ROZDZIAŁ 79

2.6K 96 1
                                    

Od razu po zakupach, układałam starannie ubranka do szufladek w komodach. Bardzo mnie to cieszyło mimo że to takie nic. Louis spędzał ze mną każdą możliwą chwilę. Czasami wyganiałam go na siłownię z moim bratem albo Harrym. W piątek mieliśmy wszyscy trening. Tęskniłam za pracą, ale ogólnie dobrze było mi w domu. Zwłaszcza, kiedy przychodził dzień taki jak dziś. Od samego rana miałam zły humor. Wszystko było nie tak, a do tego nie odpuszczał mi ból pleców.

-Co ty taka dzisiaj jakaś niewyraźna? - pyta Lou, kiedy jemy śniadanie.

-Plecy mnie i do tego twoje dziecko zachowuje się, jakby było na meczu – wzdycham i powracam do śniadania, do którego nie mam zastrzeżeń.

-Jak zjesz to pomasuję ci je – mówi i patrzy na mnie z miłym uśmiechem.

Szybko dokańczamy jedzenie, a potem idziemy do salonu. Siadamy na kanapie i Louis podwija mi bluzkę i potem daje chwilę odprężenia. Kręgosłup od razu mniej boli i jestem chociaż przez chwilę w swoim niebie.

-Co ty na to, żeby iść do szkoły? - pyta mnie nadal mnie masując.

-Teraz ci się zachciało uczyć? - odpowiadam, a on zaczyna się śmiać. - Co? - dopytuję, bo chyba nie łapię jego dobrego humoru.

-Chodziło mi o szkołę rodzenia – to teraz rozumiem.

-A to dobry pomysł.

-Już nas zapisałem.

-Jak zwykle bez uzgodnienia ze mną – wzdycham, ale nie chcąc wszczynać kłótni, siedzę cicho.

Louis mi mówi o pierwszych zajęciach, które mają odbyć się jutro w południe i tak dalej, a ja skupiam się tylko na chwili odpoczynku i odstresowania.

-Lepiej? - pyta po kilku długich minutach.

-Oczywiście, dziękuję, kochanie – całuję go i naciągam z powrotem szeroką bluzkę. - Idziemy na spacer?

W ostatnim czasie bardzo je polubiłam. Nie zawsze były długie, ale często szliśmy do parku niedaleko i siedzieliśmy opatuleni na ławce, patrząc na otaczający nas dookoła świat. Takie momenty są cudowne, bo wtedy nie trzeba się niczym martwić i zastanawiać. Wtedy jesteśmy po prostu razem.

-Na zewnątrz jest masakryczna ulewa – odpowiada Louis. - Może jutro albo po południu zrobi się lepsza pogoda – dodaję, a ja trzymam go za słowo.

-To ja dzisiaj się stąd nie ruszam – mówię i kładę się na kanapie. - Podaj mi pilot – dodaję, a Louis ze śmiechem to robi.

Dzisiaj wszelkie obowiązki przejmuje pan domu. Obiad też gotuje sam, choć kilka razy muszę interweniować. Na szczęście jest co zjeść i kuchnia stoi cała. Wieczorem to też mój narzeczony dba o to, żebyśmy coś zjedli. Potem szybko zasypiam. Następnego dnia rano wstaję wypoczęta i pomimo doskwierających kopnięć, mam chęć do działania. To ja dzisiaj robię śniadanie i czekam aż Lou się obudzi. Schodzi chwilę po mnie do kuchni, gdzie ja już zajadam się kanapkami.

-Witajcie – mówi i całuje mnie pierwsze w usta, a potem w brzuch.

Siada naprzeciwko i jeszcze lekko śpiąc zaczyna jeść.

-Na którą tam mamy być? - pytam, kiedy już prawię kończę śniadanie.

-O 11 zaczynają się zajęcia. Jest 9, więc koło 10 będzie trzeba jechać. W centrum będą korki – mówi, a ja przytakuję głową i zbieram talerze.

Potem idziemy na górę. Wybieram getry i do tego szarą bluzę. W jakieś piękniejsze rzeczy się nie wcisnę, a zresztą wolę być wygodnie ubrana. Louis też nie grzeszy elegancją. Zakłada czerwoną bluzę i do tego czarne dresy. Mimo sportowego ubioru, wygląda jak model.

-Co mi się tak przyglądasz? - pyta mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Przystojny jesteś, wiesz?

-No, wiem – śmieję się. - A ty piękna – dodaje i przyciąga mnie o siebie.

Tym sposobem stoimy przed lustrem. On kładzie ręce na moim brzuchu i opiera głowę o moje ramię.

-Patrz jak razem pięknie wyglądamy – mówi i cmoka mnie w szyję. - Za niedługo staniemy tu w trójkę.

-No jeszcze ponad 2 miesiące poczekamy – uśmiecham się lekko.

-Minie jak z bicza strzelił. Chodź, musimy jechać.

Niestety, ale samochód Louisa stał się już dla mnie za niski, dlatego jeździmy moją mazdą. Do jego „cudownego" lamborghini nie jestem w stanie wsiąść, a tym bardziej wysiąść. Kiedy jedzie sam, jedzie nim, lecz ze mną musi moim. Ja jeżeli nie muszę, a tak na razie jest, nie prowadzę. Louis kategorycznie mi tego zabronił, a ja sama uważam, że to niewygodne i niebezpieczne. Podsumowując mamy teraz szofera.

-Kiedy tutaj naprzeciwko chodziłam na taniec – mówię, kiedy zauważam te stare budynki w centrum.

-Umiesz tańczyć?

-No trochę, ale nie wiele pamiętam.

-To dlatego mi się z tobą dobrze tańczyło na balu – mówi w zadumie, a potem parkuje samochód.

Wchodzimy na pierwsze piętro, gdzie wita nas miła blondynka. Przed rozpoczęciem zajęć przedstawia się.

-Jestem Ana, od kilku dobrych lat, prowadzę zajęcia. Sama jestem matką pięciorga dzieci. Dzisiaj poćwiczymy prawidłowy oddech.

-A my ile planujemy? - szepczę mi o ucha Louis.

-Całą drużynę – odpowiadam z uśmiechem.

-Wyzwanie przyjęte – rzuca cicho Louis, a ja uświadamiam sobie, że odebrał to jako czystą prawdę.

-Żartowałam, Tomlinson – mówię, aby wszystko było jasne.

-A już myślałem – wzdycha teatralnie, a potem skupiamy się na tym, co mówi pani instruktor.

Zajęcia trwają ponad godzinę. Po nich wychodzimy zadowoleni. Potem szybko wsiadamy do auta, bo na zewnątrz znowu rozpoczęła się ulewa. Tak to już jest w naszej mokrej Anglii... Moje dumania podczas wpatrywania się w kropelki deszczu na szybkie zostają przerwane dźwiękiem telefonu.

-To tata – mówię i odbieram. - Cześć, co tam?

-Hej, córeczko. U nas wszystko dobrze, a ja u was?

-Właśnie wracamy z zajęć – odpowiadam i patrzę na drogę przed nami.

-Muszę ci coś powiedzieć – zaczyna bardzo poważnym tonem, a ja zaczynam się denerwować.

-Co się stało? - pytam ze strachem.

-Nie denerwuj się, nic takiego. Po prostu prezes klubu został zwolniony.

-Kto został nowym?

-Ojciec Davida – na te słowa automatycznie dostaję skurczy.

-Nessi, spokojnie – upomina mnie Louis.

-Nie powinienem dzwonić – mówi mój tata.

-Nie, dobrze, że mi powiedziałeś. On mnie nigdy nie lubił, więc cienko to widzę.

-Dopóki ja jestem tu w klubie, to nic się nie martw. Jedźcie teraz ostrożnie i do usłyszenia.

-Pa, tato.

Rozłączam się i przekazuje informacje Louisowi. On nie zna tak dobrze Davida i jego rodziny, więc nie wie, jak duży problem może powstać. Ojciec Davida jest zdrowo popieprzony i co najważniejsze zawsze uważał mnie za idiotkę. Nie polubił mnie. Teraz będzie jeszcze gorzej, bo jestem na stopie wojennej z jego synem... Oj, czarno to widzę...


Mrs. CoachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz