3.

2.6K 72 5
                                    

Jako, że jestem niezdyscyplinowany sam poszperałem za Roksaną. Musiałem zdobyć milion, więc nic innego nie wchodziło w grę. Wszystko się zgadzało... Mieszkała w drogim domie jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Ogrodzenie było z żywopłotu i muru. Brama otwierana za pomocą bilota, albo od wewnątrz. Reporterzy nie mieli szans aby dostać się pod drzwi... Ale nie jestem reporterem.

Ubrałem czarne spodnie oraz bluzę. Zasłoniłem twarz kominiarką, a ręce zabezpieczyłem skórzanymi rękawiczkami.

-Wejdę i wyjdę... -Naciągnąłem kaptur.

Kiedy przechodziłem przez dom napotkałem wzrok chłopaków i Bossa.

-A ty gdzie?

-Skołować forse na broń. -Odparłem wrednie. -Nie jestem wami aby cały dzień się opierdalać. Tylko ja tutaj pracuje na to wszystko.

-Casper... -Boss podszedł, a ja w tym czasie przeszyłem wzrokiem ekipę.  -Nikt po prostu nie żyje tym całym syfem. Lepiej by było jakbyś poszedł na panienki.

W tym momencie uniosła na mnie wzrok Bella. Miała ewidentnie ochotę na orgazm, który dostała ode mnie po raz pierwszy.

-Idę po hajs. -Ominąłem go i wyszedłem. Wsiadłem za kółko KIA i odjechałem nie oglądając się w tył. Nie obawiałem się konsekwencji z kradzieży wartościowych rzeczy, z domu Majllerów.

Zaparkowałem kilka metrów od bramy i rozglądnąłem się. Gdy teren był czysty, wspiąłem się po bramie.
Przyjrzałem się domu i stwierdziłem, że na pewno ktoś jest w domu.

-Bez ryzyka nie ma zabawy... -Odetchnąłem.

Wszedłem przez jedyne uchylone okno. Nie wiem dlaczego nie było zamknięte, ale nie wydawało mi się to podstępem.
Świecąc latarką stwierdziłem, że był to dziecięcy pokój.
Niebieski i przytulny. Na półce leżało czerwone auto, a w kącie stał wózek. Była kołyska, kojec i łóżeczko. Wszystko było chłopienco urządzone. Do zabranej ze sobą torbą wsadziłem puszkę z wieloma dolarami. Był na nich napis ,,Dni". Nie zastanawiałem się po co, ale ważne były pieniądze. Było ich w kurwe... Jakby ktoś wkładał tam codziennie po 100 dolarów przez conajmniej kilkanaście lat. Następnie ostrożnie przysłuchałem się pomieszczeniu za drzwiami. Było cicho, więc uchyliłem delikatnie drzwi. Przeszedłem niepostrzeżony do kolejnego pokoju. Łazienka... W kolorach złota i bieli. Otworzyłem pierwszą szafkę. Były tam różne tableki, antydepresanty, antykoncepcyjne, na ból głowy oraz wiele innych. Obok szafki była śnieżno złota toaletka z milionami kosmetyków. Nie znałem się na tych sprawach, ale wyglądały na drogie. Nie wziąłem ich jednak. Prawie nie ruszyłem niczego z tego dziewczęcego marzenia... Oprócz srebrnego pierścionka z wielkim kamieniem. Był ciężki i kuszący, więc musiałem go sobie przywłaszczyć. Znowu ostrożnie wyszedłem z pokoju, aby znaleźć się w następnym.

-Bingo... -powiedziałem szeptem patrząc na sypialnie. Dotknąłem ręką materaca wielkiego łóżka i wyobraziłem sobie na nim czerwonowłosą. Syknąłem zamykając oczy. Ochh tak... Wyglądała by seksownie.
Już miałem zacząć szperać, kiedy usłyszałem kroki. Musiałem uciec...

Otworzyłem okno i miałem wyskoczyć, wtedy w drzwiach stanęła ona. Nie krzyczała i nie była w wielkiej panice. Jedynie wpatrywała się w moje oczy, które były jedyną nie zakrytą częścią ciała. Było to dziwne i niepokojące. Domyśliłem się, że antydepresanty należały do niej. Musiałem to przerwać.

Wyskoczyłem.

Biegłem ile sił w nogach, nie mogłem stracić forsy. Przeskoczyłem przez mur i haszcze. Przebiegłem jeszcze odległość dzielącą mnie od KIA i odjechałem z piskiem opon. Potrzebowałem relaksu po tym wszystkim. Jej spojrzenie mnie w pewnym stopniu speszyło. Podjechałem pod klub, ale zmierzyłem w kierunku parku. Zrobiłem tak po raz pierwszy w życiu.

Kiedy tak spacerowałem uspakajając myśli usłyszałem płacz. Cichy, damski płacz. Usiadłem obok dziewczyny opierając się również o drzewo. Nie współczułem jej, ale chciałem potowarzyszyć... Czy to miało sens?

-Hej...-Powiedziałem spokojnie.

Spojrzała na mnie z pod czarnych włosów. Oczy miała mokre i czerwone od łez. Byłem nie wzruszony.

-Chcesz ze mną iść się napić kawy? -Zapytałem wpatrzony w jej tęczówki. Odbijały się w nich gwiazdy.

-O tej godzinie?-Roześmiała się lekko.

-Możemy iść na piwo, jak chcesz. -Puściłem jej oczko.

Przetarła rękawem oczy i wstała, a ja za nią.

-Na piwo się zgodzę.

-Trochę słabo, bo jestem autem... Ale poświęce się.

Uniosła kącik ust w górę. Miała ładne kontury twarzy. I piwne oczy. Brak makijażu sprawił, że nie wyglądała jak potwór.

-Więc... Dlaczego płakałaś? -zapytałem idąc powoli ścieżką.

-Ponoć jestem niezaangażowana w związki.

-Czyli jednak... Niektórzy faceci to kutasy. -Powiedziałem w myślach mając swój obraz. -Nie martw się takimi dupkami. Jeszccze nie jeden cię skrzywdzi.

-Wiem... -Powiedziała. -Wiem, Black.

Byłem lekko zdziwiony. Oczywiście znało mnie wiele panienek, ale ta wydawała mi się inna. To dziwne być znanym przez wszystkich.

-Casper. -Powiedziałem szczerze.

Nie odczuwałem ochoty słyszeć swojej ksywki. Poczułem się... Jak kanalia...

-Samantha. Jestem pierwszą, która zna jakie kolwiek z twoich imion? -Zapytała ponownie się lekko uśmiechając.

-Czy ja wiem...

Kim Jestem? (+18) {3. Część}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz