ROZDZIAŁ 27

281 47 12
                                    

       - Jak się spało? - spytałem, gdy tylko postawiłem pierwsze kroki w piwnicy. Nacisnąłem palcami na zakurzony włącznik światła, dzięki czemu żarówka zawieszona na paru kabelkach pobudziła się do pracy i rozświetliła mdłym blaskiem jedno z moich ulubionych pomieszczeń. 

     Zamknąłem za sobą drzwi i spojrzałem na Jonghyuna, który nadal - co za zdziwienie - tkwił przykuty do ściany. Głowę miał opuszczoną, jakby ta część ciała już odmówiła posłuszeństwa, zupełnie ingorując polecenia mężczyzny, natomiast na jego szyi oraz nagim ramieniu widniały ślady zaschniętej krwi. Jasna, nieułożona grzywka opadała na jego oczy, zasłaniając je, więc nie byłem w stanie dostrzec na twarzy Jonghyuna nic, z wyjątkiem leniwego uśmiechu, który błąkał się na jego ustach. 

- Och, no wiesz, całkiem przyjemnie. Co prawda kajdanki wżynają mi się uporczywie w nadgarstki i odczuwam lekki dyskomfort w okolicy ramion, aczkolwiek muszę ci powiedzieć, iż wspaniale zagospodarowałeś to pomieszczenie. Jest tak chłodno, idealnie - oznajmił, unosząc powieki, które cały czas były opuszczone, a w jego oczach zauważyłem rozbawienie, które doskonale maskowało zmęczenie. 

- Och, mówisz, że się poraniłeś? Pokaż - mruknąłem, zbliżając się powoli do chłopaka. W dłoni dzierżyłem wilgotną szmatkę, aby obmyć ciało mężczyzny. W piwnicy znajdowało się naprawdę wiele kurzu, który zapewne osiedlił się na jego skórze, a muszę szczerze przyznać, iż jest to doprawdy niesmaczne, ponieważ krew smakuje wtedy jak życiodajny płyn starych ludzi. 

- Tak, krew leci mi z nadgarstków. Nieciekawa sprawa - mruknął, poruszając dłońmi, a spod metalowych obręczy wypłyneły strużki ciemnioczerwonej cieczy, ukazując, iż rany nadal krwawią. 

- Czy to prowokacja? - spytałem, spoglądając na blondyna z delikatnym uśmiechem. W między czasie przyłożyłem szmatkę do jego klatkę piersiowej, jednakże nie przywiązywałem zbyt dużej wagi do wykonywanej czynności, ponieważ mój wzrok cały czas skupiał się na bordowych strużkach, które płynęły wzdłuż przedramion Jonghyuna. 

- Być może - przyznał bez zawahania, a na jego twarzy zauważyłem pewny siebie uśmieszek. Odważny idiota.

     Podłapując grę, którą zaczął Kim, przybliżyłem usta do jego nagdarstków, nie odrywając wzroku od jego czujnie obserwujących mnie oczu. Mruknąłem cicho, gdy poczułem cudowny zapach krwi, a następnie, nie mogąc się powstrzymać, przejechałem koniuszkiem języka po uwydatnionej żyle, po której spływała ciemnoczerwona kropelka. Czując ten wspaniały smak zapragnąłem więcej, więc zacząłem zlizywać krew, która naznaczyła delikatną skórę mężczyzny. Jednakże i to było dla mnie za mało, więc zacisnąłem palce na nadgarstku Jonghyuna, który był przyozbdobiony metalową obręczą, i wgryzłem się w jego przedramię, przymykając powieki pod wpływem nieopisanej przyjemności. Kim natomiast jęknął cicho i zacisnął dłonie na łańcuchach od kajdanek. 

- Tu cię jeszcze nie gryzłem - mruknąłem, nie chcąc opijać się za bardzo krwią mężczyzny, więc wysunąłem powoli zęby z jego skóry, co blondyn skomentował cichym syknięciem. Cóż, wiedziałem, że nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. 

- Racja, coś nowego dla ciebie - powiedział, przekrzywiając głowę w bok, przez co wyglądał troszeczkę jak piesek, który próbuje zrozumieć co jego właściciel do niego mówi. - Jak było?

- Nienajgorzej, jednakże nadal wolę obojczyki - oznajmiłem i delikatnie ucałowałem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą były moje zęby. Następnie wyprostowałem się i z cichym westchnięciem przyłożyłem szmatkę do ramienia mężczyzny, zmywając zaschniętą krew. 

     Naprawdę skupiłem się na wykonywanym przeze mnie zajęciu, więc dopiero po chwili poczułem na sobie intensywny wzrok Jonghyuna. Spojrzałem kątem oka na mężczyznę, a ten szybko przeniósł spojrzenie na moje dłonie, w których nadal zaciskałem szmatkę. 

Dracula || JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz