Rozdział 20

204 25 16
                                    

Witajcie! 

Na wstępie chciałabym przeprosić za tak długą nieobecność, ale mój urlop obfitował w tyle niespodziewanych zdarzeń, że dopiero dochodzę do siebie.😉
Rozdział wyszedł taki sobie, ale obiecuję, że rozkręcę tę akcję 🙄Pozdrawiam i życzę miłego czytania 😗

SamantaLouis Dziękuję <3

Alice

 Ostatni raz przed wyjściem z pokoiku Rose, zerkam na jej śpiące oblicze. Czuję niezmierną ulgę,  że małej jednak udało się zasnąć. Przypałętała się do niej jakaś paskudna choroba i męczyła się pół nocy z zaśnięciem.

 Schodzę do kuchni, bo jedyne, o czym marzę o tej porze, to kubek herbaty. Dochodzi północ, a mimo to mama także nie śpi, zapewne martwiąc się w równym stopniu, co ja.

 Zasnęła? – pyta niemal natychmiast, gdy tylko pojawiam się w zasięgu jej wzroku.

 – Tak – wzdycham – choć nie było łatwo. Gorączka trochę spadła, ale skarżyła się na ból gardła. Podejrzewam, że to jakieś przeziębienie.

 – No pewnie tak, ale idź z nią jutro do lekarza.

 – Zadzwonię rano, jeżeli objawy nie miną. No i czeka mnie telefon w sprawie wolnego, Harry pewnie nie będzie zadowolony.

 – Przez dwa lata nie opuściłaś ani jednego dnia, masz święte prawo zostać w domu z chorym dzieckiem. A co do telefonowania, twój telefon brzęczy co chwilę od jakiejś godziny.

 Niespiesznie sięgam po aparat. Nie jestem typem człowieka, który nie może obejść się bez telefonu, ku niezadowoleniu moich znajomych. Tym razem mam masę nieodebranych połączeń od Alexa, co dość mnie dziwi.

 – No nareszcie! – odzywa się na powitanie z pretensją w głosie. – Gdzie ty trzymasz ten telefon?! – pyta wzburzony, na co wywracam oczami i postanawiam kompletnie zignorować ten wybuch złości.

 – Cześć Alex, coś się stało?

 – Czy coś się stało? Jak możesz być taka spokojna? – pyta z nutą niedowierzania w głosie, a ja jestem coraz bardziej zdezorientowana. – Od kiedy pojechałyście do domu, odchodzę od zmysłów, rozumiesz? Co z nią? Byłaś już u lekarza? Czy to coś poważnego? Może trzeba... – Postanawiam przerwać jego wywód z obawy, że udusi się od tak szybkiego wyrzucania z siebie słów.

 – Uspokój się. – Gdy po drugiej stronie słuchawki zapada cisza, kontynuuje: – Podejrzewam przeziębienie, tak jak ci mówiłam w pracy. Do lekarza idę z nią jutro, jak na razie śpi, bo udało mi się trochę zbić gorączkę. Nie musisz zachowywać się jak spanikowana kwoka, ale miło, że się martwisz.

 – Słucham? Sama jesteś kwoka, ja po prostu jestem rozsądny, a nie jak ty, żartujesz w momencie, gdy nasze dziecko męczy się z chorobą.

 Przesadził, grubo przesadził.

 – Nie mam pojęcia, co miałeś na myśli, ale jeżeli uroiłeś sobie w tej głowie, że jestem nieodpowiedzialna, to lepiej zastanów się trzy razy, zanim to powiesz. Wychowuję ją od urodzenia, pamiętasz? A nie od paru chwil, jak ty – warczę.

 Cisza po drugiej stronie słuchawki daje mi do zrozumienia, iż być może trochę przesadziłam. Ale przecież jesteśmy tak bardzo wprawieni we wbijaniu sobie szpil.

 – Być może uczestniczyłbym w jej życiu, gdybym wiedział o jej istnieniu – odpiera lodowatym głosem.

 Auć. Należało mi się. Wzdycham ciężko, a on odzywa się, zanim zdążę cokolwiek odpowiedzieć.

 – Przepraszam, poniosło mnie. Doskonale rozumiem powody, które tobą kierowały, naprawdę. Po prostu... Spanikowałem – mówi z nutą skruchy w głosie.

 – Rozumiem, ja też przepraszam, jestem zmęczona. Rose zasnęła dopiero przed chwilą, wcześniej od powrotu z pracy cały czas byłam przy niej.

 – Rozumiem, że bierzesz jutro wolne? – pyta tonem nieznoszącym sprzeciwu.

 – Tak, choć podejrzewam, że Harry nie będzie zadowolony.

 – Pieprzyć go, powiedział, że to ja jestem twoim przełożonym. Nie dzwoń do niego, ja to załatwię. Potrzebujesz czegoś? Może trzeba was zawieść jutro do lekarza?

 Zaskakuje mnie to, jak bardzo potrafi być dojrzały.

 – Nie trzeba, ale bardzo dziękuję, że bierzesz Harry'ego na siebie, to wszystko ułatwia.

 – Nie lubisz go?

 – A czy ty go lubisz? – odbijam piłeczkę. – Widzę te nienawistne spojrzenia, jakimi go obdarzasz za plecami.

 – Jesteś za bardzo spostrzegawcza.

 – Podobno za to mi płacą.

 Wybucha słabym śmiechem i zdaje sobie sprawę, że chyba jest odrobinę spokojniejszy.

 – Ok, Alice. Cieszę się, że oddzwoniłaś, byłem bliski tego, żeby osobiście sprawdzić, czy wszystko w porządku, a myślę, że twoja mama nie byłaby tym zachwycona. Daj mi znać jutro, co powiedział lekarz.

 – Jasne, odezwę się. To do usłyszenia – żegnam się i odkładam telefon na stół, napotykając zdziwione spojrzenie mojej rodzicielki.

 – No co?

 – No nic – odpowiada. – Nadal kłócicie się jak dzieci.

 – To przez niego, nigdy nie dorośnie – odpieram, a mama spogląda na mnie znad okularów. – No co, że niby ja też?

 Nie odpowiada, tylko uśmiecha się pod nosem i wstaje od stołu.

 – Idę spać, dziecko. Tobie też radzę trochę się przespać, miałaś ciężki dzień.

 – Dobrze mamo – odpowiadam.

 Dopijam resztki herbaty, którą w międzyczasie zrobiła mi rodzicielka, streszczam Julii sytuację i informuję ją o tym, że jutro nie będzie mnie w pracy. Czuję ciężkość moich powiek, więc chwytam koc z kanapy w salonie i udaję się do pokoju małej. Sprawdzam delikatnie czoło córki, z ulgą stwierdzając, że jest zdecydowanie mniej rozpalona i opatulam ją kołderką. Rozkładany fotel stojący nieopodal łóżeczka, na którym nieraz nocuje David, nadaje się dziś dla mnie idealnie, niemal natychmiast zapadam w sen.





Sekrety AliceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz