22

23 3 2
                                    


Shena

Gdy otworzyłam powieki, przed moimi oczami latało mnóstwo pyłów. Oświetlał je blask słońca wpadający przez małe okienko. Moja głowa leżała na miękkim kocu, które spoczywał na posadzce. 

Zdrętwiałam. Mimo ciepłego powietrza na zewnątrz, w piwnicy było zimno od podłogi i wilgoci. Wstałam i rozciągnęłam się, mrużąc oczy ze zmęczenia.

Dopiero po chwili pomyślałam "Co teraz?". Co zrobię? Matka już pewnie czeka aby złoić mi skórę i nawrzeszczeć jak na największą sukę w kraju. Przecież dla niej jestem tylko śmieciem...

Podniosłam się, i od razu otrzepałam ubrania z kurzu. Buty nie świecił się już tak bardzo jak wczoraj, kiedy pełna szczęścia chodziłam po tamtej kolorowej dzielnicy. Teraz, były całe w kurzu, zresztą tak samo jak kurtka. 

Westchnęłam, jeszcze chwile kręcąc się po piwnicy. Zastanawiało mnie, czy matka pojechała do pracy, choć szłam o zakład, że wzięła wolne w ten piątkowy dzień tylko po to by urządzić mi piekło kiedy wrócę do domu.

Najciszej jak umiałam, słysząc przy tym swój pełen strachu oddech, otworzyłam drzwi do piwnicy a moją twarz od razu zalało słońce. Było naprawdę gorąco, idealna pogoda by coś zmienić w swoim życiu...

Choć ja to zrobiłam już wczoraj. Tylko, że na jedną noc.

Tej nocy czułam się sobą w pełni. Nie marionetką w rękach mamy.

Błyszczący czarny SUV powinien stać na podjeździe. Jaka była moja ulga, gdy nie spostrzegłam tam auta...

Uspokoiłam oddech i drżenie rąk. Jeszcze przed chwilą byłam jak mysz pod miotłą, bojąca się wyjść z kryjówki. Ale popędziłam biegiem przed siebie, wzdłuż ulicy. Dopiero za zakrętem, po minięciu kilku domów, zwolniłam tempo. Gosposia która sprzątała nasz dom, nie zdołała zapewne dostrzec mnie z okna.

Nie widziałam żadnego z sąsiadów, ulicą nie przejechało żadne auto. Okolica była spokojna, a ja tak samo, snułam się powoli z nietęgą miną. Co dalej?

Nie mam ani grosza. Chciałabym jeszcze jeden dzień pożyć sama dla siebie. Może wynająć pokój w hotelu i tam przenocować. Ale zaraz, o czym ja myślę...

Spojrzałam na zegarek. Byłą dopiero siódma rano.

Metal błyszczał w słońcu, a wskazówki przesuwał się po złotej tarczy.

Zegarek był prezentem na komunie. Rzekomo to prawdziwe złoto...

Do głowy wpadł mi pomysł. Zdecydowana, że bardziej cenię sobie wolność niż drogie prezenty, pewnym krokiem szłam do celu. Do miejsca, gdzie byłam wczoraj. 

O tej porze, nie świeciły tam neony. Na ulicach można było dostrzec papierowe torebki i butelki po alkoholu, meneli siedzącyh na chodnikach oraz grupki niegrzecznej młodzieży...

Zaraz, czy te małolaty nie powinny być w szkołach? Bo takich ludzi było tam sporo. Dziewczyn w moim wieku, poubieranych wyzywająco...

Ale przypomniałam sobie że ja też dziś jestem niegrzeczna.

Odpaliłam papierosa, przechodząc obok blondyny w skórzanych, wiązanych kozakach. Miała usta wymalowane na czerwono i włosy napewno utlenione. Brakowało tylko napisu DZIWKA na czole. 

Zaciągając się cienką fają, minęłam sklep monopolowy i rzężącego, zarośniętego mężczyznę. Był pijany i ledwo trzymał się na nogach, wychodząc ze sklepu. 

Kilkaset metrów dalej, na dachu zauważyłam niewielkich rozmiarów szyld LOMBARD. Miałam wejść, ale najpierw zauważyłam po drugiej stronie ulicy rozbitą szybę i kilku wysokich mężczyzn. Wyglądali na policjantów, dwóch z nich miało nawet odznaki przy kieszonkach kurtek. 

Zanim sprzedałam zegarek za pokaźną sumę, dowiedziałam się że naprzeciw lombardu był jubiler. Miało tam miejsce włamanie i zginęło sporo pieniędzy i biżuterii. Łącznie straty wyceniono na niecałe osiemdziesiąt tysięcy.


Cześć. Jak podoba wam się rozdział? Shena wróciła do kolorowej dzielnicy Hillard, zarobić pieniądze. Jak myślicie, co pocznie dalej? :) Wesołych Świąt, kolejny rozdział... nie wiem kiedy dorwę jakiegoś kompa






Change MeWhere stories live. Discover now