8. Rada pedagogiczna

486 58 13
                                    

08.09.2017r.
Korekta: 👍

"Drogi Forge,
Jesteś kochanym chłopcem, chociaż niesamowitym łobuziakiem. Nie wiem gdzie zaprowadzi cię w przyszłości twój zapał do brojenia, ale wierzę, że będziesz szczęśliwy. Czasem będzie ci ciężko, ale pamiętaj..."

*

"Drogi Gred,
Jesteś bardzo podobny do brata, ale widzę, że też dużo się od niego różnisz. Wierzę, że te różnice pomogą w przyszłości nie tylko tobie, ale wam obu. Ty również jesteś wyjątkowy..."

*

"Panno Perło-która-życzy-sobie-być-panną-Patrycją,
Spośród uczennic bardzo się wyróżniasz, nie tylko urodą, ale także magicznym potencjałem. Jestem pewien, że twój naturalny dar do kierowania magii myślą przyda się nawet jeśli tutaj czarodzieje tego nie doceniają..."

***

- Panie Horr-Pattey - Albus Dumbledore chrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę młodzieńca, który zapisywał coś z dużym zainteresowaniem na kolejnych stronach pergaminu.

Obok jego ręki było pudełko, w którym znajdowało się już przynajmniej trzydzieści albo i czterdzieści kopert. O ile nie było to magiczne pudełko - wtedy mogłoby być ich nawet ze sto.

- Tak? - brunet podniósł głowę, odgarniając lekkim ruchem ciemny kosmyk, który opadł mu na twarz. - Przepraszam, mam taką małą tradycję ilekroć kogoś uczę i bardzo chcę tym razem także ją zrealizować.

- Tradycje?

- Zdąży się pan dowiedzieć - zaśmiał się szczerze, zamykając pudełko. - Czas bardzo szybko płynie. O co pan chciał mnie zapytać?

- O uczniów? Jak idą zajęcia? Jesteś bardzo młody...

- Pyta pan o usłuchanie uczniów? Są bardzo grzeczni - zapewnił. - Było kilka spięć między czerwonymi a zielonymi, ale groźba wyciągnięcia konsekwencji dla całokształtu grupy rozwiązała problem - dodał, chociaż wyraźnie nie powiedział wszystkiego.

Ale co zataił?

- Odniosłem wrażenie, że ma pan pewien problem - wtrącił się szyderczo Snape. - Bliźniacy Weasley. Mówi to coś panu, Horr-Pattey?

- Tak - skinął głową. - To ci dwaj uczniowie, którzy spisują się na moich zajęciach parokrotnie lepiej od większości pozostałych uczniów. Co z nimi nie tak?

- Nazywają cię "Jimmy" - zauważyła poważnie profesor McGonagall.

- Dali sobie radę podczas małej konkurencji, którą zorganizowałem i zgodnie z umową mogą mnie tak nazywać. Kilkoro innych uczniów również zdołało dać sobie radę z tą konkurencją.

- I stawką konkurencji była możliwość nazywania pana jak tylko im się podoba!? To skrajnie nieodpowiedzialne!

- Moim zdaniem odniosło sukces. Ta część uczniów, która chciałaby bezkarnie mnie przeklinać zamiast nazywać "profesorem" nie ustaje w kolejnych próbach, a ci, którzy sobie poradzili nie osiadają na laurach i ciężko pracują.

- Panie Horr-Pattey!

- Pani Profesor, proszę aby nie krytykowała pani moich metod tak, jak ja nie mieszam się do tych pani - uśmiechnął się czarująco, ale jego oczy dziwnie błysnęły.

Niepokojąco.

- Czy coś jeszcze? - zapytał Dumbledore, aby uciszyć rodzącą się kłótnię.

- Pański podopieczny...

- Coś nie tak z Hellionem? - przechylił głowę w bok.

- Czy jest pan pewien, że to rozsądne żeby chodził tak po szkole... Sam?

- Przepraszam, pani Sprout, ale nie rozumiem.

- Obawiam się, że pan Grindenwald może... Niepokoić uczniów.

- To tylko czternastoletni chłopiec - zauważył celnie.

- To Grindenwald - odpowiedział mu lodowatym głosem Snape. - To dla uczniów wystarczający powód, aby się go obawiać i nie chcieć go w swoim otoczeniu.

Jego słowa zawisły nad wszystkimi, niebezpiecznie zagęszczając atmosferę. A James Horr-Pattey przez chwilę patrzył z niedowierzaniem... Aby potem wybuchnąć donośnym śmiechem tak gwałtownie, że aż mu łzy po policzkach pociekły.

- Jesteście tacy zabawni - wydusił z siebie w końcu. - Tacy zabawni. Wiecie, w Anglii. Tak, te dzieci boją się nazwiska Grindenwald - bo nauczyliście ich tego. Istnieją na świecie miliony jeśli nie miliardy nazwisk i rodowych przydomków. Gdybym był w stanie zbadać wszystkich istniejących ludzi magią i zapisać ich imiona i nazwiska... Wyobraźcie sobie, że bez trudu znalazłbym niektóre osoby powielone do trzech albo i dziesięciu sztuk na całej planecie. Oczywiście nie wszystkich, to bolesne - angielscy czarodzieje wymierają, ale to nic. Bo nie chodzi mi tylko o ludzi z Anglii, chodzi mi o cały świat. Czy wy w ogóle sobie zdajecie sprawę z tego, że na planecie żyje jakieś 6 miliardów ludzi?

Patrzył na nich. Oczy mu płonęły dziwnym blaskiem pasji. Policzki miał lekko zarumienione, a dłonie oparł na blacie biurka.

- Skąd ta pewność, że jest tych ludzi właśnie tyłu? - zapytał Snape, obrzucając go drwiącym spojrzeniem.

- Moje źródło nazywa się nauka - odparł. - co więcej, udowadnia ona, że liczba ludzi stale rośnie.

Po tej krótkiej deklaracji oparł się na krześle wygodnie i pochylił nad swoimi pergaminami. Jasne stało się, że dla niego czynny udział w zebraniu dobiegł końca.

*

"Panno Parkinson..."

*

"Smoczku od Malfoyów..."

*

"Drogi Feniksie..."

*
"Mały Pete-cwaniaku..."

*

James zaczynał kolejny list kiedy poczuł, jak jeden z amuletów zaczyna się nagrzewać. Zerknął na niego, identyfikując ten, który odpowiadał za stan Helliona. Na gładkiej czarnej powierzchni pojawił się kształt, który zidentyfikował jako Poza ciałem.

Hellion rozmawiał z jakimś duchem. Poza sferą jaką potrafili odczuwać normalni ludzie.
Nie przerywając pisania listu postanowił, że da tej sytuacji sześć minut, a potem uda się na poszukiwanie podopiecznego - zanim ludzie zauważą, że dzieje się coś dziwnego.

W ogóle nie słuchał jak nauczyciele prowadzą swoje dalsze debaty o uczniach. Jego zdaniem za bardzo się nad tymi łobuzami trzęśli - nawet Snape co chwilę gromkim głosem się mieszał, gdy tylko chodziło o jego uczniów ze Slytherinu.

Nie dziwił się, że uczniowie zachowują się tak dziecinnie podczas zajęć jeśli ich nauczyciele nie chcieli rozumieć, że są w pełni myślącymi, w większości bardzo dojrzałymi osobami, którym należy wskazać drogę lekko i ostrożnie zamiast wyraźnie gdzieś ich popychać albo - co gorsza - prowadzić za rączki.

Brońcie przodkowie, aby jego ktoś tak pieczołowicie dopatrywał i prowadził - nawet kapitan Rogers nie był aż tak... No nadwrażliwy. Chociaż to złe słowo, ale nie mógł wymyślić innego, zwłaszcza, że był zajęty swoimi listami. Miał ich do napisania jeszcze prawie sto trzydzieści - i tylko niecałe trzy tygodnie czasu.

Ups ziewnął szeroko, wczołgując się do wnętrza jego torby.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz