2.05| But It's September!

869 62 13
                                    

Luna stała na ganku czekając aż Gaston po nią przyjedzie. Dziewczyna i blondyn bardzo się ze sobą zżyli od ostatniego czasu.

— Perida, jeśli w tej chwili po mnie nie przyjedziesz to cię zabije. — Wywróciła głową mówiąc do siebie.

Po chwili zauważyła czarnego Jeepa, który zatrzymał się na przeciwko jej domu.

— No nareszcie! — Podniosła ręce do góry idąc w stronę pojazdu.

— Ciesz się, że w ogóle po ciebie przyjechałem. Dobrze, że sobie przypomniałem.

— Co masz na myśli? — Zapytała siadając na miejscu pasażera.

— Po pierwsze, dzieci siedzą z tyłu. A po drugie... Jak prawie dojeżdżałem pod szkołe to przypomniałem sobie o tobie i musiałem zawrócić.

— O boże... — Jęknęła.

— Nie boże, tylko Gaston. Nie jestem jeszcze Bogiem Bogiem.

— A kim?

— Bogiem Gastonem. — Posłał jej zadowalający uśmiech.

— A co za różnica?

— Wielka.

Dziewczyna prychnęła i oparła się o siedzenie.

— Gas-Gaston co ty-co ty robisz? — Zapytała patrząc na drzwi Jeepa.

— Bezpieczeństwo przede wszystkim.

— Blokada przed dziećmi, serio?

— Przepraszam bardzo! To ty wciąż masz siedemnaście lat, a nie ja. Siedź i nie marudź. — Odpowiedział i włączył radio.

— No nie. Ty sobie chyba kpisz ze mnie. — Spojrzała na przyjaciela.

— No co? Słucham muzyki.

— Ale jest wrzesień!

— I co z tego? — Wzruszył ramionami.

— Święta są od tego aby słuchać kolęd!

— A niby dlaczego tylko w święta? Może ja chcę ich teraz słuchać, a nie w święta. — Oznajmił ironicznie.

— Boże... — Odwróciła wzrok na widoki wzdychając.

***

— Jechać z tobą to jakiś koszmar. — Oznajmiła idąc w stronę szafki.

— Ach tak? W takim razie radź sobie sama.

— Oj Gastuś. Nie obrażaj się. — Wtuliła się w przyjaciela.

— Eh, Luna, Luna. Co ja z tobą mam? — Westchnął.

— AJ, kochasz mnie. — Pocałowała go lekko w policzek a następnie oboje posłali w swoją stronę uśmiechy.

Całemu zdarzeniu przyglądał się Matteo, wbijając wzrok w przyjaciela i jego byłą dziewczynę. Czuł zazdrość, że to Perida spędza z nią więcej czasu.
Gdy tylko Luna odeszła od Gastona, ten ruszył w jego stronę.

— Co ty robisz?

— Nie rozumiem o co ci chodzi. — Wzruszył ramionami.

— Nie udawaj. — Prychnął. — Przecież widzę jak spędzacie ze sobą czas.

— I co w tym dziwnego? Przyjaźnimy się tylko.

— Tak?

— Tak. Matteo nie rozumiem cię. Przecież mówiłeś, że to koniec z Luną, a teraz przedstawiasz scenę zazdrości. Luna to świetna dziewczyna i nie wierze, że ją tak skrzywdziłeś.

— Sam wpadłeś na to, żeby ją zranić. — Zakpił.

— Tak i żałuję tego. Nie powinienem tego robić. Mam nadzieję, że Luna jest szczęśliwsza z Sebastianem niż z tobą.

— Odszczekaj to! — Popchnął blondyna.

— Niby co? To sama prawda.

Matteo dłużej nie wytrzymał i rzucił się z pięściami na przyjaciela. Nie obchodziło go to, że jest dla niego jak brat. Dla niego liczyła się tylko Luna. A myśl, że spędza z innym chłopakiem czas przyprawia go o wściekłość. Parę osób próbowało go oderwać jednak nie zwracał na to uwagi, dopóki nie usłyszał tego jednego głosu, który zna jak własną kieszeń.

— Matteo, zostaw go!

Zatrzymał się z pięścią w górze i patrzył na ledwo przytomną twarz Gastona. Powoli docierało do niego co zrobił. Gdy odwrócił się w stronę Valente, zobaczył jej zaszklone oczy, przez co natychmiast zszedł z blondyna.

— Gaston, nic ci nie jest? — Podbiegła do przyjaciela i pomogła mu wstać.

— Wszystko gra. — Złapał się za nos i spojrzał na Balsano. — A ty lepiej przemyśl swoje zachowanie. Później będziesz żałować. Zanim się obejrzysz, wszytkich stracisz. — Oznajmił na odchodne i ruszyli w stronę gabinetu higienistki.

***

Gaston kolędy już słucha, a wy?

Szczerze natchnęło mnie na to podczas wczorajszego słuchania Noche de Paz w wersji Karol.

Gastteo drama time.

Czekam na opinie.

Just Like You || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz