2.10| It's just a little water...

838 63 4
                                    

W głowie szatyna znajdował się sen, a raczej migawki snu z Luną. Próbował o niej zapomnieć jednak to nie było takie proste. Zbyt bardzo ją kochał aby to zrobić. Jednak ma już dość. Zbyt bardzo wycierpiał starając się ją odzyskać.

Jeśli kogoś kochasz, daj temu komuś wolność.

Pierwsza migawka. Uśmiecha się patrząc prosto na niego, a po chwili pojawia się ciemność. Jej głos wypowiadający jego imię odbijał się echem.

— Luna, co ty wyprawiasz? — Zapytał patrząc na szatynkę, która szła w stronę morza.

— To tylko trochę wody, Matteo. — Odpowiedziała patrząc na niego.

Kolejna ciemność i następna migawka. Tym razem Matteo stoi obok niej. Ciemność. W tym czasie chłopak przekręca się na boki. Jednak się zatrzymuje gdy pojawia się obraz, na którym Luna się do niego zbliża aby połączyć ich usta w namiętnym pocałunku pełnym uczuć, tęsknoty, pożądania i miłości. Podnosi się. Czuję pustkę. Tak bardzo chciałby, żeby to była rzeczywistość.

Chciałbym abyś była przy mnie.
Chciałabym abyś dotknęła swoimi wargami moich ust.
Chciałbym codziennie budzić się u twojego boku.
Chciałbym tulić się w twoje ciało.
Chciałbym ciebie obejmować.
Chciałbym całą ciebie.

Ruszył w stronę łazienki, a następnie zamknął za sobą drzwi. Wszedł do kabiny prysznicowej i pozwolił aby gorąca ciecz spływała po jego nagim ciele. Oparł się jedną ręką o kafelki i zamknął oczy.

— Matteo...

— Tak? — Spojrzałem na dziewczynę, jednak skutkiem tego była zimna gałka lodu na mojej twarzy. — Luna!

Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko zaczęła się śmiać. Patrząc na jej zachowanie, nie mogłem się na niej dłużej gniewać i dołączyłem do dziewczyny. Po chwili starłem palcem fragment lodu i nałożyłem na policzek Valente.

— Matteo!

Nie czekając dłużej wbiłem się w jej malinowe usta ten ostatni raz.

Zakręcił korek i wyszedł z kabiny owijając się białym ręcznikiem.

***

— To nie jest dobry pomysł. — Odpowiedział chowając książki do szafki.

— Niby dlaczego? To świetny moment aby się do niej zbliżyć.

— Luna mnie nie kocha a ja muszę się z tym pogodzić. — Zamknął szafkę i razem z przyjacielem ruszył w stronę klasy.

—  Nie powiedziałbym tego po tym co usłyszałem od Niny.

— Czyli co takiego?

— Właśnie przypomniało mi się, że muszę iść po książkę do biblioteki, cześć. — Ruszył w przeciwną stronę.

— Gaston! — Krzyknął za przyjacielem.

Gdy się odwrócił ponownie, zderzył się z czyjąś sylwetką.

Luna.

— Daj, pomogę ci. — Oznajmił i pozbierał jej książki.

— Dziękuję. — Oznajmiła, po czym zabrała rzeczy od bruneta.

— Luna

— Matteo

Oznajmili w tym samym czasie, a następnie wybuchnęli śmiechem.

— Mów pierwszy.

— Nie, nie. Ty mów.

— No dobrze. — Wzięła głęboki wdech. — Czy dałbyś radę pomóc mi z jazdą, ponieważ Gaston nie chce?

— Jasne. Kiedy?

— Może dzisiaj po południu?

— W porządku, czemu nie?

— To super. — Szepnęła. — A ty? Co chciałeś mi powiedzieć?

— A w sumie już zapomniałem. — Podrapał się po głowie i uśmiechnął.

— Aha... — Oznajmiła. — To ja... To ja już będę szła na lekcje. Cześć.

— Tak, tak jasne. Cześć. — Odpowiedział i śledził wzrokiem jej ruch, dopóki nie zniknęła za ścianą.

***

Trudne egzaminy mam za sobą. Jutro tylko angielski. Ta historia to jakaś patologia.

Aż zaczęłam początek rozdziału pisać w stylu tych tekstów źródłowych i jak Mickiewicz.

Czekam na opinie.






Just Like You || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz