epilog

1.1K 70 7
                                    

To prawda. Ona wyjeżdża. Opuszcza mnie. Stracę ją. A ja nic nie mogę z tym zrobić.

Dzisiejszy dzień jest dniem wyjazdu Luny z Argentyny do Włoch. Dziewczyna wraz z Matteo spędziła wczoraj cały dzień razem. Można powiedzieć, że zapomnieli o tym co złego się wydarzyło. Liczyli się tylko oni, a czas jakby się zatrzymał specjalnie dla nich.

Dochodziła dwudziesta. Słońce powoli zachodziło, przez co robiło się ciemno. Jednak taki widok na plaży był piękny. Można było się w nim zakochać.

Młody Włoch spacerował po niej rozglądając się dookoła, ponieważ to tutaj spędził z dziewczyną ostatnie chwile. Brunetka już dawno wyjechała i nawet się nie pożegnała.

Dlaczego? Dlaczego tego nie zrobiłaś?

Po chwili usłyszał w oddali znajome głosy. Gdy spojrzał w tamtych kierunku, zauważył Lune i Simona spacerującego przy wybrzeżu. Szybko podbiegł do murku w celu ukrycia się, aby dwójka przyjaciół ich nie zauważyła. Lekko wychylił głowę i zaczął im się uważnie przyglądać.

To niemożliwe. Przecież wyjechałaś. Czyżby to było twoje kłamstwo na pozbycie się mnie?

Uważnie skupił wzrok na roześmianej dwójce. Serce mu się kroiło na ten widok.

— Luna, nie mogę w to uwierzyć. Specjalnie tu dla ciebie przyjeżdżam a ty mnie zostawiasz? Obrażam się. — Odwrócił głowę udając złego.

— Simon! — Zaśmiała się szatynka, a następnie lekko go przytuliła.

— Jak z Matteo? — Zapytał, przez co zielonooka spuściła głowę. — Nie powiedziałaś mu, że przesunęli lot, prawda? — Dopytał, na co szatynka kiwnęła przecząco głową.

— A co jeśli cię zauważy?

— Nie stanie się tak.

— Ale jeśli...

— Nie stanie! — podniosła głos. — Nie stanie, Simon. Obiecuje. — Ściszyła głos.

— Dlaczego do niego teraz nie pójdziesz? Przecież ci zależy na nim, a jemu na tobie.

— Wiem ale to nie takie proste.

— Co masz na myśli? — Podrapał się po głowie.

— To skomplikowane. Nie potrafię ci wyjaśnić. — Spojrzała na przyjaciela. — Simon, błagam cię. Nie mów mu nic.

— Obiecuje.

Wtuliła się w przyjaciela. Myślami jednak była przy czekoladookim. Przez ten miesiąc wiele się zmieniło.
Obracając lekko głowę w bok, zauważyła jak pierścionek od Matteo zaczął się świecić. To znaczyło tylko jedno. Myślał o niej.

R E T R O S P E K C J A:

— Matteo — Uderzyła w ramię chłopaka.

Luna i Balsano od dwóch godzin chodzili razem po mieście i cieszyli się swoim towarzystwem. W końcu to miały być ich ostatnie wspólne chwile. Zapomnieli o bożym świecie i zajęli się sobą.

— Poczekaj na mnie tutaj. — Oznajmił brunet. — Zaraz wrócę.

— Co chcesz zrobić?

— Zaczekaj.

Ruszył do kobiety, która stała w parku z różną biżuterią. Chłopak szukał idealnego pierścionka dla dziewczyny, aż w końcu go znalazł. Po chwili wrócił do dziewczyny.

— Proszę, to dla ciebie. — Wystawił w jej stronę prezent.

— Nie, ja nie mogę tego przyjąć. — Odsunęła od siebie podarunek.

— Masz go wziąć, bo nie przyjmuje odmowy. To prezent pożegnalny. — Spojrzał w jej oczy, a następnie założył pierścionek na jej prawym palcu.

— Dziękuję. Jest piękny. — Zaczęła uważnie mu się przyglądać.

— Jest magiczny.

— Ach tak? Niby co robi? — Spojrzała z rozbawieniem na Matteo.

— Jeśli będę o tobie myślał to się zaświeci.

K O N I E C  R E T R O S P E K C J I.

To się zaświeci...

Matteo przyglądając się całemu zajściu, uronił łzy. Odwrócił się w drugą stronę i opierając się o murek zaczął cicho szlochać.

Moje serce złamało się na milion kawałeczków. Zostałem zraniony...

"Tak jak ty".

Oboje zostali skrzywdzeni. Nie fizycznie, a psychicznie. Nie zdając sobie sprawy, że oboje są w tym samym miejscu, o tym samym czasie.

***

Tak oto prezentuje się epilog, zakończenie pierwszej części.

Jak myślicie, co się stanie z lutteo?

Czekam na wasze opinie.

Jak mogliście zauważyć, w tej książce bardziej skupiłam się na perspektywie Matteo ale to dlatego, że tą powieść lepiej mi się z jego pisało.

W Strangers pisałam bardziej z Luny, więc tutaj chciałam z Matteo.

Just Like You || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz