21. Przygotowania i plany

422 46 64
                                    

15.01.2018r.
Korekta: 👌

Hogwart w ciągu tygodnia zmienił się nie do poznania. Rozpostarł wyżej, oczyścił z ton kurzu, pojawiły się tam dziesiątki nowych sal i obrazów... Dormitoria zniknęły. Całe piętra drugie i trzecie zajęły sypialnie dla uczniów. Pojedyncze i dla kilku osób, w zależności od tego, jak było lepiej dzieciakom. Niektóre nie chciały się rozdzielać.
- Czujesz to, Helgo?
Kobieta westchnęła, spoglądając na przyjaciela. - Już czas zbroić szkołę - powiedziała.
- Wysłałem mojego małego z grupą na zwiady - mężczyzna uśmiechnął się na myśl o stadzie gryfów do którego rozrosła się pod jego nieobecność rodzina pupila. - Powinniśmy się jeszcze dziś dowiedzieć jak daleko są od naszych terenów.
- Wtedy porozmawiamy ze współczesnymi - postanowiła.
- A Sal i Raven? - zaciekawił się.
- Jeden ma w tej chwili zajęcia z dzieciakami. Poprawka z historii.
- A drugi?
- Wykorzystuje swój dar przekonywania do mobilizowania pracowników placówki, na zmianę z pracownikami rządu, którzy odmawiają szkole pomocy i oskarżają go o bycie niebezpiecznym szaleńcem. To niesłychane jak bardzo praktyczne potrafi być greckie pochodzenie - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Czy w tej sytuacji nie powinnaś uspokoić sytuacji zamiast dać ją zaogniać?
- W rządzie są szpiedzy. Jeśli ktoś może wszystkich skłonić do jednoczesnego uderzenia tutaj, abyśmy na raz pozbyli się jak największej ilości wrogów to właśnie on.
- No tak. Legendarny Salazar Slytherin - skrzywił się niechętnie, naprawdę nie mogąc znieść tego, że jego przyjaciel był traktowany jakby sam był jednym z niebezpiecznych morderców-czarnoksiężników, z którymi mierzyła się w ostatnich wiekach Anglia.
- Idź sprawdzić czy twoje gryfy wróciły, a potem skieruj się do siebie. Musisz odpocząć przed pojawieniem się wrogów, inaczej twój dar uczyni cię kompletnie bezradnym.
- Masz rację... Dopiero co wróciliśmy, a jak dotąd cały czas przebywam na powierzchni wśród narwanej młodzieży i niekoniecznie przyjaznych nauczycieli - westchnął. - Dam znać co i jak - rzucił, po czym ruszył w stronę najbliższych schodów.

***

Założyciele spojrzeli po sobie, a potem na zgromadzonych w wielkiej sali czarodziejów.
- Co z Godrykiem? - zapytał Sal, poprawiając ciemne okulary żeby nic się nie stało gdyby mu nerwy puściły.
- Zbiera siły - wyjaśniła Helga.
- Moi drodzy - Raven potoczył wzrokiem po wszystkich twarzach wokół. Dziecięcych, dorosłych, jeszcze na pograniczu... - Na mapce nad naszymi głowami jeszcze tego nie widać, ale dzięki naszym niezastąpionym szpiegom już wiemy, że wrogowie znajdą się na terenie Hogwartu w ciągu trzech dni. I są bardzo silni. Ten czarodziej, który im przewodzi, z pewnością nie próżnował jeśli chodzi o zbieranie poparcia.
- Wszyscy zginiemy? - zapytał jakiś pierwszoklasista, patrząc w stronę założycieli wielkimi, przerażonymi oczami.
- Bzdura! - Sal, najlepszy doprowadzaniu ludzi do porządku, spojrzał dookoła siebie, niektórzy zaczęli się kulić w sobie wystraszeni. - Mamy plan, a wy go posłuchacie. Jasne?!
Potulne kiwanie głowami połączone z niechętnymi pomrukami. Oto było wszystko co otrzymał.
- Hogwart ma swoje sposoby na ochronę, ale najpierw przeciwnik musi się zbliżyć, dlatego przede wszystkim poczekamy aż to, co zostało z tarcz upadnie.
- Nie mamy żadnych... Lepszych osłon?
- Oczywiście, że mamy - Helga uśmiechnęła się szeroko. - Ale nie przeżyjemy ani nie wygramy z wrogiem jeśli damy przetrzymywać się w zamku i w końcu jeden po drugim wszyscy oszalejemy. Albo postanowimy się poddać skuszeni obietnicami przeżycia, spotkań z rodzinami i tak dalej.
- Upadną współczesne bariery. Wtedy musimy być już na określonych pozycjach, gotowi do konkretnych działań. Tylko organizacja może zapewnić nam sukces.
- Ale zanim zdeklarujecie jak postąpicie. Czy się schowacie, czy postanowicie walczyć, czy uciekniecie - Raven zrobił dosyć dramatyczną pauzę. - zadajcie sobie pytanie "Czy ja jestem w stanie postawić szkołę i przyjaciół ponad krewnych, którzy mogą stać po przeciwnej stronie i umrzeć?". Zróbcie to. Rozważcie. A gdy już ci, którzy odmówią, wyjdą stąd... Zostaniecie podzieleni na zespoły i powiemy wam, co będziemy robić.
Po dłuższej chwili z szuraniem i tupaniem pierwszoklasiści zaczęli wychodzić. Przewinęło się wśród nich  kilkanaście starszych osób.
- A jeśli... Jeśli stając przeciwko rodzinie nie dam rady? - zapytał cicho blondyn stojący na uboczu, w obecnej chwili wbijający bezradne spojrzenie w Salazara i ściskający drżącą ręką przedramię drugiej. Wyglądał na zdesperowanego.
- Jeśli chcesz to zrobić, ale czujesz, że możesz nie podołać, ustawimy cię na pozycji strzelca na murach.
- To znaczy?
- Już wyjaśniamy - Helga machnęła różdżką z gracją i nad ziemią zaczęła lewitować makieta szkoły. - W tym miejscu będzie grupa Zielonych, czyli strzelców na murach - wymamrotała jakiś czar i szmaragdowe smugi owinęły się wokół murów w miejscach wyższych pięter, gdzie były tarasy, węższe okna oraz strategiczne miejsca na wieżach, o których już od wieków nikt nie myślał jako pozycjach obronnych. - Poza tym, kilkanaście punktów znajdzie się tam, gdzie w tej chwili drzemią kamienni rycerze Salazara. Gdy zostaną wprowadzeni do walki, dodatkowi strzelcy obejmą stanowiska.
- Dalej - Salazar podszedł do planu i machnął własną różdżką. - Rubinowi. To wyjątkowa grupa i będzie ich kilkunastu ledwie. Zajmą się rannymi i podtrzymywaniem małych osłon nad pojedynczymi walczącymi w terenie. Będzie z nimi Godryk, który na starcie ma do odegrania bardzo kluczową rolę. Na razie niespodziankę. - mruknął, wyczarowując czerwone smugi w pobliżu zielonych oraz przy samych wrotach szkoły.
- Biali - Raven zakręcił koniuszkiem różdżki spiralę, mamrocząc i ponad błoniami oraz zamkiem zaczęły pojawiać się białe, niewyraźne kształty. - Będę razem z pewną grupą osłaniać naszych strzelców i wojowników z góry, dziesiątkując wroga bardziej agresywnie. Jeśli chcecie pomóc... Musicie przygotować się na to, że nie będzie oszałamiania wroga. Albo strzelicie czymś co zabija, najlepiej wielu ludzi na raz, albo nasi przyjaciele i towarzysze mogą ucierpieć - był bardziej niż śmiertelnie poważny.
- To może zabrzmieć absurdalnie, ale gdy ja będę szedł pozbyć się czarnoksiężnika - Salazar uśmiechnął się ironicznie. - Ostatnia grupa wraz z Helgą rozpocznie atak na ziemi. To będzie nasza ofensywa. Jeśli lubicie rośliny i dzikie, niebezpieczne stworzenia, koniecznie się do niej zgłoście - machnął, odbierając Heldze przyjemność wyczarowania żółtych smug na błoniach makiety.
- Nasze zwycięstwo nastąpi, ale musimy  dać z siebie wszystko. Może wydaje wam się to absurdalne, ale ten miesiąc nauki z młodym Horr-Pattey'em będzie waszą główną bronią.

***

Dwa dni w Hogwarcie trwały przygotowania. Chętnych do walki podzielono na zespoły i Założyciele zabrali się za wyjaśnianie im wszystkiego. Nawet nauczycielom, niechętnym i nieprzekonanym do podlegania czwórce ludzi znikąd. Chociaż ta czwórka zdołała zaangażować i przekonać do siebie młodzież, a przez tiarę wszystkie nowe obrazy ekscytowały się tak jak te starsze, które dopiero co zdążyły powrócić na swoje miejsca po wiekach nie istnienia dla szkolnej społeczności i świata w ogóle.

Trzeciego dnia wokół pól ochronnych szkoły zgromadziły się setki zakapturzonych postaci. Na suficie, wokół malunku widać było mroczny pierścień zacieśniający się wokół Hogwartu.
- Jak myślisz? - zapytał Raven, spoglądając na Godryka, podwijającego rękawy dopasowanej szaty.
- Jest ich mniej niż wtedy... Ale i tak pewne ponad tysiąc. Ma wsparcie olbrzymów i innych istot...
- Słuchajcie mnie - Salazar odetchnął. - Po walce chce zobaczyć was wszystkich całych i zdrowych. Jasne? Chcę w końcu zjeść z wami kolację żeby uczcić nasz powrót - uśmiechnął się.
- Oczywiście - Raven klasnął w dłonie. - Obrońcy szkoły! Na stanowiska! Mamy mniej więcej godzinę na przygotowanie się!
Salazar odetchnął cicho dopiero wtedy, gdy w wielkiej sali pozostała niewielka grupa osób. On, Godryk, kilku Rubinowych i część Żółtych.
Gryffindor położył mu dłoń na ramieniu.
- Gotów?
- Ravenowi nic się nie stanie?
- Nie martw się, Sal. Jeszcze zrobicie sobie wieczór przy czekoladzie, rozwaleni na futrze przed kominkiem - powiedział, uśmiechając się szeroko.
Salazar parsknął cicho, zaciskając dłoń na różdżce.
- Jak to się skończy i wygramy, oświadczysz się Heldze?
- Dam jej najpiękniejszy wisior jaki mam w rodowej skrytce.
Przyjaciele spojrzeli po sobie, pewni już tego, co muszą zrobić i gotowi na to.
- Za chwilę wyjdę i ożywie figury. Muszę to zrobić zanim bariera upadnie, gdy to się już stanie mogłoby być za późno.
- Młodzi! Eee... I profesorowie - Godryk spojrzał za siebie. - Priorytet to ochronić wrota i Salazara. Musi dostać się w pełni sił do naszego wroga żeby go pokonać!
Chwilę później wrota rozwarły się i Slytherin przekroczył próg, wychodząc na błonia. Odwrócił się plecami do migoczących barier wokół zamku, wzniósł różdżkę i wypowiedział głośnym, twardym głosem potężne zaklęcie, które wystrzeliło w górę białym promieniem.
Do rozpoczęcia bitwy o Hogwart pozostały minuty.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz