Alice
Gdy drzwi pokoiku zamykają się, opadam z powrotem na krzesło. Co mam mu powiedzieć, gdy wróci i zażąda odpowiedzi? Skłamać prosto w jego piękne, karmelowe oczy, które śnią mi się po nocach? W tej sytuacji byłoby to najbardziej odpowiednie. Jakoś nikt nie miał zastrzeżeń do mojego szczęścia u boku czarnowłosego. Mama, Julia, żadna z nich tego nie kwestionowała, ale on ze swoim przenikliwym wzrokiem wiedział od początku. I jeszcze fakt, że słyszał naszą dzisiejszą wymianę zdań. Nie tak miało być. Miał jak wszyscy inni wierzyć, że nie nienawidzę człowieka, poznanego pewnego czerwcowego dnia w parku.
Boże, całe moje życie, to jeden wielki stek kłamstw.
Z rozmyślań wyrywa mnie stukot obcasów. Odwracam głowę w stronę drzwi i widzę mamę. Wygląda niesamowicie elegancko. Kremowy płaszcz, który od lat zakłada tylko na najlepsze okazje, kozaki na obcasie i stylowy kapelusz, a całości dopełnia mała torebeczka od znanego projektanta, którą niegdyś sprezentowałam jej na gwiazdkę.
– Mamo, wychodzisz gdzieś? – pytam, zdziwiona zarówno porą jej wyjścia, jak i strojem.
– John zaprosił mnie na randkę, idziemy do teatru – mówi i uśmiecha się. Nerwowo poprawia kapelusz. – Jak wyglądam?
– Wspaniałe – odpowiadam szczerze i podchodzę do niej, żeby ją uściskać.
– Cieszę się, że jesteście tu dzisiaj razem z Rose. Tęsknie za wami.
Słyszę te słowa, przepełnione uczuciem i czuję żelazne imadło, zaciskające się na moim gardle. Mama, rzadko kiedy jest wylewna i uczuciowa, a przy moim obecnym stanie psychicznym mam ochotę rozbeczeć się jak dziecko, słysząc coś takiego. Ale biorę się w garść i mówię:
– Kocham cię mamo. Bawcie się dobrze. – Po czym przytulam ją po raz kolejny i odprowadzam do drzwi.
Stoję w korytarzu i zaglądam przez okno, gdzie John szarmancko otwiera jej drzwi auta, po czym wsiada na miejsce kierowcy i pojazd znika w mroku.
Spoglądam w krąg światła pod latarnią i obserwuję niezwykły taniec płatków śniegu, leniwie zmierzających ku ziemi. Spokój ulicy pogrążonej w białym puchu napawa mnie ukojeniem. Staram się nie zaprzątać głowy tym, że muszę stawić czoła blondynowi i jego dociekliwym pytaniom.
Alex pojawia się za moimi plecami niemal bezszelestnie. Stoi tak blisko, że ciepło bijące z jego klatki piersiowej, oraz zapach wody kolońskiej sprawiają mocniejsze bicie mojego serca. Nie zdradzam w żaden sposób, że wiem o jego obecności, choć ciężko mi zapanować nad przyspieszonym oddechem.
– Bałem się, że wrócę i już cię tu nie będzie – mówi, głosem ledwie głośniejszym od szeptu.
– Nigdzie się nie wybieram – szepczę mimowolnie. Wymijam go i idę do kuchni, starając się oddalić od jego oszałamiającej bliskości.
– Napijesz się herbaty? – rzucam pytanie.
Nie odpowiada nic. Patrzę w jego stronę, stoi oparty o framugę i wbija we mnie przenikliwe spojrzenie, ale nadal nic nie mówi. Wygląda świetnie, ma na sobie szarą bluzkę na długi rękaw i sprane błękitne dżinsy. A bałagan w jego zwykle ułożonych włosach sprawia, że wygląda niemal jak nastolatek. Jest tak cholernie doskonały, a ja z premedytacją wróciłam do Georga, myśląc, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Blondyn oddycha ciężko i przeciera twarz dłonią.
– Herbata nam chyba dzisiaj nie pomoże, prawda? - pyta, a ja w odpowiedzi jestem w stanie, tylko kiwnąć głową. – W aucie mam coś mocniejszego, zaczekaj chwilę.
I słyszę, jak zamykają się za nim drzwi wejściowe. A ja stoję w kuchni i czuję, że sukienka z kołnierzykiem, którą mam na sobie, niesamowicie utrudnia mi oddychanie. W drodze do mojego starego pokoju gratuluję sobie w duchu, nie zabrania stąd wszystkich ubrań.
Zaglądam na chwilę do Rose. Śpi słodko, przytulona do misia, którego Alex wygrał dla niej w wesołym miasteczku. Byliśmy tam w ostatni weekend przed moją przeprowadzką do Georga. Rose i Alex jeździli razem na wszelkich możliwych karuzelach, kupowaliśmy jej cukrową watę i chodziliśmy wszyscy razem za ręce, prawie jak rodzina. Radość biła z oczu mojej córki na kilometr, a ja cieszyłam się razem z nią, choć wiedziałam, że lada moment wyląduje w bagnie.
Cichy trzask drzwi wejściowych wyrywa mnie z transu. Idę do swojego pokoju i szybko wyciągam z szafy wygodne ubrania. Moje ulubione miękkie granatowe dresy oraz jedyną bluzę, jaka tam jest. Przeklinam pod nosem, gdy widzę, że to stara bluza blondyna, z logiem King Alfred Scholl. No cóż, niech myśli co chce, nie mam nic innego.
Po cichu schodzę do salonu, gdzie blondyn rozsiadł się na kanapie, już z drinkiem w ręce. Uśmiecha się na mój widok i mówi:
– Zawsze wyglądałaś w niej lepiej niż ja. – Wskazuje na stolik i dodaje: – Nie pozwól się zagrzać dobrej szkockiej.
Sprawia wrażenie beztroskiego, choć wiem, że za tą maską chowa milion innych, poważniejszych uczuć. Siadam na drugim końcu kanapy i szybko chwytam szklankę. Chłodny alkohol przelewa się przez moje gardło, dając mi niezwykłą lekkość, choć być może to tylko efekt placebo.
– Mama wyszła z Johnem do teatru, jesteśmy sami – odzywam się.
– Wiem, przyszła dać małej buzi na dobranoc – odpowiada. – Alice... Dość już owijania w bawełnę, mam po dziurki w nosie, wyduszania z ciebie czegoś, co powinnaś już dawno mi powiedzieć.
Wpatruję się w niego, bo właściwie nie wiem, od czego mogłabym zacząć. Czuję, że za niedługo wybuchnę, jeżeli nie wrzucę z siebie wszystkiego, co mi ciąży, choć jednocześnie żadne słowa nie wydostają się z moich ust.
Blondyn wzdycha, odkłada szklankę na stolik i przybliża się do mnie. Delikatnie chwyta moją dłoń i nakrywa swoją. Jego dotyk dodaje mi odwagi, choć nadal czuję opór, przed powiedzeniem tego, co powinnam.
– Nie jesteś z nim szczęśliwa, wiem o tym – mówi spokojnie. – Pytanie tylko, dlaczego w ogóle z nim jesteś?
– To nie jest takie proste, Alex – biorę wdech i kontynuuje – czasem życie zmusza nas do tego, żebyśmy robili coś, czego wcale nie chcemy. Można tupać nogami i przeklinać cholerny los, ale jedyne co nam zostaje to pochylić głowę i z pokorą przyjąć to, co nam daje. Tak naprawdę, nie miałam wyboru i nadal nie widzę, bym miała jakikolwiek. Więc zrobiłam to, co najlepsze dla nas wszystkich.
Nie wiem, ile z tego powiedziałam ja, a ile alkohol płynący w moich żyłach. Wpatruje się we mnie oniemiały, nic kompletnie nie rozumiejąc z tego, co właśnie usłyszał.
– Co to znaczy? Bycie z nim, wbrew sobie, jest najlepsze dla nas wszystkich?
– Tak, Alex – odpieram i chwytam szklankę, którą właśnie uzupełnił. Biorę słusznej wielkości łyk i odstawiam ją. Ignoruje ciało, które całe się spięło, jakby chcąc ostrzec mnie przed powiedzeniem prawdy. – On mnie szantażuje, Alex.
Nie spodziewał się tego. Widzę to w wyrazie jego oczu i tym, że dosłownie go zatkało.
– A... Al... Ale... – Już dawno, nie jąkał się tak bardzo. Wychylił szklankę, odchrząknął i spróbował po raz kolejny. – Ale jak to szantażuje? Czym ten kmiot może cię niby szantażować? To niedorzeczne.
– Wiem, że brzmi to żałośnie – nie jestem w stanie ukryć goryczy w moim głosie – ale to prawda. Nie wróciłabym do niego tak po prostu, nie po tym, co mi wtedy zrobił.
– Co ci zrobił? – pyta. Ciska pioruny z oczu, jakby podświadomie wyczuwał, że nie było to nic przyjemnego.
Nie było. Wydarzenia tamtej deszczowej nocy, stają mi przed oczami i paraliżują. Strach i druzgocąca prawda, że czarnowłosy nie jest dobry, odcisnęły na mnie piętno. Choć przez te pół roku, nie brakowało nieprzyjemnych sytuacji z nim w roli głównej, tamta noc utknęła w moim umyśle niczym drzazga pod paznokciem.
Kręcę głową, po raz tysięczny dzisiaj nie mogąc wykrzesać z siebie głosu. Blondyn przybliża się jeszcze bardziej i spogląda prosto w oczy, cierpliwie czeka, aż będę gotowa.
– Przyszedł tu w nocy, kompletnie pijany. I wymagał różnych rzeczy – mówię wymijająco, spuszczając wzrok na podłogę.
– Jakich rzeczy?
– Był przemoczony, chciałam, żeby się rozgrzał, więc zrobiłam mu herbaty i kazałam ściągnąć te mokre ubrania. Oczywiście zrobił to, ale chyba liczył na coś więcej, bo gdy zaprotestowałam, on... – z gardła wyrywa mi się szloch. Alex przytula mnie natychmiast. – Próbował mnie zgwałcić. Ale jakimś cudem go z siebie zrzuciłam, a później wygoniłam z domu, grożąc nożem.
Łzy ciekną mi z oczy nieprzerwanym strumieniem. Szlocham jak małe dziecko, ale kompletnie nie jestem w stanie tego powstrzymać. Alex kołysze mnie w swoich ramionach i słyszę, jak mówi:
– Co za skurwiel... Nie wrócisz tam, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, czym ci groził. Rozdepczę tego gnoja, jak jebanego karalucha... – mruczy pod nosem.
Muszę wziąć się w garść. Natychmiast.
– Nie możesz – mówię zbolałym głosem, bo wiem, że ciężko będzie go przekonać, po tym, co usłyszał.– On zagraża nie tylko mi, Alex. Ma w ręku wystarczająco kart, by doprowadzić, do eksmisji mojej mamy. Może także sprawić, że Julia nigdy nie dostanie się do palestry w Londynie. Na pstryknięcie jego palców jest sędzia, który chętnie pozbawi mnie praw rodzicielskich – biorę głęboki wdech i szybko dodaje – i wie o Watsonie.
– Blefuje – rzuca szybko.
– Chciałabym, żeby blefował, uwierz mi – prycham – Dosadnie udowodnił mi, że nie rzuca słów na wiatr.
Zalega cisza. Blondyn odsuwa się ode mnie gwałtownie, jakby nagle coś do niego dotarło. Jest zaskoczony a w jego oczach błyszczy gniew.
– Jak mogłaś mu powiedzieć?!
Hej hej😊
Jak wam mija ten paskudy, ponury dzień? Mi niespecjalnie, więc postanowiłam i Wam i sobie poprawić humor, dodając rozdział 😉
Jak się podoba? Oczywiście, w następnym rozdziale dokończymy tę rozmowę 😁😁
Pozdrawiam was cieplutko 😘💕
CZYTASZ
Sekrety Alice
Romance"Ile jesteś w stanie poświęcić dla tych, których kochasz?" Alice Thompson to 25-letnia mieszkanka Londynu. Ma uroczą córeczkę i absolutnie poukładane życie. Co się stanie gdy na jej drodze pojawi się ktoś wyjątkowy, kto obroci jej życie o 180 sto...