Rozdział 6

115 14 22
                                    


*Gabriela*

Przecież to Frosty. Był brudny, zakrwawiony. Wszędzie miał guzy i rany. Był nieprzytomny. Rozpłakałam się. Wiem, że to nie jest mój chłopak, ale to jego najbliższy przyjaciel. Chwila...GDZIE JEST TOMEK?! Dali nam Bena a Craze'a nie?! Byłam wściekła, zła i szczęśliwa. Matka Bena zaczęła płakać. Cuciła go. Nic to nie dawało. Zadzwoniliśmy do szpitala. Chwilę później przyjechał ambulans i zabrał go. Jechaliśmy za pojazdem na miejsce. Pobiegliśmy na sale. Podłączono go do wielu maszyn. Jemu życiu zagrażała śmierć. Gdy już go podpięto do ostatniej rzeczy, na ekranie było pokazane bicie jego serca. Lekarze zaczęli go reanimować. Nic. Użyli jeszcze kilku sprzętów. Nadal nic. Zaczęli pobierać jego krew. Poszli z nią do laboratorium. Podłączyli go do kroplówki, bo był odwodniony i wychudzony. Po chwili okazało się, że podano mu dużą ilość środków nasennych.

-Czy to dawka śmiertelna?-Zapytała matka Bena.

-Tak, ale zrobimy co w naszej mocy, aby go obudzić. Wy na razie musicie opuścić szpital.

-Dobrze.

Poszłyśmy do samochodu. Całą drogę trzęsłam się, co utrudniało mi w kierowaniu. Na szczęście dojechałyśmy do domu cale i zdrowe, ale przerażone. Oprowadziłyśmy Marlenę do jej domu i wróciłam jeszcze odwieść matkę Bena.

-Dowidzenia! - Krzyknęłam.

-Cześć. - Odpowiedziała wystraszonym głosem.

Wróciłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. JAK ONI KURWA MOGLI TO ZROBIĆ?! CZEMU TO ZROBILI?! Miałam wszystko dość. Położyłam się spać.

*Frosty*

Obudziłem się w szpitalu. Byłem przestraszony a w tym samym momencie szczęśliwy, że nie jestem tam.

-O wreszcie pan wstał. Ej... Udało się! - Krzyknął lekarz.

Uśmiechnąłem się.

-Jakie pan się nazywa? - zapytał.

- Benjamin James Frost.

-Pana dziewczyna to Yvette Domingo?

-Tak. A co?

-Jest u nas w szpitalu od 4 dni. Miała wypadek samochodowy, jak jechała cię szukać.

-Nie wierzę! Mogę ja spotkać?

-Tak. Jest w pokoju 344. Tylko niech pan idzie powoli, aby pan nie omdlał.

-Dobrze.

Wstałem i ruszyłem do pokoju. Zapukałem do drzwi. nikt nic nie powiedział. Wszedłem do pokoju. Ona spala. Pocałowałem ja w czoło i ustałem przy niej.

*Yvette*

Obudziłam się. Widziałam Bena. Przecież tak samo, jak w śnie. To pewnie znowu sen. NI eto nie sen. Wstałam. Zaczęliśmy się przytulać i całować. Czułam się szczęśliwa i bezpieczna...... On... Był cały w ranach od noża, w siniakach i guzach. A ja? Tylko złamana ręka. Szkoda mi się go zrobiło. Zaczęłam płakać w jego koszulkę. On mnie jeszcze mocniej przytulił.

-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.

Pocałowałam go. On oddawał mi pocałunki. Po policzkach leciały mi łzy. On je delikatnie ocierał i odgarniał włosy na tył. Byłam pewna, że wszystko się ułoży. Nagle przyszedł lekarz.

-Benjamin. Musimy iść zszyć parę ran. Wracaj zaraz.

-Dobrze.

Usiadłam na łóżko. On krześle przy mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy.

-Kocham cię -Powiedziałam.

-Ja ciebie bardziej.

Podszedł do mnie. Pocałował w czoło.

-Dobra ja idę. Trzymaj za mnie kciuki.

-No cześć.

*Benjamin*

Wracałem do pokoju. Myślałem nad tym, co się działo przez ostatnie dni. Ciekawe gdzie jest Tomek. Biedny. Co oni z nim robią. Chwile później usypali mnie i zaczęli zszywać.

*Lekarz*

Wszystko szło w porządku. Zaszywaliśmy 3 ranę. Zostało jeszcze 5. Nagle na ekranie pojawiło się, że jego serce przestaję bić. Zaczęliśmy go znowu reanimować.

Mam nadzieje, że wam się podoba :*.

Without notice~JetCrew Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz