28

17 3 1
                                    

Shena

Pijąc kawe, postanowiłam spojrzeć na mapę, ktorą kupiłam w małym motelowym pawilonie. Rozłożyłam ją na małym biureczku w pokoju, i zaczęłam śledzić okolice, konkretnie dokąd prowadzi ta autostrada za oknem.

Jechałam po niej palcem, kilka kilometrów za Hillard znajdowała się mała wieś. Zapewne małe farmy, skromne domki w których chętnie bym zamieszkała. Ciekawe czy znajdzie się tam dla mnie miejsce...

Ucieczka z Hillard. Planując to, wspomniałam chłopaka poznanego niedawno. Szarmanckiego i przystojnego, Theodhore'a.

Przypomniała mi się tamta noc, moje pierwsze kroki w nowym życiu a właściwie, przymiarki do niego. Dziewczyna z różowymi włosami, ktora tak mnie intrygowała. Sue, chyba tak miała na imie...

Zdecydowałam że nie ma co czekać. Po co kryć się tu i czekać aż matka mnie znajdzie skoro mogę ruszyć swoją drogą już teraz?

Zabrałam wszystko. Tą garstke ubrań którą miałam i nadzieje na lepsze jutro. Tą pewność siebie i determinacje.

Wyszłam z motelu.

Spacerem, dojście do tej wioski zajmie mi pare godzin, z przerwami bo dystans przekracza 130 kilometrów. Idąc poboczem, mijana przez auta na ruchliwej drodze, zaczęłam myśleć co teraz robi Theodore.

Pewnie wypoczywa, w jakimś spokojnym zakątku w Kansas. Miasto większe, lepsze pod każdym względem od Hillard. Może ma mieszkanie, może ma już... Dziewczyne? Wszakże on i Sue dogadywali się całkiem nieźle. Nawet pasowali do siebie. Ona ekscentryczna, on Chłopak z wyższych sfer. Przeciwieństwa sie przyciągają, nieprawdaż?

I tak minął pierwszy kilometr. Nie zwracałam już uwagi na auta, na ludzi w nich, na hałas. Zasluchana w muzyce, szłam przed siebie wytyczając szlak ku lepszemu.

Will

Z radia postawionego na stoliku płynęły ciche dźwięki muzyki. Ja, zacząłem już myśleć o przyszłości. Trzymałem w rękach gazetę, taką jak codzień rano przywożą dzieci. Tyle że tą akurat ukradłem mieszkającej kawałek stąd parze staruszków.
Szukałem ogłoszeń o pracy, choć coś podpowiadało mi że w moim wieku i sytuacji lepiej poszukać w pobliskim Wichita zatrudnienia na czarno, i tam wynająć jakąś niedrogą kawalerke. Jak wyjdzie, zobaczy się...

Domki holenderskie są dobre na lato, wiosne. Gdy przyjdzie zima, zamarzne tutaj bo słabo ocieplony jest ten mały budyneczek. Zerknałem na auto, może już czas. Może trzeba się zebrać i powiedzieć tej zakochanej parze że mam ich dosyć. I ich miłości z którą obnoszą sie o każdej porze w każdym miejscu...

Cieszyłem się ich szczęściem ale ile można... Każdego by szlag trafił gdyby ich sąsiad zza ściany każdej nocy i to nie w ciszy uprawiał miłość.

Ze swojego łóżka wziąłem kraciastą koszule a z malutkiego haczyka przy szafie, kaszkiet. Potem, poszedłem do Jamesa.

- Jak to? Co ty pierdolisz?! - zareagował nerwowo, otrząsając ręce z wody. Kończył myć naczynia a Courtney malowała paznokcie w naszym małym salonie.

- Chce wam dać szanse. Na normalne życie. Bądźcie szczęśliwi James, pora żebym ustąpił wam miejsca.

- Co? Kurna Will, co ci odbiło?
Chłopak ruszył za mną gdy z torbą pełną pieniędzy i rzeczy osobistych wychodziłem przed dom. Stanąłem obok samochodu.

- Fura jest moja. Hajs za niego masz w szafce przy łóżku - powiedziałem, opierając się o Jeepa z zardzewiałym podwoziem.

-Will, ale ty tak na serio? Przecież nikt cie stąd nie wygania, dom kupiliśmy razem - powiedział zdenerwowany James. Widziałem gorycz na jego twarzy, widziałem że nie podoba mu sie ta sytuacja.

- Wiem, ale chcę żebyście byli szczęśliwi. Jakby co to dzwoń...

I to były moje ostatnie słowa do niego. Odjechałem, zostawiając za sobą tylko pył i słodko gorzkie wspomnienia.

Change MeWhere stories live. Discover now