12. Winni

502 54 75
                                    

30.09.2017r.
Korekta: 👍

Gryfoni jeszcze przed śniadaniem zaczęli roznosić plotkę o tym, jakoby uwielbiając swojego tymczasowego  profesora zamierzali dowiedzieć się, kto chciał skrzywdzić jego ucznia, gdy tylko młody Grindenwald się obudzi.
Pewnie jako osoby z natury raczej prawdomówne nie poradziliby sobie z taką konspiracją, ale wśród nich byli bliźniacy Weasley. A jak Fred i George to także pewna część innych uczniów z pozostałych domów. Jakieś 20% ogółu. W trakcie śniadania szeptali i rozmawiali już wszyscy. Nawet Ślizgoni. Wprawdzie ciszej niż Krukoni czy Puchoni, ale jednak.

Szepty. Szepty. Szepty.

Nauczyciele nie wiedzieli co się dzieje, a próba wyjaśnienia tego u podstawy, u Jamesa czy Helliona była niemożliwa. Wciąż byli nieprzytomni. Pani Pomfrey wróżyła im jeszcze przynajmniej dobę snu. 

Chociaż było to trudne, jeden Puchon i dwóch Gryfonów przedostali się do Skrzydła Szpitalnego jeszcze przed śniadaniem. I ukryli się za parawanem. Gryfoni pod łóżkami nieprzytomnych, a Puchon za zasłoną okna.

To mogło trwać chwilę, a mogło dużo czasu.

Czekali.

Po prostu czekali.

***

- Hellion powinien się niedługo obudzić - mówił cicho Fred do młodej Luny Lovegood.

- Trzeba będzie go zapytać - powiedziała Luna, bardzo przejęta stanem nauczyciela i jego podopiecznego. Wyglądała przez to bardziej przytomnie niż na ogół. - Może coś zapamiętał. Raz w bibliotece poprosił o pomoc z przeniesieniem książek na stolik. Dużo ich przeglądał. Kochany chłopiec... Nargle go lubią! A nargle rzadko kogoś lubią - jej twarz znów zaczęła sennieć trochę, ale jasne było, że Luna przekaże wiadomości dalej, do pozostałych uczniów z dormitorium. I kilku kolegów w innych domach.

Ślizgon Burton z piątego roku na pewno z chęcią pomoże szukać winnego jeśli to młoda Lovegood go poprosi.

***

Im bliżej południa tym bardziej zaostrzała się sytuacja. Mężczyzna w hełmie zwieńczonym ostrymi rogami lekkim krokiem przemieszczał się z miejsca na miejsce, zwiedzając z pewnym zainteresowaniem Hogwart. Oczywiście czuwał nad sytuacją Jamesa Horr-Pattey'a i jego ucznia, ale nie robił tego w sposób konwencjonalny. Po co skoro jakże pomocne dzieciaki poleciały robić to za niego?

Zerknął na obraz z gorgoną.

- Jakże utalentowany malarz musiał cię tutaj umieścić - zamruczał, przypatrując się bez lęku wpatrzonym w sobie oczom. Były szeroko otwarte, a źrenice niemożliwie zwężone. - Pewnie nieostrożnych przeklinasz jakbyś była żywa, co? Ilu nieszczęśników zamieniłaś w kamień zanim rozpostarto przed tobą to intrygujące pole magiczne? - przechylił głowę. Chociaż Gorgona mu nie odpowiedziała, wyraz jej twarzy stał się jeszcze bardziej upiorny niż wcześniej.  - Złościsz się? Gdybym nie był sobą, pewnie już byłbym marmurowym indywiduum, ale wiesz... Ciężko byłoby być ojcem Jormunganda i zamieniać się w kamień przy pierwszej lepszej istocie z magicznymi oczami - zaśmiał się cicho, a potem odwrócił i wznowił podróż.

Od poprzedniej nocy zwiedził już całe lochy, teraz skończył trzecie piętro. Jeszcze tylko połowa szkoły. Wszystko wokół było tak stare i zakurzone... Pochorowałby się ciężko gdyby musiał mieć wokół siebie takie zaniedbanie na co dzień.

Poprawił płaszcz, którym zahaczył o poręcz gdy wstępował na schody wiodące w górę.

- Dobrze, że Thora tutaj nie ma - nachylił się, zaglądając w oczy jakiejś uroczej żmii wyrzeźbionej w formie ozdobnego zwieńczenia ramy obrazu tak starego, że płótno całkiem poczerniało. - nie byłby zachwycony wiedząc, że wysługuje się dziećmi w opiece nad potworkami - okręcił się dookoła własnej osi, aby obdarzyć czułym uśmiechem jeszcze kilka innych wężowych ozdobników. - Przynajmniej któryś z projektantów tego przestarzałego miejsca miał jakiś gust.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz