*Yvette*
Obudziłam się. Bena nie było na łóżko. CO DO CHOLERY?!!. Wstałam. Pobiegłam do lekarza.
-Dzień dobry. Wie Pan gdzie jest Ben? - Zapytałam.
-Nie. Przecież jest w śpiączce.
-Go tam serio nie ma.
Zaczęliśmy szukać go po całym szpitalu. Nigdzie go nie było. KURWA GDZIE ON JEST!? Zadzwoniłam do matki Bena.
-Witam. Benjamina nie ma w szpitalu. Nie wiadomo co mu się stało.
-Nie możliwe! Jak to?!
-Byłam tam. Spałam z nim. Obudziłam się i nie było go nigdzie. Wraz z lekarzem przeszukaliśmy cały szpital.
-Zaraz do Ciebie przyjadę. Znajdę jakiś najbliższy autobus a jak nie to zaczekam na tramwaj.
-Okey. Żegnam...
*Marlena*
Wstałam nad ranem. Poszłam zjeść śniadanie. Psy już piszczały pod drzwiami. Chciały wyjść na dwór. Próbowałam otworzyć drzwi, ale coś chyba pod nimi leżało. Po chwili dałam radę wydostać się na drugą stronę. Co on tu robi?!! Mówiłam mu, że to koniec i ma nie wracać do domu!
-Wstawaj bydlaku!
-Co ty kurwa chcesz?
-Masz się stąd wynosić. Natychmiast!
Weszłam do domu. Zamknęłam drzwi. Poszłam do naszego pokoju. Wzięłam jego rzeczy. Wrzuciłam do reklamówki, i wrzuciłam przez okno. Wszystkie jego ubrania się rozwaliły. I dobrze. Niech sprząta idiota. Gdyby nie ćpał, był normalnym człowiekiem i pomagał nam w trudnych chwilach, to na pewno by to tak nie wyglądało. No cóż. Niestety. Sam tego chciał. Nawet mi go nie szkoda, że nie będzie miał domu, że będzie głodny i nie będzie miał pieniędzy. Wydał połowę mojej wypłaty na alkohol. Sama teraz muszę sobie radzić. Dobrze, że ze mną zawsze jest matka Bena, Yvette i Gabriela. A nawet niedługo Ben i Tomek. Mam nadzieję, że się odnajdą. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Matka Bena.
-No cześć. Nie uwierzysz co się stało! - mówiła podenerwowana.
-No co?
-Ben zniknął ze szpitala.
-Jak to do kurwy nędzy?!
-Yvette z nim spała w szpitalu i jak się obudziła, to go nie było. Przeszukali cały szpital. I nic. Jedziesz tam ze mną tramwajem? Nie ma autobusu na najbliższy czas.
-No dobra. A gdzie?
-Przy parku.
-Dobra. Zaraz tam będę.
Pobiegłam szybko odo tego parku. Zastałam tam matkę Bena.
-Nie dzwonimy po Gabrielę?
-Nie ona jest chora.
-Ooo biedna. Niech zdrowieje jak najszybciej.
Chwilę później poszłyśmy schodami w dół. Kupiliśmy bilety i czekałyśmy na tramwaj. Jakieś 5 minut później przyjechał. Dotarłyśmy bardzo szybko. Wysiadłyśmy i pobiegłyśmy do Yvette. Na miejscu stała zapłakana dziewczyna Bena.
-Nie martw się. Znajdzie się
-Jest pani pewna?
-Tak. Jestem bardzo tego pewna.
Podeszła do mnie i mnie objęła. Potem podeszła objąć jeszcze matkę Bena...
*Craze*
Znowu byłem w worze. Czułem podbitki. Chyba gdzieś jechaliśmy. Zacząłem po cichu grzebać w tym worze wyjścia. Niestety nigdzie nie mogłem go znaleźć. Próbowałem go rozerwać. Nadal nic. Jedyne co mi pozostało to czekać. Ben to ma pewnie już teraz dobrze. Pewnie jest z rodziną. Ciekawe czy oni mnie szukają? Chwilę później pojazd się zatrzymał. Ktoś złapał za wór. Szliśmy gdzieś...
Przepraszam za ten shitowy dział, ale nie mam na niego czasu i właśnie go napisałam. Od poniedziałku będzie normalnie. Przepraszam and peace out ✌️ PS. Przepraszam za wszystkie błędy.

CZYTASZ
Without notice~JetCrew
FanficCo się dzieje między Benem a Tommym poza filmami? Czy między nimi jest zawsze miło i pięknie?