14

43 3 2
                                    


Will

- Myślisz, że to wypali? - zastanawiałem się pod wieczór, gdy z Jamesem kręciliśmy się po okolicy. Opowiedział mi swój plan, jednak ja nie byłem przekonany.

- Dlaczego ma nie wypalić? - zapytał przyjaciel, odpalając papierosa. Następnie wyrzucił pustą paczkę do kosza, z którego już wysypywały się śmieci. 

- Bo nigdy nie bawiliśmy się w takie rzeczy - mruknąłem powoli, po czym przeniosłem wzrok na twarz Jamesa. Wydawał się spokojny, jakby nie widział żadnych konsekwencji i nie przewidywał porażki.

Skręciliśmy za róg. Po chodniku starym jak świat i zniwelowanym, dotarliśmy do przydrożnej knajpki. Byliśmy już na obrzeżach Hillard, gdzie wokół były łąki i nieliczne, stare budynki. Grafitti, odpadające cegły i budka telefoniczna gdzieś w oddali.

Jenny's było lokalem, do którego przychodziłem czasem z ojcem, kiedy był trzeźwy. Tu spotykał znajomych, potem kazał mi iść do domu a sam zapuszczał się do centrum miasta, gdzie można znaleźć było jego ulubione bary. Tam siedział całe noce, a jego powrót do domu oznajmiał huk, kiedy padał na wpół przytomny w korytarzu.

Siedliśmy w loży, a po chwili podeszła do nas młoda dziewczyna. Mogła być w naszym wieku i nie wyglądała jak typowa dziewczyn a z tego miasta. Większość to dziwki i ćpunki.

- Mogę wam coś podać? - zapytała. Miała kręcone włosy, spięte w kok. I uśmiechała się tak jak żadna z dziewczyn które znałem. Nawet Courtney przy niej wymiękała. Jest ładna, ale ta laska tutaj wygląda tak niewinnie. Tak grzecznie, jakby narawde pochodziła z innego miasta.

W sumie, mogło tak być. Nie widziałem jej tu wcześniej, może jest po prostu nowa?

- Nie, tylko siedzimy - odparł grzecznie James. Wpadliśmy tam tylko pogadać i się ogrzać, bo wiatr przybrał na sile, a dom domu spory kawał drogi. Długi spacer sobie urządziliśmy.

W pewnym momencie, kiedy James był pewny że wszystkie kelnerki sa na zapleczu, nachylił się w moją stronę.

- Ja chciałbym to zrobić jeszcze dzisiaj - powiedział, a mnie zamurowało.

- Zastanów sie jeszcze, to nie jest dobry pomysł - nalegałem. Nie chciałem go obrazić, ale byłem gotowy podnieść ton i być bardziej stanowczy.

Dlaczego akurat taki durny pomysł musiał przyjść mu do głowy?! Gdyby marzył o dobrej pracy, studiach... Marzenia warte świeczki, ale wspierałbym go! Jednak ta durnota na którą chce sie porwać to samobójstwo. Policja w Hillard nie ma nic do gadania, ale jeśli go złapią miejscowi, albo właściciel sklepu, wyrok zostanie wykonany na miejscu. Bez ławy, bez oskarżeń, bez sądu.

Załapie kulke w łeb. Tak wygląda brutalna sprawiedliwość w Hillard.

- Will, pomożesz mi? Sam sobie nie poradze, ktoś musi obstawiać tyły - mówił chłopak. Patrzyłem na niego i widziałem w jego oczach nadzieje. I pragnienie lepszego życia wraz z Courtney u boku.

- Wyjedziemy stąd, Will. Ty, ja i Courtney. Będziemy szczęśliwi, tak jak zawsze chciałeś.

Milczałem. Mój wzrok powędrował za okno. Właśnie zobaczyłem pierwsze krople deszczu, zatrzymujące się na szybie. Neon świecił na różowo, a menu tego miejsca widniało na naklejce na szybie.

Po  chwili zastanowienia, zgodziłem się na ten szalony plan.


Czy  pomoc przyjacielowi wyjdzie dla Willa na dobre? Dowiecie się już w następnym tygodniu :)


Change MeWhere stories live. Discover now