Siedziałem na korytarzu już dobre trzy godziny. Nadal nie wiem co jest z Luną. Jej rodzice nie mogą tu być, ponieważ są na wyjeździe służbowym przez dwa miesiące. A poza tym raczej nie interesuje ich stan jedynej córki.
Pobyt Luny tutaj, to wszystko moja wina. Gdyby nie ta cholerna rozmowa z Gastonem nadal by żyła. Boje się. Tak strasznie się boję, że już nigdy nie będę miał jej przy sobie. Ten miesiąc wystarczająco mi pomógł, żebym mógł ją lepiej poznać.
Od dwóch tygodni pisze dla niej piosenkę od serca. To co do niej czuje. Ona mi daje radość na lepsze jutro. Myśl, że mogłem ją widzieć codziennie sprawiała, że czułem się nie do opisania. Moje uczucia do niej były szalone. Gdy ją widziałem, moje serce biło tysiąckrotnie, jakby miało zaraz wylecieć z klatki piersiowej.
- Pan Balsano? - Usłyszałem nad sobą czyjś głos, przez co automatycznie podniosłem głowę.
- Tak, to ja. O co chodzi? Coś z Luną? Obudziła się? - Z moich ust leciało tyle pytań. Chce wiedzieć jak najwięcej.
- Czy jest ktoś z rodziny Valente?
- Nie. - Zaprzeczyłem. - Tylko ja. Czy mogę ją zobaczyć?
- A kim pan dla niej jest?
- Chłopakiem.
- Raczej nie mogę ci udzielić takiej informacji.
No chyba kurwa sobie ze mnie żartujesz.
- Błagam. Ja muszę wiedzieć co się z nią dzieje. Proszę. - Głos zaczął mi się załamywać.
- No dobrze. - Lekarz westchnął. - Ale tylko na chwilę.
- Dziękuję. - Posłałem mu serdeczny uśmiech i jak najszybciej ruszyłem w stronę pomieszczenia, w którym się znajduje.
Otworzyłem powoli drzwi i wszedłem do środka. Wyglądała tak spokojnie i bezbronnie. Była cała blada i podłączona do różnych kabelków. Walczy o swoje życie przeze mnie.
Podszedłem do krzesła znajdującego się obok łóżka, na którym leży i usiadłem na nim. Złapałem za jej drobną rączkę i patrzyłem na jej twarz.
- Boże, Luna. - Przecierałem opuszkami palców jej dłoń. - Nie rób mi tego, błagam. Nie masz pojęcia jak zaczynam się przez ciebie staczać. Jesteś wszystkim na czym mi zależy. Nie wiesz jak bardzo cię kocham. Gdybym mógł cofnąć czas... Zrobiłbym to. Ten zakład to był idiotyczny pomysł, jednak dzięki temu zdałem sobie sprawę co do ciebie czuję. Mogłem cię poznać bliżej i powoli zakochać się w tobie. Widzisz, a jednak miłość od pierwszego wejrzenia istnieje. - Prychnąłem, jednak z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy. - Luna... Wiem, że mnie słyszysz. Więc błagam cię, musisz do nas wrócić. - Głos mi się załamał. - Luna, musisz wrócić do mnie. Potrzebuje cię.
Położyłem głowę na jej brzuchu. Siedziałem w takiej pozycji jeszcze chwilę. Następnie podniosłem głowę i pocałowałem czule w czoło.
Wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę wyjścia. Jednak przed naciśnięciem klamki, zatrzymał mnie jeden głos. Ten piękny i delikatny głos. Głos anioła.Luny.
- Matteo?
Odwróciłem głowę w jej stronę i zauważyłem jak przeszywa mnie wzrokiem, ledwo uchylając powieki.
- Luna, skarbie. - Podszedłem do niej i złapałem za rękę. - Obudziłaś się nareszcie. Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem. - Posłałem jej uśmiech.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? - Zaczęła rozglądać się po sali.
- Jesteś w szpitalu. Miałaś wypadek. Potrącił cię samochód. - Wyjaśniłem.
W końcu wróciła wzrokiem na moją twarz.
- Przez ciebie. To wszystko twoja wina. - Odparła oschle, patrząc na mnie pustym wzrokiem.
I właśnie w tym momencie czułem, że moje serce rozpadło się na milion kawałeczków.
***
Luna odzyskała przytomność. Jednak co z lutteo?
Czy mu wybaczy?Czekam na opinie.
CZYTASZ
Just Like You || lutteo
FanfictionGdzie najprzystojniejszy i popularny chłopak w szkole, zauważa cię i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jesteś naiwna.