Przepraszam Ami, przepraszam was mamo i tato. Przepraszam Levi, złamałam obietnice. Zamykam oczy i spadam w przepaść. Po moich policzkach spływają łzy. W pewnej chwili, niewiadomo jak ale przybywa do mnie cała moja wola walki. Naciskam spust i zaczepiam linkami o gardło monstrum.
- Nie zamierzam jeszcze umierać świecie! - Wrzeszczę. Zdaję sobie sprawę, że jestem jedną nogą w grobie. I że właśnie teraz bawię się ze śmiercią. Zawisam gdzieś w przełyku tytana. Jest ciemno, nie lubię ciemności. Przypomina mi chwile kiedy siedziałam w zimie sama w domu. Nie miałam drewna na opał i nikogo do pomocy. Często brakowało mi wtedy jedzenia a rodzice byli w bazie. Potem któregoś razu przyprowadzili ze sobą Ami. Z początku byłam do niej wrogo nastawiona. Często się kłuciuśmy ale w końcu stałyśmy się siostrami. I już nie byłam sama. Nie bałam się ciemności. Poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wiedza, że gdzieś tam jest osoba która na mnie liczy, której na mnie zależy, dodawała mi siły i odwagi. Wtedy niemożliwe stawało się możliwe. Dzisiaj wielu zginęło ale ja muszę żyć. Muszę żyć dla Ami. Chcę jeszcze raz zobaczyć znudzone kobaltowe oczy kaprala. Chce porozmawiać z Hanji o eksperymentach. Chce znaleźć swoją prawdziwą miłość, założyć rodzinę. Chcę mieć psa o którym tak zawsze marzyłam! Chce zbudować dom za murami! Gdzieś w lesie! Chce też zasadzić własne drzewo! Co z tego, że zasadzę je w lesie, ono ma być moje! Zaczęłam kręcić się w kółko z wyciągniętymi mieczami. To była moja chwila walki. To jest moja chwila walki. Niemam zamiaru przegrać! Pomogę zbudować idealny świat dla Ami, dla moich dzieci! Zaczęłam skakać po ściankach przełyku tytana posuwając się w ku górze. Staram się zaoszczędzić na gazie. Niewiadomo ile czasu zajmie mi powrót do domu. Ile tytanów będę musiała zabić. Zapewne wielu. Stanęłam na języku bestii. Dla bezpieczeństwa zostawiłam wbite haczyki w gardle potwora. Jeśli nie otworzy tej paszczy otwierając mi tym samym drogę do wyjścia sama będę musiał ją stworzyć. Wbiłam ostrze w podniebienie bestii ale ona nawet nie zareagowała. Do około jest bardzo dużo śnieżnobiałych zębów. Gdybym tylko mogła kilka z nich wybić. Poza tym jest tu strasznie gorąco. Hanji wspominała coś, że temperatura ciała tytanów jest bardzo wysoka ale nie spodziewałam się, że będzie tu jak w saunie. Co ja gadam, w ogóle nie spodziewałam się, że będę w tej sytuacji! Zawsze myślałam, że jak już znajdę się w ustach tytana to zginę. A tu proszę, życie lubi nas zaskakiwać. Może uda mi się go zdenerwować albo coś dzięki czemu otworzy tą głupią gębę. Nie mając innego pomysłu zaczęłam dźgać go w język ostrzem miecza. Rany bardzo szybko znikały. Nie sprawiało mu to bólu ale napewno czuł coś irytującego w ustach bo po jakimś czasie otworzył paszcze i wydobył z siebie przerażający ryk. Nie wiedziałam, że tytani wydają jakiekolwiek dźwięki. Korzystając z okazji wyskoczyłam z paszczy tytana i zorientowałam się, że jestem w lesie wysokich drzew. Szybko dostałam się na jedno z wysokich drzew i usiadłam na jednej z gałęzi. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie zraniła się podczas ucieczki. Zahaczyłam łydką o zęby tytana i zdarłam skórę aż do krwi. Ten głupi Tytan dalej tam stał i próbował wdrapać się na drzewo. Głupek. Nie mogąc na niego patrzeć postanowiłam wspiąć się wyżej. Powoli, kawałek po kawałeczku. Czułam się tak jak kiedyś kiedy byłam dzieckiem i wspinałam się po drzewach w ogródku babci. Będąc na szczycie udało mi się zobaczyć skrawek murów. Oraz niebieskie flary. Odwrót. Zawrócili. Niebieski kolor jest ledwo widoczny czyli miało to miejsce już jakiś czas temu. Zapewne są już gdzieś w pobliżu murów. Gdzieś tam, bezpieczni. Powinnam skupić się na moim problemie. I tak już znacząco polepszyłam swoją sytuacje. Wydostałam się z paszczy tytana. To już duże osiągnięcie. Nigdy nie słyszałam by się to komuś udało. Bez wątpienia mogę być z siebie dumna. Ahh! Rana na nodze strasznie krwawi. Potrzebuje lekarza, leków, bandaży i wielu innych rzeczy których nazw nie znam. Jednak narazie jedyne co mogę zrobić to wystawienie nogi na deszcz by woda przemyła ranę. W ten sposób zmniejszę ryzyko wystąpienia zakażenia. Rozerwałam materiał moich spodni i krzyknęłam gdy pierwsze krople uderzyły w pulsującą ranę. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu! Podobno boli mniej jeśli się na tym nie skupiasz. Pomyślałam o kapralu i odrazu się uspokoiłam. Niemal czułam jego dotyk na mojej skórze. W myślach słyszałam jego cudowny znudzony głos.
- Uspokuj się kobieto. Czekam na ciebie w bazie zwiadowców. - Mówił jego głos w mojej głowie. Ten jego znudzony głos. Muszę pomyśleć czym zatamuje krwotok. Czy dostanę nowe ubranie jeśli to nie będzie nadawało się do użytku? Miejmy nadziej, że tak bo właśnie porwałam moją białą koszule i zrobiłam sobie z niej bandaż. Mam na sobie teraz już tylko zieloną pelerynę i porwane spodnie. I sprzęt do trójwymiarowego manewru rzecz jasna. Jeśli po powrocie do bazy nie dostanę się do drużyny Levi'a albo jakiejś innej to niewiem co zrobię. Zapewne nic. Z bolącą zabandażowaną nogą zeszłam niżej i z ulgą zauważyłam, że Tytan zniknął. Chwilę zastanawiałam się co zrobić. Postanowiłam zagwizdać na mojego przyjaciela. Gwizdanie nie pomogło. Niema go. Może zwiadowcy go zabrali albo został zdeptany przez tytana. Mam nadzieje, że ta pierwsza opcja jest prawdziwa. Zużywając jak najmniej gazu udało mi się dostać na kraniec lasu. Zaczęłam gwizdać. Nie poddawałam się. Gdy już kompletnie straciłam nadzieje usłyszałam stukot kopyt. Był tu. Najwyraźniej potrzebowała chwili czasu aby się tu dostać. Ostrożnie zeszłam na dół i usiadłam w siodle. Szczerze to gdy moja mogą otarła się i siodło to to bolało jak niewiem co. Ból był nie do opisania ale nie aż tak silny jak wcześniej. Powstrzymałam się od krzyku. Najwyraźniej dalej pamiętam coś z lekcji przetrwania. Tata mi ich udzielał gdy byłam bardzo mała. Powtarzał, oczyścić ranę, zatamować krwawienie, jak najszybciej dostać się do lekarza. Popędziłam konia i galopowałam, nie, ja cwałowałam przez zielona pustkowia. Deszcz ciagle padał ale tym razem naprawdę malał. Aż w końcu ujrzałam tęczę. Odetchnęłam z ulgą teraz o wiele łatwiej będzie mi unikać tytanów. Z nadzieją, że ktoś jest w pobliżu wystrzeliłam pierwszą lepszą flarę. Padło na żółtą. Ten kolor oznacza, że misja została zakończona powodzeniem lub niepowodzeniem. Nagle, Tytan! Po prawej stronie. Gwałtownie skręciłam w lewo. Nie chce teraz żadnych przygód. Ale on mnie zobaczył i za mną biegnie. Po chwili dołączył się kolejny a potem następny. Koniec końców byłam ścigana przez bandę tytanów. Odruchowo wystrzeliłam czerwoną flarę. A potem jeszcze czarną. Niewiem czemu. To desperacka próba ratunku. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zładowałam jedną z flar i wystrzeliłam w grupę tytanów. Mam nadzieje, że to je zdezorientuje albo spowolni. Błagam chodź raz niech coś mi się uda. Zaszłam już tak daleko. Mur jest już blisko. O nie! Co musi czuć Ami kiedy się dowiedział o mojej rzekomej śmierci. Zapewne wszyscy myślą, że nie żyje. Ciekawe jaka będzie ich reakcja gdy mnie zobaczą. Może będą przerażeni, może szczęśliwi a może odrzuci ich mój zapach. Cuchnę jak Tytan. I jestem brudna. O czym ja myślę? Hanna, skup się na sobie! Odwracam się do tyłu i widzę, że mój plan zadziałał. Dziękuje! Mury są już blisko. Nie otworzą mi ich ale ja mogę się wspiąć. Gdy byłam wystarczająco blisko za pomocą trójwymiarowego manewru znalazłam się na tyle wysoko aby tytani nie mogli mnie dosięgnąć odetchnęłam z ulgą gdy Dragon odbiegł na bezpieczną odległość. Popatrzyłam na potwory przy murze i bardzo zachciało mi się z nimi walczyć. Ale nie. Nie mogę, teraz gdy dotarłam do bezpiecznej strefy, mogę odetchnąć.
- Co tam panienka robi! - Usłyszałam głos z góry. To ktoś z stacjonarki.
- Tak się składa, że ratuje sobie życie. - Powiedziałam i zaczęłam się wspinać. Gdy byłam już na szczycie położyłam się na zimnej podłodze i odetchnęłam z ulgą. - Jak dawno temu powrócili tu zwiadowcy? - Wymamrotałam osłabiona.
- Kilka godzin temu. Stracili wielu ludzi. - Odpowiedział mi sztywno i się zarumienił. Moja peleryną odsłoniła kawałek mojego biustonosza. Szybko się zakryłam.
- Tam jest mój koń. - Powiedziałam wstając. Podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Ciekawe kiedy sobie pójdą. - Będę musiał się tam wrócić. - Westchnęłam układając w głowie prosty plan.
- Chyba nie chce panienka tam teraz iść. Nie mogę panience pozwolić! - Krzykną. Nie lubię hałasów.
- Ciii. - Przyłożyłam sobie palec do ust. - Nie tak głośno. Głowa mnie boli.
- Z całym szacunkiem ale może powinna się panienka położyć i odpooczć.
- Nie. Już niedługo będę mogła wypocząć we własnej sypialny. Muszę tylko przedostać się do drugiej bramy. - Przeciągnęłam się i zaczęłam iść kulejąc.
- Może pomóc? - Zapytał chłopak podbiegając do mnie.
- Nie trzeba i wracaj do pracy. - Szłam dalej. Pierwsza rzecz jaką zrobię po powrocie do bazy będzie wzięcie długiego prysznica. Bardzo długiego prysznica. Przydało by się też odwiedzenie lekarza. Czyli Hanji, z tego ci wiem to ona się tym zajmuje. Kuśtykam przed siebie co chwila tracąc równowagę. Wywracam się, wstaje, idę dalej.

CZYTASZ
Attack on titan: Jedyna ochotniczka || Levi x OC (zakończone)
FanfictionProste zadanie, wyjechać i wrócić. A przynajmniej tak im się wydaje. Ale co córka byłego zwiadowcy myśli o wyprawach? Że, to krok ku wolności! Osoba która zadrwiła ze śmierci powinna chyba unikać wrażeń. Ale ona jest inna, jest silna, jest wojownicz...