomału. Na początku nie reaguje, lecz po chwili, gdy jestem naprawdę blisko – wstrzymuje oddech. Dzieli nas tylko kilka centymetrów. Moja głowa jest na wysokości jego ramion. Jest wyższy, ale ja – mądrzejsza. I bardzo skromna.

Unoszę powoli wzrok. Moje oczy skanują każdy milimetr jego przystojnej twarzy. Taksuję spojrzeniem jego kilkudniowy zorost, pełne usta, kości policzkowe, zgrabny nos, aż w końcu moje szare żrenice natrafiają na jego, lśniące ciemnią oceanu. Patrzy się na mnie w skupieniu, jakby chciał ocenić sytuację. Cholerny psycholog. Zwracam uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół w jego wspaniałym spojrzeniu. Mogłabym utopić się w nim. Gdy na niego patrzę, mój oziębły stan diamentralnie się ociepla. Moje komórki wysyłają sygnały: EJ! NAGŁE OCIEPLENIE! WYŁĄCZYĆ TĄ KLIMATYZACJĘ!

Nagle nauczyciel odgarnia niesforny kosmyk moich ciemnych włosów. Dalikatnie muska opuszkami palców mój zaczerwieniony policzek. Znów czuję te przyjemne dreszcze. Wtulam twarz w jego dłoń. Na mój gest uśmiecha się lekko i głaszcze mój polik.

– Ciągle mnie zadziwiasz, panno Jonson – szepcze.

– Gdybym była totalnie przewidywalna, to byłabym niezwykle nudna. Nie sądzi pan, panie Matthews? – mruczę z zadowoleniem, gdy jego dłoń przesuwa się delikatnie pod moją brodę, aż do szyi.

Nie, nie, nie! To nie tak miało wyglądać! Nie możesz! Nie ufaj mu! Właśnie, pamiętasz, jak cię zniszczyli? Pamiętasz jak zniszczyło cię zaufanie? NIE UFAJ MU!

Momentalnie się odsuwam. Evan patrzy na mnie zdziwiony, ale po chwili znów pojawia się ten jego uśmieszek.

– Masz może ochotę na drinka? – pyta.

Kiwam tylko głową. Milczę z tępym wzrokiem wbitym w podłogę. No nie powiem, moja podświadomość ma wyczucie czasu – myślę z goryczą.

Jednak mam rację, kochanie. I nie zapominaj, że masz tylko mnie. Pamiętaj: TYLKO MNIE.

KarenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz