2.02|You still love him, don't you?

972 61 37
                                    

— Co?! Nie. Nie. Nie! — Trzasnęła swoją szafką.

— Luna, przecież widzę to. Widzę jak na siebie patrzycie. Jak w waszych oczach pojawiają się iskierki gdy jedno patrzy na drugiego. — Nadal była przy swoim.

— To nie prawda!

— To dlaczego nie wyrzuciłaś pierścionka od niego?!

— Ponieważ! — Zacięła się. — Ponieważ... Nie wiem. — Spuściła głowę w dół.

— Nadal go kochasz, nieprawdaż?

— To nie takie proste o nim zapomnieć. Zresztą i tak pewnie za niedługo wrócę do Włoch.

— A chcesz tego?

— Nie.

— To zostań.

— Myślisz, że nie chce?! Chcę! I to bardzo! Jednak gdy tylko po podpisaniu papierów przez ojca, wracamy do Europy. Moja matka nigdy się nie zgodzi na zostanie z ojcem. Jej nie obchodzi moje zdanie, tylko ona sama!

— A czy związek z Sebastianem ma sens? Przecież wiem, że jesteś z nim aby zapomnieć o Matteo.

— Co ty wygadujesz?! Kocham go!

— Jaaaaaasne — wywróciła oczami przedłużając drugą literę.

— Ambar, ubzdurałaś sobie coś w swojej ślicznej główce i wymyślaś nie stworzone rzeczy.

— Nie tylko ja tak uważam. Simon i Nina też. — Uśmiechnęła się.

— Co takiego?! — Wytrzeszczyła oczy. — Świetnie. Mój najlepszy przyjaciel i kuzynka są przeciwko mnie. Czy może być jeszcze gorzej? — Jęknęła.

— Lunuś! — Do szatynki biegł uradowany Perida podskakując z jednej na drugą nogę.

A jednak może być.

— Perida, gorzej ci?

— Mi? Skądże. Po prostu chciałem się ciebie zapytać czy masz zadanie z matmy. Stara jędza mnie ściga. — Wywrócił oczami.

— Gdybyś uważał, to by ci odpuściła.

— Może jeszcze mam się kłaniać przed nią. — Prychnął. — Po moim trupie. — Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko dała mu swój zeszyt wzdychając. — Dzięki Valcia, kocham cię! — Specjalnie zdrobnił jej nazwisko.

— Perida! Mówiłam ci coś na ten temat! — Krzyknęła za chłopakiem.

— Wybacz, słońce. Nie słyszę cię!

— No to co... Chodź Valcia na lekcje.

— Ugh, a ty się już zamknij. — Odeszła z naburmuszoną miną od roześmianej blondynki.

— Valcia czekaj na mnie! — Krzyknęła za zielonooką nadal się śmiejąc. — Valcia!

***

— Gaston, a ty znowu nie zrobiłeś zadania? — Do przyjaciela podszedł Matteo.

— Nie będę główkował pół dnia nad zadaniem, skoro mogę zawsze odpisać.

— Od kogo to tym razem? — Westchnął, siadając obok przyjaciela na ławce.

— Luny.

Na wypowiedzenie tego jednego imienia, czekoladooki wciągnął powietrze. Jedno zwykłe imię, a tak dużo znaczące.

— A ty co? Nadal o niej nie potrafisz zapomnieć? — Oderwał wzrok od zeszytu i przestał przepisywać aby wysłuchać przyjaciela.

— Wcale nie chce. Nie potrafię, nie chce. Ja chcę być z nią. Chce, żeby każdego dnia witała się ze mną tak jak z Sebastianem. Chce, żeby to do mnie mówiła ponownie "Kocham cię ". Jeszcze nigdy nie zależało mi tak na kimś jak na niej. — Lekko się uśmiechnął.

— Stary, musisz coś z tym zrobić. — Poklepał przyjaciela. — A teraz wybacz ale musze iść przepisywać.

— Jasne. — Prychnął i zostawił przyjaciela samego.

— Gaston! Oddawaj mi zeszyt! — Do blondyna podeszła Valente.

— Nie! — Przygwoździł zeszyt do klatki piersiowej.

— Oddawaj mi go! — Zaczęła wyrywać zeszyt z jego rąk.

— Nigdy!

— Oddawaj! — Krzyknęła, a następnie z trudem wyrwała przedmiot z jego silnego uchwytu.

— Nie, nie, nie. — Uklęknął na oba kolana i zaczął mocno trzymać nogi Luny.

— Puszczaj mnie!

— Daj mi zeszyt, proszę.

— Nie!

— Lunuś! Daj mi, błagam! Ta stara jędza zaś mnie obleje. To będzie już piąta jedynka z matematyki. — Po chwili usłyszeli głośne chrząknięcie. Gdy Gaston odwrócił się w stronę głosu, przełknął głośno ślinę, natomiast Valente o mało nie wybuchła śmiechem.

— No proszę, proszę. Czyżby to nie nasz ukochany Perida?

— Pani Daunachine. Jak minął pani poranek? — Lekko się uśmiechnął.

— Bardzo świetnie. Za chwilę przepytam pewnego idiotę z poprzedniej lekcji. Będzie bardzo interesująco.

— Och... Biedny uczeń. — Zaśmiał się cały zestresowany, a po chwili nauczycielka odeszła przez co Luna wybuchnęła głośnych śmiechem. — I z czego się śmiejesz?! To twoja wina!

— O nie, nie. Sam się wkopaleś. — Oznajmiła, a następnie odeszła od chłopaka.

— Cholera. — Warknął chłopak.

***

Od dwudziestu minut Gaston stał przy tablicy i robił jeden przykład od początku lekcji. Valente miała ochotę wybuchnąć w sali. Jednak wygląd zestresowanego przyjaciela przerwało  spojrzenie bruneta o kręconych włosach.

— Luna, musimy porozmawiać.

— Wiesz, teraz to trochę kiepski moment.

— Nie teraz, po lekcjach. Proszę. — dziewczyna długo milczała zanim odpowiedziała.

— Dobrze.

***

Oj Gastuś, Gastuś.

Ty jak coś odjebiesz.

Chcecie więcej scen Lustona?

Czekam na opinie.

Just Like You || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz