— Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa. — Skończyłam opowiadać mojej najlepszej przyjaciółce o tym, co wydarzyło się wczorajszego dnia.
Może minęło dopiero kilka godzin od spotkania z wysokim brunetem, jednak tęsknie za nim jakbyśmy się nie widzieli całe życie. W głębi serca nadal czuje do niego jakąś urazę za to co zrobił, jednak kocham go. Kochałam go od zawsze. Już na początku liceum coś do niego czułam ale nigdy nie wierzyłam, że ktoś taki jak Matteo Balsano zakocha się w kimś takim jak ja. Chłopak cieszący się wielką popularnością, mający wianek dziewczyn przy sobie - wybrał akurat mnie.
— Luna, cieszę się, że jesteś szczęśliwa z Matteo ale nie wiem czy to dobry pomysł umawiać się z nim. — Moje myśli przerwał głos blondynki.
— Co? Dlaczego tak uważasz? — Spojrzałam na nią.
— Wiesz jaki jest Matteo. Co jeśli to jego kolejna gierka?
— Wcale nie! — Podniosłam głos.
Matteo nigdy by mi tego nie zrobił. Na pewno.
— A skąd wiesz?!
— Ponieważ go znam. On naprawdę mnie kocha!
Na pewno? Kocha mnie?
— Nie chcę się z tobą kłócić. Rób co chcesz, tylko nie przychodź potem do mnie z podkulonym ogonem, ponieważ Matteo cię zranił.
— Nie będzie tak. Przyrzekam. — Oznajmiłam i w dalszą drogę do szkoły ruszyłyśmy w ciszy.
***
— Luna, twój ukochany tam jest. — Wywróciła oczami.
— Nie miałabyś nic przeciwko gdybym... — Przerwała mi.
— W porządku. Leć do swojego Romeo. — Westchnęła posyłając mi uśmiech.
Kierowałam się w stronę mojego chłopaka, który stał przy swojej szafce razem ze swoim najlepszym przyjacielem - Gastonem Peridą. Będąc coraz bliżej nich, mogłam wyraźnie usłyszeć o czym rozmawiają.
— Słuchaj się Gaston. Gdybyś nie wymyślił tego zakładu to nigdy bym z nią nie był. Dzięki temu, że się w niej zakochałem, nie muszę jej ośmieszać, a mogę być szczęśliwy. — Co? Jaki zakład?
— Matteo... — Moje spojrzenie skrzyżowało się z Gastonem.
— Tak wiem, że miałem ją rozkochać w sobie, zranić, a następnie ośmieszyć przed całą szkołą. Jednak zmieniłem zdanie.
— Ach tak? — Odezwałam się, a następnie w moją stronę odwrócił się Matteo.
— Luna... — Przełknął ślinę.
— Nie, mam dość twoich wyjaśnień.
— To nie tak jak myślisz. — Podszedł do mnie, jednak ja się cofnęłam.
— Nie! Mam dość! Czyli jakbym ci się znudziła, to byś to zrobił?! A może nadal chcesz?! Gdyby nie ten cholerny zakład w życiu byś się do mnie nie odezwał! Więc proszę bardzo! To koniec! Masz już ode mnie spokój! Nie musisz ze mną rozmawiać! — W tej chwili nie obchodziło mnie, że wszyscy nas obserwują. Nie będę udawać, że nic mnie to nie rusza. Mam dość.
— Luna, zależy mi na tobie, nie rozumiesz?! Kocham cię! Jesteś dla mnie kimś ważnym! Fakt, na początku chciałem to zrobić, jednak nie sądziłem, że poczuje coś do ciebie.
— Tak, jasne. — Prychnęłam. — Pieprz się Balsano. — Odwróciłam się do tyłu, aby móc na spokojnie płakać w cichym i pustym miejscu. Jednak przeszkodził mi w tym uchwyt na moim nadgarstku. — Puszczaj mnie!
— Nie pozwolę ci nigdzie odejść! — Spojrzał głęboko w moje oczy.
Nie wytrzymałam dłużej i uroniłam pierwsze łzy, które się nasilały coraz bardziej. Uderzyłam go w prawy policzek, a następnie ruszyłam w stronę wyjścia z budynku. Chcę być teraz sama. Mam dość wszystkiego. Mam dość jego.
Gdy dobiegłam do parku, zatrzymałam się aby nabrać trochę wdechu. Nie kryłam się ze łzami.
— Luna! — Usłyszałam nawoływanie za sobą. Gdy się odwróciłam, zauważyłam bruneta biegnącego w moją stronę.
Nie czekając ani sekundy dłużej, zaczęłam dalej biec. Przez natłok wszystkich myśli, nie zauważyłam samochodu poruszającego się na jezdni.
— Luna! — To było ostatnie co usłyszałam.
A potem nastąpiła głucha ciemność.
***
Luna dowiedziała się o zakładzie.
Jak myślicie, czy Luna wyjdzie z tego cała? Co będzie dalej?Czekam na wasze opinie.
CZYTASZ
Just Like You || lutteo
FanfictionGdzie najprzystojniejszy i popularny chłopak w szkole, zauważa cię i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jesteś naiwna.