Luna stała na ganku czekając aż Gaston po nią przyjedzie. Dziewczyna i blondyn bardzo się ze sobą zżyli od ostatniego czasu.
— Perida, jeśli w tej chwili po mnie nie przyjedziesz to cię zabije. — Wywróciła głową mówiąc do siebie.
Po chwili zauważyła czarnego Jeepa, który zatrzymał się na przeciwko jej domu.
— No nareszcie! — Podniosła ręce do góry idąc w stronę pojazdu.
— Ciesz się, że w ogóle po ciebie przyjechałem. Dobrze, że sobie przypomniałem.
— Co masz na myśli? — Zapytała siadając na miejscu pasażera.
— Po pierwsze, dzieci siedzą z tyłu. A po drugie... Jak prawie dojeżdżałem pod szkołe to przypomniałem sobie o tobie i musiałem zawrócić.
— O boże... — Jęknęła.
— Nie boże, tylko Gaston. Nie jestem jeszcze Bogiem Bogiem.
— A kim?
— Bogiem Gastonem. — Posłał jej zadowalający uśmiech.
— A co za różnica?
— Wielka.
Dziewczyna prychnęła i oparła się o siedzenie.
— Gas-Gaston co ty-co ty robisz? — Zapytała patrząc na drzwi Jeepa.
— Bezpieczeństwo przede wszystkim.
— Blokada przed dziećmi, serio?
— Przepraszam bardzo! To ty wciąż masz siedemnaście lat, a nie ja. Siedź i nie marudź. — Odpowiedział i włączył radio.
— No nie. Ty sobie chyba kpisz ze mnie. — Spojrzała na przyjaciela.
— No co? Słucham muzyki.
— Ale jest wrzesień!
— I co z tego? — Wzruszył ramionami.
— Święta są od tego aby słuchać kolęd!
— A niby dlaczego tylko w święta? Może ja chcę ich teraz słuchać, a nie w święta. — Oznajmił ironicznie.
— Boże... — Odwróciła wzrok na widoki wzdychając.
***
— Jechać z tobą to jakiś koszmar. — Oznajmiła idąc w stronę szafki.
— Ach tak? W takim razie radź sobie sama.
— Oj Gastuś. Nie obrażaj się. — Wtuliła się w przyjaciela.
— Eh, Luna, Luna. Co ja z tobą mam? — Westchnął.
— AJ, kochasz mnie. — Pocałowała go lekko w policzek a następnie oboje posłali w swoją stronę uśmiechy.
Całemu zdarzeniu przyglądał się Matteo, wbijając wzrok w przyjaciela i jego byłą dziewczynę. Czuł zazdrość, że to Perida spędza z nią więcej czasu.
Gdy tylko Luna odeszła od Gastona, ten ruszył w jego stronę.— Co ty robisz?
— Nie rozumiem o co ci chodzi. — Wzruszył ramionami.
— Nie udawaj. — Prychnął. — Przecież widzę jak spędzacie ze sobą czas.
— I co w tym dziwnego? Przyjaźnimy się tylko.
— Tak?
— Tak. Matteo nie rozumiem cię. Przecież mówiłeś, że to koniec z Luną, a teraz przedstawiasz scenę zazdrości. Luna to świetna dziewczyna i nie wierze, że ją tak skrzywdziłeś.
— Sam wpadłeś na to, żeby ją zranić. — Zakpił.
— Tak i żałuję tego. Nie powinienem tego robić. Mam nadzieję, że Luna jest szczęśliwsza z Sebastianem niż z tobą.
— Odszczekaj to! — Popchnął blondyna.
— Niby co? To sama prawda.
Matteo dłużej nie wytrzymał i rzucił się z pięściami na przyjaciela. Nie obchodziło go to, że jest dla niego jak brat. Dla niego liczyła się tylko Luna. A myśl, że spędza z innym chłopakiem czas przyprawia go o wściekłość. Parę osób próbowało go oderwać jednak nie zwracał na to uwagi, dopóki nie usłyszał tego jednego głosu, który zna jak własną kieszeń.
— Matteo, zostaw go!
Zatrzymał się z pięścią w górze i patrzył na ledwo przytomną twarz Gastona. Powoli docierało do niego co zrobił. Gdy odwrócił się w stronę Valente, zobaczył jej zaszklone oczy, przez co natychmiast zszedł z blondyna.
— Gaston, nic ci nie jest? — Podbiegła do przyjaciela i pomogła mu wstać.
— Wszystko gra. — Złapał się za nos i spojrzał na Balsano. — A ty lepiej przemyśl swoje zachowanie. Później będziesz żałować. Zanim się obejrzysz, wszytkich stracisz. — Oznajmił na odchodne i ruszyli w stronę gabinetu higienistki.
***
Gaston kolędy już słucha, a wy?
Szczerze natchnęło mnie na to podczas wczorajszego słuchania Noche de Paz w wersji Karol.
Gastteo drama time.
Czekam na opinie.
CZYTASZ
Just Like You || lutteo
FanfictionGdzie najprzystojniejszy i popularny chłopak w szkole, zauważa cię i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jesteś naiwna.