26

16 2 0
                                    

Will

Gdy nadszedł wieczór, moje nerwy były zszargane i szukałem ukojenia w piwie. Jednak, widok Jamesa i Courtney obok mnie wcale nie pomagał się odprężyć.
Ktoś mógłby powiedzieć, że zachowuje się jak rozkapryszona nastolatka. Lub zdrzdzona dziewczyna, opłakująca związek.
Ja chyba po prostu nie chciałem przyznać się przed samym sobą że doskwiera mi samotność. Nigdy nie czułem potrzeby miłości. Czemu więc teraz nagle się pojawiła?
Upiłem kolejny łyk. James siedział na leżaku naprzeciw mnie. Tuż obok stolika na którym paliła się mała świeczka. Płomień tworzył klimat, któremu oboje z dziewczyną się poddali. Courtney szczerzyła zęby, James uśmiechał się do niej, trzymając ją na kolanach.
A ja, niczym niezależny obserwator, spoglądałem tylko bez cienia zazdrości choć w środku mnie się gotowało.
James po kolejnym uśmiechu i poglaskaniu Courtney po idzie, zerwał się z fotela. Blondynka zeskoczyła, i pociągnęła chłopaka za rękę w stronę wejścia do domu.
- To... Ten... Do jutra, Will - odparł przyjaciel, juz na mnie nie patrząc.
Nade mną świeciły gwiazdy, niebo miało ciemny odcień purpury. Nie zauważyłem żadnego samolotu czy choćby przelatującego ptaka. Wokół panowała cisza jak makiem zasiał. Las w oddali nie szumiał, źdźbła zboża nie poruszały się. Jedynie tlący się płomyk na świeczce tańczył delikatnie.
Westchnąłem, a wydychane powietrze osiadło w postaci pary na mojej klatce piersiowej. Oparłem tam butelkę z zimnym piwem, i... Chyba już nie miałem ochoty na dopicie go. Dochodziła druga w nocy, byłem już wystarczająco pijany i zmęczony.
Coś uciekło z krzaków za płotem, po tym gdy wyrzuciłem tam niedopite piwo. Zając albo coś... Nie spojrzałem, bo podpierając się dłonią o ścianę, zmierzałem już do domu.
Ranek był już nad polami, zanim się zbudziłem. W białej koszulce bez rękawów, leżałem na plecach i zmrużonymi oczami przyglądałem się się gałęziom drzewa za oknem. Małe pączki oświetlało słońce. Zimne, lecz przyjemne powietrze dostawało się do pokoju. Dzień będzie pewnie gorący, jak zawsze w tych stronach. Jednak, wtedy było mi tak dobrze że nie miałem ochoty wstawać...
- Will! Sukinkocie, mleko całe wypiłeś?!
Ten krzyk nie zrobił na mnie wrażenia... James wstał w zlym humorze, jednak ja nie pozwoliłem zepsuć sobie tego poranka. Mimo krzątaniny w kuchni, nie wyszedłem z pokoju przed jedenastą.
A gdy już wyszedłem, Jamesa nie było. Courtney poinformowała mnie że pojechał po zakupy. Nawet masła na kanapki nie było a co o mleku do kawy mówić...
Parsknąłem tylko, odpalając Marlboro i niosąc na dwór kubek z herbatą.
Jakieś pół godziny później, James wrócił. Gdy tylko usłyszałem dźwięk silnika Chevroleta, podniosłem się z leżaka.
Wychodząc zza tyłu samochodu, poczułem spaliny i zobaczyłem jak James wyciąga dwie torby z tylnego siedzenia.
- Łap sie, są jeszcze trzy - usłyszałem jęk. Faktycznie, ciężkie te zakupy. Stwierdziłem że zaopatrzył nas na najbliższe dwa miesiące.
Choć, podejrzewam że niepotrzebnie. Niedługo zostanę tutaj sam. Mówi coś ostatnio że chce poszukać pracy, wynająć mieszkanie, żyć razem z Courtney. Na swoim.
Nie wiem, czy tak tylko gada... Czy serio czeka mnie samotne życie pośród niczego, w małej przyczepie, bez ambicji i planów...
Chciałem wyrwać sie z bagna. Wyrwałem się, ale nak widać, trawa nke jest tu tak zielona jak myślałem...

Jak podoba sie rozdział? Dziękuje za donate, i zapraszam do przeczytania mojej nowej książki, którą znajdziecie na profilu :)

Jezeli chcecie wesprzeć mnie, podziękować za twórczość i przy okazji dołożyć się do nowego komputera, linki znajdziecie poniżej. Dziekuje z góry za każdą złotówkę. Mozna płacić sms, payu, przelew...
Każda osoba która wyślę mi donate otrzyma :
FOLLOW
DEDYKACJE
PODZIĘKOWANIA
GWIAZDKI, KOMENTARZE DO SWOICH KSIĄŻEK
REKLAMĘ NA MOIM PROFILU

Kopiujecie ten adres lub klikacie w Link Zewnętrzny, nad przyciskiem Następna Część. Dziękuje :)

https://tipanddonation.com/edi6stringer-7998  

Change MeWhere stories live. Discover now