Rozdział 22

184 26 11
                                    

Alice

 Otwieram oczy i natychmiast oślepia mnie żarówka, mrugam zawzięcie, starając się przyzwyczaić wrażliwe oczy do światła. Niemal natychmiast pojawia się nade mną głowa mamy, zatroskana patrzy na mnie w milczeniu, oddycha ciężko i głaszcze mnie po włosach.

 Wydarzenia sprzed utraty przytomności uderzają we mnie z siłą rozpędzonego pociągu. Podnoszę się do pozycji siedzącej, co skutkuje zawrotem głowy.

 – Ostrożnie, Alice – głos mamy drży – nie możesz wykonywać gwałtownych ruchów, dopiero odzyskałaś przytomność.

 Puszczam jej słowa mimo uszu i wstaję, przytrzymując się ściany. Jeżeli nie dostanę się do toalety, zwymiotuje tu, gdzie stoję, a za wszelką cenę chcę tego uniknąć. Wpadam do pomieszczenia pod schodami, które nie raz ratowało mnie po ostrzejszych imprezach i wyrzucam zawartość żołądka do odpływu. Nie jestem w stanie stwierdzić czy jest mi lepiej, czy jeszcze gorzej. Sceny odtwarzające się raz po raz w mojej głowie paraliżują mnie i nie wiem, czy mam siłę stawić czoła mamie i jej pytającemu spojrzeniu. Spuszczam wodę i wychodzę, ignorując moją rodzicielkę. Drepta za mną do kuchni, gdzie wypijam duszkiem szklankę wody. Zastanawiam się czy utrzymam ją w żołądku, czy spłynie do ścieków razem z poczuciem obrzydzenie do faceta, którego uważałam za ideał.

 – Alice proszę, powiedz mi...

 – Pokłóciliśmy się mamo – przerywam jej. – Nie ma powodu do obaw.

 Nie chcę być podła, ale jeśli powiedziałabym prawdę, rozpadłabym się na tysiąc kawałeczków, a to nie najlepszy moment na depresyjne nastroje.

 – Dziecko, nie okłamuj mnie. – Ton jej głosu zdradza zdenerwowanie. – Obudziłam się i słyszałam, jak wrzeszczysz, że ma się wynosić albo zadzwonisz na policję. To chyba nie jest nic takiego!

 – Nie drąż, mamo. Ostatnie, na co mam ochotę, to o tym rozmawiać. – Wzdycham ciężko i przecieram twarz dłonią. – Nie wiem, czy zasnę, ale idę do Rose. Porozmawiamy rano.

 Nie czekam na odpowiedź, tylko kieruję się prosto do pokoju córki. Widok dziewczynki śpiącej spokojnie w skołtunionej pościeli, działa na mnie jak lek na rany. Poprawiam jej kołderkę, całuję w czoło i siadam w fotelu obok. Nigdy nie znudzi mi się obserwowanie jej, gdy śpi, ogrom uczuć, jakie dla niej posiadam, czasem mnie przeraża. Skupiam się na jej miarowym oddechu, za wszelką cenę, starając się nie myśleć zbyt wiele.

* * *

 – Mamusiu, obudź się.

 Zdezorientowana otwieram oczy i widzę Rose stojącą obok fotela i trzymającą mnie za rękę. Nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam, ale czuję się jeszcze bardziej zmęczona, niż zanim zapadłam w drzemkę.

 – Hej gwiazdeczko – chrypię. Podrażnione gardło nie chce ze mną współpracować. – Jak się spało?

 – Śniła mi się babcia i Alex. Bawiliśmy się w berka – mówi z uśmiechem. – Byłam szybsza od nich, to był super sen!

 – No to super. – Sadzam ją na kolanach i przytulam, przy okazji sprawdzając gorączkę. – A jak się czujesz sprinterko? Gardełko boli?

 – Trochę boli – odpiera i zanosi się kaszlem. – Kiedy wyzdrowieję?

 – Nie mam pojęcia kruszynko. Zejdziemy na dół i wymyślimy coś na śniadanie, co ty na to?

 – Super. A włączysz mi film przyrodniczy?

 – Jasne.

 Schodzimy na dół, włączam jej obiecany program, a sama znikam w kuchni. Mama wyszła już do pracy, w duchu cieszę się, że uniknęłam kłopotliwej rozmowy. Liczę na to, że nie będzie zbyt dociekliwa, gdy wróci do domu.

 Wibrujący na blacie telefon przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Oczywiście, na wyświetlaczu pojawia się zdjęcie Georga. Odwracam telefon szybką do dołu i udając, że nie słyszę natrętnego dźwięku, kontynuuje przygotowywanie śniadania. Telefon dzwoni jeszcze trzy razy, a we mnie stopniowo wzrasta złość, gdy zastanawiam się, jaki ma tupet, by dzwonić do mnie po tym, co się stało.

 Śniadanie jemy w salonie. Rose jest milcząca, ale to normalne przy chorobie. Po dawce leków mała zasypia, a ja leżę razem z nią na kanapie. Pozwalam sobie na krótką drzemkę, z której wyrywa mnie córka, szarpiąc za rękaw i mówiąc:

 – Mamo, ktoś dzwoni do drzwi.

 Zdezorientowana wstaję, oddycham ciężko i poprawiam kucyk. Zastanawiam się, czy widać po mnie, że w ciągu ostatniej doby spałam ledwie dwie godziny.

 Zaglądam przez wizjer i ku mojemu przerażeniu zauważam Georga. Nie mam zamiaru wpuszczać go do środka. Uchylam drzwi tylko na szerokość łańcucha.

 – Czego chcesz? – pytam chłodno na powitanie.

 Wygląda źle. Cienie pod oczami, wymięty szary dres i udręczone spojrzenie pokazują, że kac nie jest dla niego łaskawy, z czego szalenie się cieszę.

 – Porozmawiać – mówi tak cicho, że ledwo go słyszę.

 – Naprawdę sądzisz, że mamy o czym? – prycham i kręcę z niedowierzaniem głową. – Masz tupet.

 Chcę zamknąć drzwi, ale mężczyzna przytrzymuje je ręką.

 – Proszę, Alice. Tylko chwilę. – Spoglądam w jego oczy i jestem zgubiona. Tak bardzo mnie zranił, a mimo to otwieram drzwi.

 – Tylko chwilę, przed domem.

Czarnowłosy kiwa głową i odchodzi parę kroków od drzwi.

 – Rosi, gdybyś mnie potrzebowała, to jestem przed domem, ok? – zwracam się do córki donośniejszym głosem, a po usłyszeniu potwierdzającej odpowiedzi wychodzę na zewnątrz. Zakładam ręce na ramiona i wymownie patrzę na Georga. Dla własnego bezpieczeństwa trzymam się na odległość.

 – Jak obudziłem się rano, pamiętałem tylko, że piłem w klubie z kumplami. Dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie kolejne rzeczy, które działy się wczorajszej nocy. – Podchodzi do mnie, a ja natychmiast się cofam. – Przepraszam, Alice. Spieprzyłem sprawę, ale zrobię wszystko, żeby dostać kolejną szansę.

 – Nie zasługujesz na nią. Popatrz – pokazuje mu zasinienia na nadgarstkach – jesteś pewny, że przypomniałeś sobie wszystko?

 Robi zbolałą minę i przybliża się o kolejny krok, a ja chcąc się wycofać, trafiam na ścianę.

 – Nie zbliżaj się do mnie! – mówię, o wiele głośniej niż zamierzałam. Posłusznie odchodzi i nadal przeszywając mnie smutnym wzrokiem, mówi:

 – Zachowałem się jak dupek, choć to w sumie za mało powiedziane...

 – Jak dupek? – wpadam mu w słowo. – Dupki to natręci, spotykam ich dość często. Ty byłeś  brutalny i przerażający.

 – Wiem, bardzo mi przykro. Po alkoholu, po zbyt dużej jego dawce, jestem bardzo agresywny. Straciłem kontrolę, nie powinienem wczoraj pić a tym bardziej pojawiać się tutaj.

 – Słucham? – Nie wierzę własnym uszom. – Naprawdę chcesz zwalić wszystko na alkohol?

 – Niestety to prawda, nie pamiętam zbyt wiele, a te sceny, które do mnie wróciły, mrożą mi krew w żyłach. Wstyd mi, że cię skrzywdziłem, gardzę sobą.

 – Powinieneś.

 – Czyli nie mogę liczyć na to, że mi wybaczysz? – Zieleń jego oczu ma kolor dojrzałej, wiosennej kończyny. Jeżeli będę patrzeć w nie jeszcze przez chwile, zmięknę.

 – W tej chwili, czuję do ciebie jedynie odrazę. Wracaj do domu, Georg.

 Zostawiam go na zewnątrz i szybko zamykam za sobą drzwi, aby nie dostrzegł rozpaczy, spływającej mi strumieniami po policzkach.



SamantaLouis ❤

Witam wszystkich w niedzielny poranek 😉 Taki tam zwyklaczek z tego rozdziału .Co sądzicie? Pozdrawiam serdecznie

Sekrety AliceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz