5. Srebrno-Złota lekcja

577 62 27
                                    

28.08.2017r.
Korekta: 👍

Chociaż przed obiadem odbyły się dwie lekcje OPCM, w których uczestniczyli tak ślizgoni roku trzeciego jak i gryfoni - zmierzający do namiotu siedemnastolatkowie nie mieli pojęcia, czego się spodziewać. Ich młodsi domownicy szeptali wprawdzie między sobą o tym, co działo się podczas zajęć. Ale nikt nie przyznał się przed nikim spoza "grupy wtajemniczonej".

Cisza, jakieś cholerne top secret!

To było niepokojące.

Zerkając na siebie nieufnie i gniewnie, wkroczyli w dwóch rzędach do namiotu. Jego wystrój wielce ich zmieszał.

- Siadajcie - mężczyzna podniósł się z dużej poduchy, odkładając na bok grubą książkę w białej oprawie. - Jak wiecie nazywam się James Horr-Pattey - ogłosił. - I na tych zajęciach zabraniam wam współpracować z waszymi współdomownikami - dodał.

- Jak to...? - młody, porywczy gryfon zerwał się na równe nogi, posyłając mu pełne niedowierzania spojrzenie. - To absurd! Wszystko mamy robić sami, niektóre czary przecież...!

- Cichaj, cichaj - brunet machnął różdżką i chłopak zamilkł nagle. - Myślałem, że jesteście trochę mądrzejsi.

- Jesteś młodszy! - krzyknęła jasnowłosa ślizgonka, wytykając go wypielęgnowanym i pomalowanym na zielono paznokciem.

- Tak - przyznał bez najmniejszego skrępowania. - i dlatego tak mnie przeraża wasz stan intelektualny. No, ale nic. W przeciwieństwie do poprzednich roczników jesteście już niemal dorośli, wasz rdzeń magiczny najprawdopodobniej nigdy nie zdoła zaakceptować idei myśli. Dlatego będę was uczyć tak jak uczy was większość waszych nauczycieli. Łopatologicznie, że tak powiem.

- Co to niby znaczy, że w przeciwieństwie do dzieciaków możemy czegoś nie opanować ? - bas wysokiego ślizgona z ulizanymi, ciemnymi włosami niemal zlał się z głosem chudziutkiego gryfona przypominającego ludzika z patyków.

- Ah, zatem chcecie wiedzieć, czego uczyłem waszych kolegów? Niech będzie - odchylił lekko głowę do tyłu. - pójdę nawet na pewne ustępstwo. Każda osoba, której uda się wykonać poprawnie zadane w połowie lekcji ćwiczenie będzie mogła nazywać mnie po imieniu. Albo w jakikolwiek inny sposób, jaki sobie wymyśli. Nawet obraźliwy. Na czas najbliższego miesiąca. Stoi?

- Obraźliwie też? - rudowłosi bliźniacy rzucili sobie pełne zainteresowania spojrzenia nad głową uroczej ślizgońskiej szatynki. - Stoi.

Gdy dwa diabły uległy pokusie, wszyscy pozostali gryfoni z westchnieniami zrobili to samo. A potem, dużo mniej chętnie, ślizgoni.

Nauczyciel klasnął w dłonie i wyjął z kieszeni mały, srebrzysty przedmiocik. Coś, do przypominało ważkę z migoczącym kamieniem szlachetnym zamiast ciałka i srebrem cienkim jak folijka w charakterze skrzydeł.

- To jest Widmo Energetyczne. Poświęciłem ostatnie pięć lat życia na stworzenie go. Do czego służy? Do badania energii. Po co robić coś takiego jak badanie energii? Na pewno przebiegło wam to przez myśl - w końcu nigdy nie zastanawialiście się nad tym jak wygląda magia, ile jej w ogóle jest ani jakie w rzeczywistości ma barwy. Proszę opuścić ręce, doskonale wiem, że znacie jakieś tam mętne kawałki o magii czarnej, białej i szarej, ale to akurat wierutne bzdury. I bardzo okrojone dane.

- Jak to?! Mój wujek pracuje w ministerstwie i...

- Cichaj - powtórzył James. - Za chwilę włączę Widmo i sami zobaczycie, czym jest wasza "czarodziejskość".

Zaraz po tym jak to powiedział, pstryknął palcami. W namiocie zapanowały najprawdziwsze egipskie ciemności. A potem ta unosząca się nad jego dłonią rzecz zaczęła wydawać z siebie dosyć dziwne, ciche odgłosy. Regularne jak bicie serca. Zanim któryś z uczniów zdążył się odezwać, namiot rozjaśniły od wewnątrz promienie kilkunastu barw. Każdego ucznia otaczała kolorowa aura. U jednych była tak słaba, że ledwie widoczna, u innych znowu tak silna, że aż oślepiała sąsiadów. Każdy blask miał wyraźne źródło gdzieś w okolicy serca.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz