ROZDZIAŁ 88

2.3K 88 0
                                    

Dzisiaj przed nami jedna z ostatnich wizyt. Czuję się dobrze, choć znowu zaczynają doskwierać zawroty głowy i często robi mi się słabo. Louis oczywiście bierze wszystko poważniej niż trzeba i pilnuje, żebym nawet nie gotowała obiadu. Jak ja nie wyląduje w psychiatryku to będzie naprawdę sukces. Rozumiem, że się martwi, ale momentami jest bardzo uciążliwy i nadopiekuńczy. Jedyne, co zawsze mnie urzeka to momenty, kiedy gada sobie z moim brzuchem. Słodki widok.

– Musimy jechać, Nessi – mówi, kiedy ja siłuję się z zamkiem w kurtce.

– Pomóż – mówię niezadowolona. - Chyba znów przytyłam – wzdycham sama do siebie.

– Nie, po prostu masz zepsuty zamek, ale jakoś go zapiąłem – odpowiada i cmoka mnie przelotnie, a potem za rękę wyprowadza mnie z domu.

Dzisiaj jedziemy nowym samochodem. To pierwsza przejażdżka nim, bo ja ostatnimi dniami nie pojawiałam się na zewnątrz, gdyż Louis uznał, że jest zbyt zimno. Dobrze, że dzisiaj nie musiałam znowu siedzieć w domu, bo chyba bym już zwariowała do reszty. Range Rover wygląda ślicznie. W środku ma czarną skórę i wszystko pachnie nowością. Bardzo mi się podoba i z niecierpliwością wyczekuję momentu, kiedy usiądę na miejscu, które od miesięcy zajmuje Louis.

– Podoba się? - pyta Lou wyjeżdżając z podjazdu.

– Tak, kochanie. Nie szkoda ci było tamtego?

– Szczerze to nie jeździło mi się nim dobrze. Było za szybkie, a wiesz, że to niebezpieczne.

– Zmieniłeś się – stwierdzam, a on rzuca mi przelotne spojrzenie.

– Pod jakim względem? - dopytuje, ale nie odwraca już wzroku od zaśnieżonej drogi.

– Stałeś się bardziej dojrzałym mężczyzną, a to mi imponuje.

– Widzisz, co ze mną zrobiłaś – rzuca i uśmiecha się.

– Ja czy Jacqueline?

– Obie. Kocham was najmocniej na świecie.

Zaraz potem dojeżdżamy pod gabinet. Nie ma ludzi, więc od razu wchodzimy do środka. Od samego wejścia mam ochotę dosłownie przyłożyć mojemu narzeczonemu. Pani doktor pyta mnie, lecz to on wie lepiej.

– A ogólne samopoczucie?

– Czasami te zawroty głowy – znów on odpowiada, a ja tylko wzdycham.

– Pozwoli pan, że Vanessa odpowie – mówi miło lekarka.

– Nie jest źle – wreszcie mogę coś powiedzieć.

Zaraz po wywiadzie ląduje na badaniu USG.

– Wszystko jest w porządku, lecz szykujcie się powoli do porodu. Mała na pewno będzie się spieszyć.

– Chciałabym już – odpowiadam odwzajemniając uśmiech.

Potem umawiamy się na kolejną wizytę i wychodzimy z gabinetu. Louis jak zawsze wpatruje się w zdjęcie.

– Zabieram cię na randkę – rzuca wesoło i kieruje się do centrum.

– Gdzie?

– Kino – odpowiada. - Bilety już kupione – dodaje, żeby nie mogła negować jego pomysłu.

– Jaki film?

– Dramat i romans w jednym.

– No może być – mówię bez emocji, choć Louis trafił dokładnie w mój ulubiony gatunek.

Nie ma opcji, że film obejdzie się bez popcornu. Co prawda Lou kupił największy jaki był, ale licząc, że jemy go w dwójkę, a w zasadzie w trójkę to nie widzę problemu. Większość przekąski znika nim reklamy dobiegają końca. Film jest naprawdę świetny, dlatego wychodzę bardzo szczęśliwa z kina.

– Teraz romantyczna kolacja – mówi i zarzuca rękę na moje ramię.

– Wiesz, że cię kocham.

– Yhym – całuje mnie na środku parkingu, a potem jedziemy do restauracji.

Mamy zamówiony stolik w bardzo fajnym miejscu, z dala od wszystkich. Podoba mi się taka wersja Louisa. Bardzo się zmienił od czasu, kiedy go poznałam. Po jego dawnych zachowaniach nie ma śladu, więc jest bardzo kochany i momentami aż za słodki, ale takiego go kocham. Zobaczymy, jaki będzie w roli tatusia.

– Nad czym myślisz? - pyta odrywając mnie od mojego myślenia.

– Nad tobą – podpieram brodę na złożonych rękach i wpatruję się w jego przystojną twarz z lekkim zarostem.

– A ja myślałem, że o młodej – odpowiada.

– Zastanawiałam się, jakim będziesz tatą.

– Też mnie to zastanawia, ale zrobię wszystko, żeby być najlepszym na tej ziemi.

– Ile chciałbyś mieć dzieci tak ogólnie?

– Mówiłem ci kiedyś, że dużo.

– Dokładnie proszę.

– A ty?

– No nie wiem dwoje, troje.

– Rekord w naszej rodzinie to siedmioro, więc liczyłem, że go pobijemy – śmieje się, a ja patrzę na niego poważnie.

– Zapomnij – rzucam i kończę tą dyskusję.

Wrócimy pewnie kiedyś jeszcze do tego tematu, ale na razie niech Jackie się urodzi. To wszystko się tak fajnie mówi, dopóki nie przychodzi najgorszy etap. Boję się trochę tego wszystkiego, bo jednak nie mam za wielkiego doświadczenia z dziećmi. Traktuję to jako wyzwanie, które muszę wypełnić, najlepiej jak umiem. Tutaj nie ma mowy o pomyłkach i nierozsądnych decyzjach. W naszych rękach będziemy mieli wychowanie nowego człowieka. Jeżeli zrobimy coś źle to nie będzie odwrotu.

– Nessi, wróć – Louis znów przywołuje mnie na ziemię. - Często dzisiaj odpływasz.

– Przepraszam, Boo Bear.

– Myślisz nad tym, jak to będzie? - kiwam głową, a on dalej kontynuuje swój monolog. - Nie martw się, we dwoje damy radę. Wiesz, że jesteśmy dla siebie oparciem. Dla mnie to też coś nowego, choć nie ukrywam, potrafię zająć się dziećmi. Zawsze dużo pomagałem mamie przy dziewczynach, lecz teraz to co innego. Musimy być zajebistymi rodzicami.

– Zmieńmy temat – mówię w końcu.

– Ślub?

– Może piłka?

– Ok, dzisiaj leci mecz. Oglądamy?

– Pewnie. Co z meczem reprezentacji?

– Powołania dostaniemy za tydzień. Thomas twierdzi, że znów dostanę – zaczynam się śmiać, lecz Louis kompletnie nie rozumie mojego zachowania.

– O co chodzi?

– Powiedzmy, że nie masz się czym martwić.

– Nie rozumiem – patrzy na mnie uważnie.

– Nie, bo wygadasz – mówię, choć wiem, że i tak mu powiem.

– Przysięgam – patrzy na mnie tym swoim zabójczym spojrzeniem, więc jestem już zgubiona.

– Zagrasz w nim.

– Skąd wiesz?

– Bo to też było moim ultimatum.

– To prezes już wie?

– Tak, widziałam już to powołanie – odpowiadam i szczerze się uśmiecham. - Ale jak się wygadasz to cię zabije.

– Nie, kochanie. Zachowam to dla siebie. Dziękuję.

Zaraz po skończeniu kolacji wracamy do domu, gdzie spędzamy nadal romantycznie czas.

Mrs. CoachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz