Rozdział16

228 28 30
                                    


Alice


  – Co ty tu do cholery robisz, Alex?!

 Ma na sobie wczorajsze ubrania, tylko bez krawatu, wygnieciona koszula jest rozpięta zdecydowanie zbyt głęboko, ukazując skrawek jego szczupłego, umięśnionego torsu. Włosy w kompletnym nieładzie i cienie pod oczami mówią mi, jak bardzo długa była jego noc. Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem, jakby nie do końca wiedział, co się wokół niego dzieje. Nic nie mówi, a we mnie wzrasta gniew.

 – Halo, ziemia do Carvena – mówię, podchodząc bliżej. Blondyn przeciera twarz dłonią i wzdycha ciężko. I już wiem, jest kompletnie zalany. – Powiesz mi, po co przyszedłeś tu o tej porze w sobotę, w dodatku nawalony jak automat?!

 – Proszę, nie krzycz – mamrocze, zasłaniając dłońmi uszy. Ja mu dam nie krzycz!

 – O ile nie zauważyłeś, jesteś u mnie, a ja będę robić to, co mi się żywnie podoba – warczę. – Co ty sobie wyobrażasz? Nie możesz tak po prostu mnie nachodzić!

 – Ciszej dziecko, obudzisz Rose – mówi mama, pojawiając się w drzwiach salonu. Zaciskam zęby i cedzę:

 – Dobrze. Idź do ogrodu, proszę. – Rzuca Alex'owi zimne spojrzenie i wychodzi. Ja siadam naprzeciw blondyna i ponawiam pytanie, teraz zdecydowanie spokojniej.

 – Co tu robisz?

 Uśmiecha się. Ignorując mój gniew i chęć mordu w oczach, uśmiecha się, jak gdyby nigdy nic.

 – Chciałem cię zobaczyć – mówi powoli, myślę, że stara się nie jąkać.

 – Widziałeś mnie cały tydzień.

 – Oh, Ali, nie bądź taka niemiła. – Wydyma wargi i patrzy na mnie jak zbity pies. Choć wygląda komicznie, mam ochotę mu przywalić. Nie lubię tego zdrobnienia.

 – Nie nazywaj mnie tak – syczę. – Zobaczyłeś mnie już, więc możesz zabierać się z mojego salonu i wracać do domu.

 Blondyn kompletnie ignoruje moje słowa i kładzie się na kanapie, patrząc w sufit.

 – Jak tam twój chłopak? – pyta, a ja w odpowiedzi wydaję z siebie wiele znaczące prychnięcie. – Chyba nie jest zadowolony, że jestem twoim szefem, co?

 – Nie wiem, czy wiesz, ale ja też nie skaczę z radości.

 – Doprawdy? – Przekręca głowę w moją stronę i szczerzy się jak głupi do sera. – Wydaję mi się, że w piątek mówiłaś coś innego?

 Mentalnie walę się w czoło, przypominając sobie moment, w którym pochwaliłam go przed  wyjściem z pracy.

 – To, że wywiązujesz się ze swoich obowiązków, wcale nie znaczy, że jestem szczęśliwa, pracując dla ciebie. – Odbijam piłeczkę, na co chłopak wybucha śmiechem.

 – Wiesz, nadal uwielbiam cię irytować.

 – A ja nadal mam ochotę ci przywalić. Zamówić ci taxi? Czy zadzwonić po Amandę? – pytam chłodno.

 Chłopak poważnieje w jednej chwili i już wiem, co jest powodem jego wizyty. Nie odpowiada mi, ale wcale nie musi.

 – Jeżeli nie możesz wytrzymać pod jednym dachem z własną matką, to wynajmij mieszkanie. Nie jestem rozwiązaniem tego problemu.

 – Nienawidzę jej – wyrzuca z siebie – jest stukniętą, szaloną snobką. Zastanawiam się, czy czasem nie podmienili mnie w szpitalu.

 Cała jego sztuczna wesołość gdzieś wyparowała, ze zmarszczonymi brwiami i wykrzywionymi ustami wierci spojrzeniem dziurę w suficie. To niedorzeczne, robił to kiedyś i robi to teraz, a ja nie mam ochoty być jego pocieszycielką.

Sekrety AliceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz