24. Pocałunek w blasku spojrzeń

463 49 94
                                    

21.01.2018r.
Korekta: /w trakcie/
Słów: 2842

Bitwa została zakończona. Gdy słońce wzeszło - nad terenami przynależnymi do Hogwartu wznosił się pachnący nieprzyjemnie dym, trawa i ziemia nasączone były gęstą krwią, a liczba zmarłych i ich ciała napawały obserwatorów uczuciem rozpaczy, beznadziei i grozy. Trzeba było posprzątać błonia, zamknąć śmierciożerców, którzy przeżyli, w lochach szkoły i odbudować częściowo zburzony mur  z jednej strony...
- Czym się zajmiesz? - zapytał zaniepokojony Godryk, kładąc przyjacielowi dłoń na ramieniu. Raven westchnął gorzko, ściskając bladą rękę Salazara.
- Za chwilę zajmę się Ministerstwem Magii i dopilnuje żeby nie ośmielili się zbliżać do Hogwartu - powiedział cicho.
- Wytrzymasz to nerwowo?
- W tym stanie... Jestem pewien, że poradzę sobie z tym lepiej niż gdybym  był spokojny - spojrzał jeszcze raz na twarz Salazara. - Będziesz nad nim czuwał?
- Będę - Godryk uśmiechnął się boleśnie, bo trudno mu było obiecywać coś takiego ze świadomością, że nie może zagwarantować Ravenowi nic... Salazar mógł przeżyć i żyć jeszcze kolejne trzysta, siedemset, a może nawet tysiąc lat... A mógł już za chwilę umrzeć w śpiączce. - Będę pilnował go najlepiej jak umiem.
Raven puścił chłodną dłoń, a potem cofnął się o kilka kroków i zanim Godryk zdążył zauważyć, przysunął się jeszcze raz. Pocałował wężowłosego w czoło, a potem wybiegł ze skrzydła szpitalnego z łopotem wielu warstw ciemnej szaty. Mijana przez niego profesor McGonagall aż się odwróciła zaskoczona.
- Coś się stało? - zapytała zdziwiona.
- Dyrektor poszedł zająć się sprawami szkoły - wyjaśnił pospiesznie Godryk.
- Ale przecież Dumbledore - zaczęła kobieta, podchodząc bliżej. Gryffindor otoczył łóżko przyjaciela parawanem, odcinając mężczyznę od świata zewnętrznego  i gwaru panującego w sali. - Dumbledore jest dyrektorem...
- Tak, ten pan był tutaj głową wszystkiego dosyć długo, ale już ustaliliśmy, że teraz Hogwart nie będzie działał tak jak kiedyś.
- To znaczy?
- Zauważyła już pani, że zamek się powiększył,  domy zniknęły, doszły nowe zajęcia, zniknął nieprzyjemny, psujący szkolne relacje podział w wielkiej sali na sekcje dla uczniów i ich nauczycieli... Hogwart wraca do metod działania sprzed lat. Najlepszych metod jakie tylko mogą istnieć dla takiej placówki edukacyjnej jak ta.
- Nie rozumiem...
- Pan Dumbledore leży tam - wskazał jej róg sali, gdzie na łóżku siedział, zajęty krzyżówką, mężczyzna. - Uraz związany z atakiem wilkołaka już prawie się wygoił. Można z nim porozmawiać.
Albus zwrócił uwagę na nadchodzącą przyjaciółkę, gdy ta dosunęła krzesło od łóżka i usiadła na nim.
- Witaj Minerwo! - uśmiechnął się do niej szeroko, chociaż wyglądał okropnie. Jeszcze kilka godzin wcześniej miał cały bok rozszarpany i kilku młodych razem z panią Pomfrey go zszywało. Mężczyzna rozdzielił się z grupą biegnącą ze szklarni do zamku, chcąc pomóc centaurowi wydostać się z łap wilkołaka. Bestia zostawiła centaura, ale rzuciła się na starego czarodzieja. Cud, że przeżył; mogłoby się to nie udać, gdyby nie odsiecz przezbrojonych w różdżki ze srebrnym rdzeniem Żółtych.
- Albusie, cieszę się, że odzyskałeś przytomność - powiedziała, patrząc z uniesioną brwią na krzyżówkę z Żonglera, którą miał na kolanach.
- Czy coś się stało, moja droga? Wyglądasz na zmartwioną - zauważył, przechylając głowę i zerkając zza okularów.
- Usłyszałam o zmianach jakie mają zajść - zacisnęła ręce na kolanach, zastanawiając się jak kontynuować temat.
- Pan Ravenclaw z pozostałymi założycielami przywróci szkole świetność z przed lat - pokiwał głową. - I odetnie Hogwart od wpływu Ministerstwa - uśmiechnął się. - To dobre wiadomości, prawda?
- A co z dofinansowaniem? Uczenie to nie zabawa, placówka potrzebuje finansów ma jedzenie, na pensje dla nauczycieli, różne uczniowskie wyróżnienia, stypendia...
- Minerwo - jego chłodna ręka chwyciła ją za dłoń, ściskając lekko. - Nie trać głowy. Jeszcze nas na świecie nie było i ta szkoła działała. Nie sądzę żeby Założyciele wprowadzali coś o czym nic nie wiedzą. Mają doświadczenie. Większe niż ktokolwiek, nawet mój przyjaciel, Flamel czy jego małżonka - uśmiechnął się sympatycznie.
- A-ale... Ale...
- Zmiany nie zawsze są złe - powiedział poważnie, patrząc jej głęboko w oczy. - Zobaczysz. Wszystko się ułoży.
Nie była przekonana, ale pokiwała powoli głową, bo przecież Albus wiedział o czym mówi. Był Albusem Dumbledorem. Może poturbowanym przez wilkołaka, ale Albusem Dumbledorem.

S i l e n tOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz