19. Odejścia i Powroty

458 50 26
                                    

19.11.2017r.
Korekta: 👌

Już na godzinę przed świtem James i Hellion byli gotowi do drogi. Siedzieli razem w wielkiej sali, rozmawiając przyciszonymi głosami, które i tak rozpływały się dookoła miękkim echem. Hellion wykańczał szkice zamku, a jego Mistrz zastanawiał się, z którego miejsca z sufitu opuścić na tłum swoje listy tak, aby żaden się nie zawieruszył. Niby się trochę spieszyli, ale jednocześnie tak nie do końca. Ciężko było zdefiniować ich stan.
- Już wiesz, Mistrzu? - zapytał w końcu Hellion, bo naprawdę nadchodziła godzina ich odejścia.
- Być może - brunet uśmiechnął się tajemniczo. - A co? Zainteresowany?
- Trochę - przyznał.
- Spójrz tam - palec Jamesa wskazał dokładnie środek sufitu. - To będzie jak biały, papierowy deszcz.
Chłopiec uśmiechnął się, nie mając trudności z wyobrażeniem sobie czegoś takiego. Już kilka razy widział jak gromady listów zrobionych przez Mistrza wydobywają się skądś i dopadają do adresatów jeszcze zanim ci zrozumieją co się dzieje.
James miał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy uczniowie zaczęli wchodzić do sali i pojawili się też pierwsi nauczyciele. Śniadanie się zaczęło.
Przynajmniej w pojmowaniu szkolnej społeczności - gdyby nie grzeczność Horr-Pattey i jego podopieczny zjedliby posiłek już wcześniej i zniknęli bez śladu.
Ale ponieważ grzeczności było w nich czasami aż nadto (a poza tym sympatii dla większości hogwartczyków), odczekali na pierwszych profesorów i wtedy w kubku Jamesa znalazła się pokaźna ilość przesłodzonej herbaty, a na talerzu Helliona dwa tosty.

Zdążyła zaczął się na dobre uczta, stoły były po brzegi wypchane gadającą młodzieżą, a ostatnie wolne miejsce przy stole zajęła Umbridge, gdy zegarek nauczyciela z zastępstwa zaczął świecić.
- Oho, transport za chwilę będzie lądował na błoniach - James błyskawicznie wrzucił w siebie połowę tosta Helliona, wziętą chłopcu z ręki. - Pożegnaj się jeśli chcesz z kimś osobiście, a ja pójdę dopilnować żeby nic złego się tutaj zaraz nie wydarzyło.
Chłopiec kiwnął głową delikatnie, podnosząc się z miejsca chwilę po swoim opiekunie, którego filcowy płaszcz, jak zwykle wbrew zasadom, ładnie sobie falował. Ani chybi był zaczarowany. Inaczej nie dało się wyjaśnić tej lekkości i plastyczności filcu!
James przed wyjściem z zamku zatrzymał się, a potem odwrócił i chrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę wszystkich:
- Moi drodzy... Miło było mi uczyć tak utalentowanych czarodziei i czarodziejki. Jeśli kiedyś wpadniecie na jakiś szalony eksperyment związany z magią lub nauką - koniecznie dajcie mi znać, z przyjemnością pomogę wam jak tylko będę mógł najlepiej - i pochylił się w lekkim ukłonie, a potem naprawdę opuścił Hogwart.
Hellion podszedł do stołu Gryffindoru i pociągnął za rękaw jednego z bliźniaków Weasley.
- Chodźcie na chwilę! - uśmiechnął się szeroko. - Odrzutowiec wam się spodoba!
- Odrzutowiec?
- Mały, zwinny pojazd stworzony przez ludzi do latania - wyjaśnił energicznie. - Mistrz uwielbia robić nim manewry powietrzne - dodał.
- Co o tym myślisz, Gred?
- Zdecydowanie chce wiedzieć jakimi sposobami latają mugole, Forge!
I faktycznie podnieśli się żeby wyjść z nim na zewnątrz. A potem znalazło się jeszcze kilku dzielnych i ciekawych uczniów, którzy ich dogonili. Oburzona Umbridge zerwała się na równe nogi, a zrezygnowany Dumbledore wstał, aby powstrzymać ją od rękoczynów.

James obserwował niebo oczami wypełnionymi radością, oczekiwanie wyraźnie go męczyło. Do czegoś było mu spieszno.
W końcu powietrze przeciął dziwny, niepokojący odgłos. Hałas jakby bardzo głośne warczenie i buczenie. A potem nad zamkiem przeleciała smukła maszyna niepodobna do hogwarckiego zegara ani samochodu, którym Horr-Pattey przyjechał.
- Jarvis, czy to odrzutowiec Avengers? - z zainteresowaniem zadał pytanie swojemu błyszczącemu zegarkowi.
- Zgadza się, paniczu James - odpowiedziało mu natychmiast urządzenie mechanicznym, ale zdaniem młodzieńca naprawdę miłym, głosem.
- Nie jest im potrzebny?
- To jeden z najszybszych odrzutowców pana Starka, a bezpieczny powrót do domu panicza i panicza Helliona to absolutny priorytet dzisiejszego dnia.
- Niech im będzie... obniż to cudo tak, żebyśmy mogli wsiąść, ale absolutnie nie ląduj. Silniki mają cały czas pracować.
- Rozumiem, paniczu James.
Fred i George zagwizdali z podziwem, gdy z szumem maszyna powoli obniżyła lot, a potem zaczęła opadać. Ciepłe powietrze omiotło czarodziei, którzy wyszli przed zamek. Odrzutowiec nie osiadł na ziemi, zgodnie z poleceniem. Otworzył się za to, prezentując swoje pół-pasażerskie wnętrze. Było tam coś koło dziesięciu foteli, poza tym parę umocowanych do ściany pudeł, których przeznaczenie było dla czarodziei nieznane. Na samym przedzie migotały ekrany kontrolne i różne pulpity. W środku nie było nikogo żywego.
- To był długi lot, co, Jarvis? - James opuścił rękę z zegarkiem, nie widząc już potrzeby używania go do komunikacji.
- Trochę faktycznie trwał, paniczu. Mniej więcej dwie i pół godziny w prędkości poddźwiękowej - ekrany zamigotały.
- Hellion, wracamy do domu - uśmiechnięty nieprzyzwoicie szeroko Horr-Pattey odwrócił się do ucznia.
Chłopiec skinął głową i ostatni raz zerknął w stronę tych uczniów, którzy wyszli. Skinął im głową, zaraz potem podbiegając do odrzutowca. Wybił się od ziemi w miękkim, wysokim skoku i bez najmniejszego trudu znalazł w lśniącym, mechanicznym wnętrzu. Zajął sobie jeden z foteli, zapinając pas.
James zerknął jeszcze w stronę Zakazanego Lasu, a potem wyraźnie ucieszony, wykonał głęboki, ale bardzo swobodny pokłon w stronę czterech nadchodzących postaci, których Hellion nie mógł już zobaczyć. Potem sam wskoczył do pojazdu.
- Jarvis, zamknij wejście, upewnij się, czy pola ochronne są szczelne, a do prędkości poddźwiękowej rozpędź się gdy tylko opuścimy zamieszkane przez ludzi rejony, nad oceanem możesz przyspieszyć do prędkości ponaddźwiękowej! - wydał dyspozycje, siadając wygodnie w fotelu pilota, tuż przed pulpitami.
- Tak jest, paniczu.
I odrzutowiec faktycznie zamknął się, a potem, zanim wzniósł się w powietrze, został otoczony mieniącą się barwami tęczy bańką. Puf... Bracia Weasley zaklaskali, gdy ogromna maszyna razem z jej ochronnym polem po prostu zniknęła. Ucichł nawet hałas. Nie mieli by pojęcia o jej istnieniu i o tym, że już wystartowała, gdyby nie silny podmuch gorącego powietrza, który w nich uderzył.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz