ROZDZIAŁ 89

2.3K 84 2
                                    

Odkąd Louis usłyszał od lekarki, że mamy być przygotowani to chodzi cały przerażony. Mam wrażenie, że on się bardziej stresuje niż ja, przez co jest coraz bardziej nieznośny. Jedyną szansą na odpoczynek jest moment, kiedy wychodzi na trening, bądź wysyłam go na zakupy.

– Kochanie, co dzisiaj robimy? – pyta, kiedy po śniadaniu siadam w salonie.

– Mam zamiar obejrzeć coś w telewizji, a co? – odpowiadam.

– A może byśmy poszli na górę spakować torbę? – uśmiecha się w ten cudowny sposób i choć nie mam ochoty nic robić zgadzam się.

Idziemy razem na górę i Louis szuka jakieś torby w garderobie. W końcu znajduje odpowiednią i zaczynamy się zastanawiać, co musimy mieć ze sobą. W zasadzie to przeczytałam ten poradnik od Louisa, lecz nadal nie bardzo wiem, co powinnam zabrać. Przed pakowaniem dzwonie do mojej mamy, która doradza mi, co mam mieć. Spisuję na kartce to co mi dyktuje. Louis stoi nade mną i również wsłuchuje się w rady mojej mamy.

– Dziękuję za pomoc – mówię na koniec i się rozłączam. – To już wszystko wiemy – dodaję i patrzę na Louisa.

Zabieram kilka śpioszek dla małej i rzeczy dla siebie. Potem wyciągam wszystkie potrzebne papiery dotyczące ciąży. Louis wszystko upycha do torby, lecz ja widzę jak on to wpycha to mam dość.

– Tomlinson, wyciągaj to wszystko – mówię ze złością, a on patrzy na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi. – Sama to spakuje.

– Nie denerwuj się – mówi i delikatnie się uśmiecha.

– Jak się mam nie denerwować, kiedy ty wszystko robisz nie tak jak trzeba?! – krzyczę, co wywołuje wielkie zdziwienie na jego twarzy.

Sama się dziwie, bo w ostatnim czasie raczej byłam potulna jak baranek i nie krzyczałam. Może bywałam czepialska, ale nie tak jak dzisiaj. Z bezsilności nad samą sobą wybucham głośnym płaczem, a Louis od razu siada obok mnie i wciąga na swoje kolana, a ja wtulam się w niego.

– Co się dzieje, Nessi? – odgarnia mi włosy z twarzy i całuje w czoło.

– Bo to za dużo jak na mnie. Wolałabym, żeby już było po wszystkim – mruczę. – Nie czuję się dobrze, jestem coraz bardziej rozdrażniona i wszystko jest do dupy.

– Hej spokojnie, już za mniej niż trzy tygodnie będziemy trzymali naszą księżniczkę na rękach.

– Boję się – teraz ogarnia mnie coś w rodzaju paniki.

Mijają długie minuty zanim przestaję płakać i dopiero wtedy zaczynam się uspokajać. Tomlinson przez cały czas tuli mnie do siebie i szepczę uspokajające słówka, co jakiś czas składa też pojedyncze pocałunki na moich włosach czy też czole.

– Dziękuję – mówię, kiedy całkowicie się uspokajam.

– Nie masz za co – uśmiecha się, czym dodaje mi otuchy. – Poprawię to pakowanie, a ty usiądź albo się połóż – dodaje, a ja wstaję z jego nóg.

Siadam na swoim poprzednim miejscu i patrzę na to, co Louis robi. Teraz bardziej się stara i przykłada do wkładania tego do torby. W pokoju panuje miła cisza, więc ja po prostu gapię się na mojego narzeczonego i głaszczę swój wielki brzuch. Louis wygląda świetnie. Ubrany w czarne dresy i białą podkoszulkę i te jego włosy w wiecznym nieładzie sprawiają, że wygląda bardzo młodo. Nie sugeruję, że jest stary, ale teraz wygląda jak nastolatek. Podoba mi się z każdym dniem coraz bardziej.

– Dekoncentrujesz – rzuca w końcu i podnosi wzrok na mnie.

– Tak jak ty mnie zawsze na treningu – odpowiadam.

– O nie kochanie, to ty mnie rozpraszałaś – nachyla się nade mną i całuje.

Wraca do swojego zajęcia, a ja nadal się mu przyglądam, co wywołuje u niego śmiech.

– Idziemy coś zjeść? – pyta, kiedy wszystko już jest spakowane.

-Yhym – mruczę i podnoszę się z fotela. – Au – syczę lekko, bo zaczynam odczuwać lekkie skurcze

Louis od razu zjawia się u mojego boku i sadza mnie z powrotem. Patrzy z wyczekiwaniem i lekkim zdenerwowaniem, czy to już czy nie. Szybko ustają, więc możemy być spokojni, że to jeszcze nie ten czas.

– Teraz tak będzie coraz częściej – mówię i wstaję.

– Musisz jeździć teraz ze mną na trening na wszelki wypadek – proponuje, kiedy schodzimy do kuchni.

– Daj spokój.

– Chcę być przy tobie wtedy i nie wyobrażam sobie, żebyś była wtedy sama – deklaruje i podaje mi talerz z zupą.

– Dobrze – zgadzam się po chwili ciszy.

Po obiedzie mam ochotę na spacer, ale moje nogi chyba nie bardzo, więc zostaje w domu. Na zewnątrz jest już coraz lepiej, choć śnieg nadal leży. W pewnym momencie ktoś puka.

– Zapraszałeś kogoś?

– Harry miał wpaść po kluczyki od auta.

– Co?

– No on kupił ode mnie lamborghini, więc muszę mu dać kluczyki – tłumaczy i idzie otworzyć.

– No cześć dziewczyny, jak się macie – woła wesoło wchodząc do salonu.

– A nawet całkiem nieźle – odpowiadam i odwzajemniam jego uśmiech.

– Ładnie wyglądasz – komplementuje mnie i siada na fotelu naprzeciwko.

– Czy ty właśnie podrywasz moją narzeczoną? – pyta Louis udając oburzenie.

– Nie – podnosi ręce i zaczyna się śmiać. – Mam swoją dziewczynę, więc jedna mi wystarcza – puszcza oczko.

Harry spędza popołudnie z nami siedząc i gadając o wszystkim i niczym.

– Boli cię coś? – pyta mnie Styles, kiedy widzi moją minę.

– Mała kopie i ma coraz więcej siły – odpowiadam i Louis odruchowa kładzie dłoń na brzuchu.

– Jackie, mamę to boli – mówi i całuje mój brzuch, a ona przestaje.

Uśmiecha się do mnie, a ja patrzę z niedowierzaniem. W końcu Harry zbiera się do domu i zostajemy sami. Tak gadali o piłce, że nabrałam ochoty na zagranie meczu. W moim wypadku to chodzi tylko i wyłącznie o Fifę. Louis włącza grę i leżąc na dwóch kanapach, rozgrywamy mecz. Mam wielką chęć na pokonanie i wygranie, dlatego staram się, żeby mu dokopać. To on wbija pierwszą bramkę, lecz koniec jest mój.

– Wygrałam – podskakuje lekko na kanapie, lecz zaraz tego żałuję.

– Czy ty zwariowałaś? – pyta mnie zły.

– Nie – burczę, choć wiem, że ma rację.

Szybko mi przechodzi, więc zaraz po tym idziemy na górę. Biorę szybki prysznic, a potem idę się położyć. Lubiłam spać w koszulce Louisa, lecz teraz ostatnimi czasy to nieźle musiałam ją rozciągnąć, żeby się zmieścić.

----

Przed nami już tylko kilka rozdziałów! :) 

WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!

Mrs. CoachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz