Rozdział 4

327 38 25
                                    

Alice

Nareszcie! Myślę sobie, patrząc na zegarek, który wskazuje, że dochodzi godzina siedemnasta. Jest piątek, ostatni dzień pracy Phila. Ten szalony, zawalony pracą tydzień dobiega końca. Jadłam w biegu, nie dosypiałam, mama prowadziła Rosi do przedszkola, bo wychodziłam wcześnie rano. Chwała Bogu za to, że mam taką pracę, bo pewnie nie widziałabym mojego dziecka cały tydzień, ale udało nam się, wszystko dopięte na ostatni guzik, czuję ulgę i satysfakcję. Sam Phil dostał pożegnalny bukiet kwiatów, bardzo drogą szkocką whisky – doskonale wiem, że jej nie wypije, jest chyba jedynym człowiekiem kolekcjonującym alkohol, jakiego znam – i każdy z osobna życzył mu powodzenia.

Sprzątam biurko, które wcale nie jest brudne. Po prostu przestawiam rzeczy z miejsca na miejsce, szukając odpowiedniego ustawienia, jak zawsze, gdy się denerwuję. Rosi sprząta swoje zabawki, walające się tu i ówdzie, zanosi je do kantorka i układa na odpowiednim miejscu. Serce puchnie mi z dumy, gdy to widzę, nawet nie protestowała, gdy ją o to poprosiłam.

Regały znajdujące się za moim biurkiem opustoszały. Jesteśmy z Philem fanami starych dobrych segregatorów, papierowych akt sprawy itp. ale mając na uwadze to, że ktoś, kto zajmie jego miejsce, może mieć odmienne zdanie, uprzątnęłam te półki.

Dźwięk telefonu wybija mnie z marazmu, odruchowo odbieram słowami:

– Dzień dobry, gabinet mecenasa...– Nie kończę, bo okazuje się, że to Harry.

– Alice, moja droga, zajrzyj do mnie na chwilę, mam ci coś do powiedzenia. – Nie czekając na odpowiedź rozłącza się. Serce podchodzi mi do gardła. A co jeśli jednak mnie zwolni?

– Kochanie, choć pobawisz się chwilkę z Davidem, ja muszę iść do szefa – mówię do Rosi, starając się brzmieć, jak najbardziej normalnie. Mała ochoczo odrywa się od sprzątania i podąża za mną.

– Mamusiu, a kiedy pójdziemy na basen?

Odkąd byli całą klasą na basenie, pyta o to przy każdej okazji. Ostatnio odpowiadałam dość wymijająco, ale po takim tygodniu to będzie czysta przyjemność.

– Może jutro, jak będzie ładna pogoda. Pogadam z ciocią Julią, może pójdą z nami.

– Super! – Podskakuje radośnie. Jesteśmy już w biurze mojej przyjaciółki, więc idzie podzielić się nowiną z Davidem.

– Zerkniesz na nią przez chwilę? Harry coś ode mnie chce. – Patrzy na mnie i odpowiada:

– Jasne, ale wrzuć na luz ok? Nie zwolni cię. – Cholera, chyba jednak zna mnie na wylot. – Mam nadzieję, że nie rozniosą mi biura – mówi, wskazując na nasze dzieci. To fakt, Rose i David mają talent do psot.

Harry rozmawiał przez telefon, kiedy weszłam do jego gabinetu. Mój szef to mężczyzna po trzydziestce, w czarnych ulizanych do tyłu żelem włosach, średniego wzrostu, dość krępy. Ma pełne wargi i wielkie szare oczy. Nie jest w moim typie, choć nie można powiedzieć, że jest jakimś strasznie nieatrakcyjnym facetem.

Widząc mnie, żegna się z rozmówcą i odkłada słuchawkę. Lustruje mnie wzrokiem z góry na dół, zanim daje mi znać, żebym usiadła. Jestem zdenerwowana, jak zazwyczaj będąc z nim sam na sam, do czego dochodzi obawa o posadę. Siadam spięta jak struna i wpatruję się w niego.

– Mam dla ciebie dobre wieści. – Uśmiecha się, choć ten uśmiech nie sięga do oczu. – Wysyłam cię na dwutygodniowy urlop, ponieważ nadal nie mamy kandydata na miejsce Philipa. Oczywiście to płatny urlop. – Słysząc to, rozluźniam się i mówię:

– Dziękuje, to bardzo mnie cieszy, mam nadzieję, że szybko znajdziecie odpowiedniego człowieka. – Harry, milcząc, wstaje z fotela i opiera się o biurko, zdecydowanie zbyt blisko mnie. Patrzy na mnie z góry i mówi:

Sekrety AliceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz