OS3: Ogień

203 21 6
                                    

20.09.2020r.

Wychował się w wiosce odciętej od świata, od ludzi. Nie znał nikogo innego poza skrzydlatymi istotami takimi jak on. Byli Alba. I on był Alba. I tyle. Nic więcej. Na tym koniec. Tak było dobrze. Wiódł spokojne, szczęśliwe życie, pełen satysfakcji z drobnych czynności, na które składał się każdy jego dzień.
O poranku budził się, wykonywał kilka ćwiczeń, spożywał śniadanie i wychodził do ogrodu, aby sprawdzić jak mają się rośliny. Potem szedł do małego budynku w środku wioski, aby uczyć dzieci jak panować nad magią. Starsi Alba mówili, że ma wrodzony talent i jeszcze nigdy nikt nie kontrolował magii jak on. Dobrze, bezwzględnie. Był z tego powodu dumny.
Po zajęciach odwiedzał swoją narzeczoną.
Była zielarką mieszkającą wyżej od reszty mieszkańców, w dzikszej części boru, na początku starej ścieżki w góry. Pomagał jej dbać o dom, który odziedziczyła po matce, poprzedniej zielarce. Naprawiał okna, ściany... Odmalowywał, zabezpieczał, upiększał. Elen była taka zapracowana przy ziołach i przygotowywaniu leków. Czasem ledwie pamiętała o jedzeniu i z trudem znajdywała na jedzenie czas, a co dopiero dbanie o dom, schody, deski, szyby? Zresztą... Miała dobrą duszę. Im bardziej bluszcz porastał z zewnątrz ściany i im więcej zwierząt podchodziło niemal pod same drzwi, tym czuła się lepiej i szczęśliwiej.

Jako dzieci chcieli opuścić osadę i zobaczyć daleki świat, inne, obce zwierzęta; inne, obce rośliny; inne, obce istoty ze skrzydłami. Na lekcjach historii, których słuchali w przeszłości opowiadano o innych grupach skrzydlatych. O czarno i złotoskrzydłych... I jeszcze o małych, ptasich, którzy podobno byli rozmiarów wróżek. A wróżki, wedle opowieści, nie zdarzały się większe od przeciętnego glinianego kubka. Elen, której skrzydła wcale nie były srebrzyste, czasem marzyła, aby zobaczyć innych. Dzielił z nią to marzenie, ale z innych powodów. Ona była ciekawa ich wyglądu, a on zdolności magicznych. Tak jak był ciekaw zdolności magicznych niektórych zwierząt z lasu, gromoptaków, które widywali czasem lecące wśród chmur podczas ich własnych, wielkich podróży albo własnych krewnych.

Czas nie miał litości dla marzeń.

Najpierw zaczął uczyć, a ona została zielarką, potem doczekali się dziecka. Ich córka była podobna do matki. Miała kasztanowe włosy zwijające się w loki i duże, jasnoszare oczy.  Kochał córkę i jej wyjątkową urodę. To, że była podobna do matki pozwalało mu być z powodu każdego dnia jej życia nawet szczęśliwszym. Zwłaszcza, gdy miękki puch na skrzydłach zaczął wypadać, stopniowo odsłaniając mocne, pierwsze pióra. Czasem zastanawiał się, czy któryś przodek Elen mógł być czarnoskrzydłym. Jej niecodzienna uroda wydawała się to potwierdzać. Oczywiście, wcale nie musiał, mogła po prostu chorować na brak czy nadmiar czegoś w skórze i piórach jak niektórzy inni Alba, zwłaszcza, że jej matka i ojciec nie różnili się prawie niczym od standardowego wizerunku jednego z nich... Ale o ile szczęśliwsza byłaby Elen, gdyby mogła mówić, że jest skądś indziej, że jej przodkowie to postaci z opowieści traktowanych przez młodych Alba jak legendy!
Ona w przeciwieństwie do niego nie zastanawiała się nad tym zbyt wiele. Rzeczy, które wiązały się z zewnętrznym światem, legendy i marzenia, trzymała w drewnianej szkatułce schowanej na regale w jego gabinecie. Był ciekaw, czy pewnego dnia zdejmie ją, aby opowiedzieć ich córce, Crow, o rzeczach, o których to oni słuchali gdy byli dziećmi.

Nie dowiedział się.

Wtargnięcie ludzi do ich wioski było nieoczekiwane i gwałtowne. Pełne ognia, strachu i krwi, gdy miotali się w potrzasku, nie wiedząc jak obce, niebezpieczne istoty ich znalazły, ani czym jest ich broń... Ani dlaczego w ogóle polują na nich, chociaż nigdy wcześniej się nie spotkali. Drzewa, ogrody, domy i skrzydła płonęły. Uciekający upadali z nieba pod ciężarem ran albo ognia. Uciekał w górę, starą ścieżką za domem Elen, niosąc na rękach córkę owiniętą płaszczem, aby nie musiała widzieć i jak najmniej słuchała. Elen biegła jego śladem, dźwigając jeszcze inne dzieci, dwójkę niemowląt przy piersi. Musiała być w trakcie przyjmowania porodu, gdy wszystko się zaczęło, bo miała na rękach krew, od której brudne były owinięte wokół noworodków tkaniny. Jakiś czas przeczekali w ciemnej grocie od zewnętrznej strony góry, oglądając w ponurej ciszy chmury przepływające im przed oczami. Odlecieli o zmroku, poruszając się ponad powierzchnią chmur i tylko co jakiś czas obniżając lot, aby ocenić gdzie są i umożliwić głębszy oddech dzieciom. Czarny dym nad ich domem unosił się bardzo długo, tak długo, że po kilku dniach ucieczki mieli już dosyć odwracania się i sprawdzania, czy nie są ścigani.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz