ROZDZIAŁ 13

4.6K 153 8
                                    

Rano jak zawsze wzięłam prysznic a potem ubrałam się. Wybrałam czarne rurki a do tego jasnoniebieską bluzkę z Adidasa. Jako trener muszę wyglądać względnie dobrze, więc zakładam na to czarną marynarkę. Nie jest to strój elegancki, ale mecz też nie jest jakiś bardzo ważny. Zwyczajny mecz towarzyski. Zeszłam na dół, gdzie była już moja mama.

-Cześć mamo.

-Hej, jak tam nastrój przed pierwszym meczem?

-Na moje oko są dobrze przeszkoleni.

-Jake wstał ?

-Idzie w pełni sił ! - krzyczy ze schodów.

-Jak coś dzisiaj spieprzysz to ja Cię chyba zabije. - mówi mój tata i się śmieje.

-Z taką trenerką nie ma szans na zły mecz.

Jemy śniadanie i już po chwili zbieramy się do wyjazdu.

-Jedziemy teraz razem. Wysiądziecie sobie pod stadionem i spotkamy się na miejscu.

Kilka minut zajmuje nam dojechanie na miejsce zbiórki. Moi rodzice udają się do sąsiedniego miasta na mecz samochodem, a ja z moim bratem jedziemy z całą drużyną autokarem.

-Cześć, wszyscy już są?

-Tak, pani trener. - przede mną pojawia się pan kapitan.

-To możemy wsiadać. Zapraszam.- mówię i kieruję się w stronę pojazdu.

Aby mieć pewność, że mam całą drużynę liczę ich podczas wsiadania i czekam aż Louis wejdzie do autokaru.

-Dlaczego nie wsiadasz?- pytam.

-Zawsze przepuszczam kobiety w drzwiach, więc proszę.- wskazuje ręką, więc wsiadam nie prowadząc z nim żadnych więcej rozmów.

To nie tak, że go unikam, bo nie mam jeszcze takich powodów, ale chcę unikać jakichkolwiek sytuacji, które mogłyby być dziwnie odebrane przez drużynę. Nie chcę żadnych plotek.

-Posłuchajcie, nasz przeciwnik jest dobry, ale wy jesteście lepsi.- mówię, kiedy wyjeżdżamy z parkingu. - Obserwowałam was uważnie przez cały tydzień. Wiem, że dacie sobie radę.

-Brawa dla trenerki! - krzyczy Jacob.

-Nie teraz. - mówię. - Jak wygracie to dla was będziemy bić brawo. Pierwszy skład gotowy do meczu?

-Tak, jest! - krzyczą.

Ja siadam na swoim miejscu i przeglądam moje zapiski. W końcu dojeżdżamy na miejsce. Chłopaki witają się z moim tatą, a potem idą do szatni.

-Idź do nich. - mówi tata.

-Poczekam aż się przebiorą.- odpowiadam. - Jakieś rady?- pytam z uśmiechem.

-Nie, pani trener. - również się uśmiecha, a potem znika na trybunach.

Ja kieruję się do szatni po drodze spotykam trenera przeciwnej drużyny.

-Dzień dobry, pani Paradise.

-Dzień dobry, panie Clark.

-Powodzenia na meczu.- mówi z wyższością.

-Wzajemnie.- mówię i znikam w szatni moich podopiecznych.

-Gotowi?- pytam, a oni dopiero teraz dostrzegają moją obecność.

-Co ty robisz w męskiej szatni? - pyta Styles.

-Jak widzisz stoję.- odpowiadam na jego głupie pytanie. - To teraz nie ma znaczenia czy to męska szatnia. Pierwszy skład, słuchać uważnie.- zaczynam i przedstawiam po raz kolejny plan na dzisiejszy mecz.

Trwa to tylko kilka chwil, a potem czekam aż wszyscy wszystko zabiorą i po kolei wychodzą z szatni.

-Panie kapitanie.- mówię, kiedy widzę, że nie wychodzi.

-Pani trener.

-Proszę wychodzić. Powinieneś iść pierwszy. - mówię mu.

-Wiem, ale ty jeszcze nie wyszłaś.

-Idę.- odpowiadam i oboje się śmiejemy.

Kiedy on zachowuje się normalnie to całkiem z niego niezły gość, ale jak mu odbija to gorzej. Wychodzę na murawę, gdzie czekam na moją drużynę. Po chwili wychodzą moi piłkarze jak i przeciwnicy.

-Gotowa na porażkę? - pyta trener przeciwników.

-Nie sądzę, że będzie taka potrzeba. - odpowiadam pewna siebie.

Odchodzę w kierunku reszty piłkarzy i już po chwili rozpoczyna się mecz. Jak na razie grają dobrze, ale nie chcę zapeszać i nie chwalę ich. Pierwsza część mija szybko i bezbramkowo. Schodzimy do szatni na przerwę.

-Mogłeś strzelić!- krzyczy jeden z nich.

-Mogłeś mi podać dokładnie! - słyszę głos Tomlinsona.

-Po pierwsze koniec krzyków, a po drugie co to ma być. Jesteście jedną drużyną, nie możecie wzajemnie się obwiniać.

-Louis jest samolubny i myśli tylko o sobie. - mówi Alex.

-Nie będę rozpatrywać kto ma rację, bo to nie ma sensu. Jedna rada, patrzcie, gdzie podajecie, a strzelicie dzisiaj jeszcze ze dwie bramki.

-Nie sądzę, że ten palant nauczy się podawać! - wrzeszcz kapitan.

-Ja jestem palantem? - tak samo wzburzony jest Alex i wręcz gotowy do bójki. - To że jesteś kapitanem nic nie znaczy.- zbliża się do Tomlinsona i gdyby nie moja szybka reakcja pobiliby się.

-Stop panowie! - krzyczę i staję między nimi.- Nie obchodzi mnie co macie do siebie, ale dla dobra drużyny Alex schodzisz z boiska, Casper wejdzie za ciebie.

-Głupia baba.- mówi i kopie w ścianę.

-Ta głupia baba zaraz cię zawiesi jak nie skończysz. - odpowiadam. - Tomlinson dostaje moje ostrzeżenie.

-Będę już grzeczny, pani trener. - mówi i puszcza oczko.

Na szczęście przerwa dobiega końca i zaczyna się druga połowa. Alex siedzi obrażony, a bez niego moja drużyna zwycięża wynikiem 3:0. Teraz mogę być dumna. Pierwszy mecz i pierwsza wygrana. Clark przechodzi ze spuszczoną głową przez boisko, a ja widzę dumę na twarzy mojego taty. Kiedy wszyscy moi piłkarze są w szatni, ja również tam idę.

-Gratuluję panowie.- mówię. - Jutro macie wolne. W poniedziałek normalny trening, a pod koniec tygodnia powiem wam o zgrupowaniu. Kapitanie zostaniesz po trningu wtej sprawie w poniedziałek. - dodaję.

-Dobrze, pani trener. - odpowiada i zdejmuje koszulkę.

Staram się nie patrzeć w jego stronę, ale ledwo się mogę oprzeć. Dodatkowo ma piękne tataże, które podkreślają jego mięśnie. Sama siebie upominam i postawiam wyjść.

-Czekam przy samochodzie, Jake. - dodaję i wychodzę.


Mrs. CoachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz