Rozdział 15

452 64 32
                                    

      Gdy tylko opuściłem klub, wysiliłem swoje nadnaturalne zdolności aby jak najszybciej i najbezpieczniej dostać się do domu. Pragnąłem opuścić to miejsce i wymazać wszelakie wspomnienia związane z nim. Ewentualnie mógłbym zostawić śmierć Kibuma, gdyż ten widok był doprawdy przyjemny. Nigdy nie spodziewałbym się, że będzie błagał o litość mnie - Lee Taemina, chłopca, który został złapany w jego uwodzicielskie sidła. Czasami najbardziej niepozorny człowiek może być przyczyną twej destrukcji. 

      Doszedłszy do domu, od razu udałem się do pokoju, aby w spokoju zając się rannym Jonghyunem. Podszedłem do łóżka i odsunąłem satynową pościel, układając mężczyznę na materacu. Blondyn, czując miękkie podłoże, odwrócił się na bok i wtulił w poduszkę, a jego usta opuścił cichy jęk. 

      Jonghyun podczas drogi powrotnej nie obudził się, ale to nawet lepiej. Nie wydawał również żadnych podejrzanych dźwięków, które przyprawiałyby mnie jedynie o niepokój. Czasami mruczał albo zaciskał dłonie na materiale mojej koszuli. Jękniecie, które przed chwilą wydobyło się z jego ust, było pierwszą oznaką tego, że chyba powoli odzyskuje przytomność, lub zaczyna odczuwać ból. 

      Westchnąłem cicho i przykucnąłem przy łóżku, zbliżając się do Jonghyuna. Smukłymi palcami zacząłem odpinać guziki jego ciemnej koszuli, gdzie nie gdzie poplamionej krwią, którą po chwili zsunąłem z jego ramion. Zmiąłem ją w dłoniach i rzuciłem w kąt pokoju, nie przywiązując zbyt dużej wagi do kawałka materiału. 

      Uniosłem się na kolanach i ułożyłem dłonie na ramionach Jonghyuna, przewracając go delikatnie na plecy, starając się nie wyrządzić mu niepotrzebnego cierpienia. Przyjrzałem mu się dokładnie, ocieniając czy Kibum nie zrobił chłopakowi żadnej krzywdy fizycznej oprócz ugryzienia. Na szczęście nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Jedynie parę blednących czerwonych śladów na linii obojczyka oraz szyi, ale z tym wiązały się przyjemne wspomnienia. Uśmiechnąłem się delikatnie, lecz już po chwili moje usta zmieniły się w wąską kreskę, gdy zauważyłem ranę na szyi. 

      Z westchnięciem wstałem z podłogi i udałem się do łazienki, w celu znalezienia apteczki. Długo jej nie używałem, więc moje poszukiwania trwałyby całe wieki, gdyby nie fakt, iż w łazience znajdowało się mało miejsc, w których mogłem ją ukryć. Odnalazłem przedmiot w jednej z szafek i powróciłem do pokoju, dzierżąc ją w dłoniach. Ukląkłem przy łóżku i otworzyłem czerwone pudełko, poszukując w nim potrzebnych rzeczy. 

       Wyjąłem z niego wodę, środki dezynfekujące, gazę oraz plastry. Podniosłem wszystko z podłogi i położyłem na łóżku obok Jonghyuna. Przybliżyłem się do posłania i nachyliłem się nad chłopakiem, dokładnie oglądając jego ranę. Zmarszczyłem brwi, zaciskając palce na jego szyi i wysiliłem zmysły, aby wyostrzyć wzrok. Niestety było to męczące zajęcie, dodatkowo bałem się, że zaraz polecę na Jonghyuna, więc zacząłem szukać dogodnej pozycji. 

      Skończyło się na tym, iż wylądowałem okrakiem na biodrach chłopaka i nachylałem się nad jego szyją, doglądając rany. Dziękowałem tylko za to, że moje wampirze instynkty nie dały o sobie znać, ponieważ w innym wypadku pościel byłaby cała zakrwawiona, a Jonghyun nie tylko na szyi miałby ranę. Na moje szczęście - i Jonghyuna - napełniłem zapas krwi na następny tydzień. Oczywiście mówię o świeżym posiłku, ponieważ z pewnością jeszcze zgłodnieję, ale od tego mam zapasy w lodówce. 

      Gdy już skończyłem oglądać ranę Jonghyuna, wziąłem z materaca opakowanie z gazikami i rozerwałem je, wyjmując jedną sztukę z środka. Nalałem na niego trochę czystej wody i ostrożnie zacząłem przemywać krew z szyi Jonghyuna, uważając aby przypadkowo nie naruszyć podrażnionej skóry.

Dracula || JongTaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz