12.

1.8K 61 2
                                    

Samantha wyszła. Siedziałem kolejne minuty na tym jebanym łóżku. W słuchawkach miałem nute My Chemical Romance i wcale mi to nie pomagało. To był jej zespół. Cały pokój pachniał jej perfumami.

-Jest akcja. -Do pokoju wszedł Olaf.

Wyszedłem ze swojej jaskini i dołączyłem do brygady.

-Plan jest taki... Obstawiamy odcinek drogi nr 4. -Boss wskazał na mapę. -Olaf, David i Matix będą pilnować, aby nie było większych zamieszek. Black. -Spojrzał na mnie. -Musisz zajść czerwonego Mercedesa od tyłu. Sposób dowolny, ale unicestwienie bezwzględne. Uważamy na cywili dzisiaj. W pobliżu jest bankiet milionerów, do tamtego miejsca będzie kierował się nasz cel. Równo o 17.46 wjedzie na wasz odcinek chłopcy. -oznajmił patrząc na Olafa. -Ale jak nam nie wyjdzie to wyjedzie o 17.58. Ta misja jest niezbędna do wykonania. Wszystlo ma być ogarnięte.

Ruszyliśmy na swoje pozycje. Czas nas gonił, ale nie było mowy o potknięciach.
Pocierałem rękojeść Glocka i czekałem na znak od Olafa. Punktualnie o 17.47 dostałem pozwolenie na działanie. Doganiałem skurwiela na swoim ścigaczu i będąc z nił łeb, w łeb strzeliłem w skroń pozbawiając tego człowieka życia. Stracił panowanie nad pojazdem, ale to było do przewidzenia, więc za nim cokolwiek się stało, zatrzymałem swój jednoślad. Patrzyłem jak pojazd zbija z drogi i wpada na drzewo.

Po minucie dołączyli do nas chłopacy, a ja byłem teoretycznie wolny. Postanowiłem się lekko odprężyć i pójść na bankiet. Lepkie rączki miałem chyba od zawsze...

Wielka sala pokazała mi się po wyjściu z toalety (jakoś wejść musiałem). Zacząłem ostrożnie się rozglądać po ludziach i paniach w pięknych kreakcjach. Niespodziewanie przez sale przeszła Ona... Czerwonowłosa piękność. Zdecydowanie była ładniejsza, kiedy się za siebie wzięła. Przy jej boku kroczył jej mąż. Oboje byli odwróceni plecami do mnie, jedynie ona czasami rozglądała się po ludziach. Kiedy jej wzrok spotkał się z moim lekko uchyliła usta. Wpatrywała się we mnie jakby znowu czegoś szukała. Szarpnęła ramię mężczyzny, a dla mnie był to znak do ucieczki. Stałem na podwórku obok okna i odebrałem telefon, który zadzwonił.

-Gdzie jesteś? -Odezwał się Boss. -Przyszła Sam do ciebie. Mam ją odesłać? -Lekko mnie wbiło w ziemię. Czy właśnie bezwzględny mężczyzna, który nie miał serca, ingerował w samopoczucie mojej znajomej?

-Zaraz będę. -Powiedziałem po chwili i wskoczyłem na motor.

W głowie miałem totalny rozpierdol. Ciekawość mnie dobija. O czym oni rozmawiali? Dlaczego tak szybko ode mnie uciekła? A może to normalne...? W zasadzie jestem w stanie zgodzić się z tym, że to wszystko zbyt szybko się rozwinęło. Ja i Samantha nie jesteśmy sobie obojętni, ale i nie oczekujemy zbyt wiele. Mam wrażenie, jakby się mnie bała. To, gdy nazywa mnie po pseudo sprawia mi w pewnym rodzaju ból. Ciężko jest to zrobić, a nawet wręcz niewykonalne jest złamanie mnie... Ona uczyniła to nazywając mnie tak, jak mi zazwyczaj odpowiadało. To chore. Ja jestem chory. Wszystko co robię jest porąbane. Moje myśli wokół czerwonowłosej mężatki są niepoprawne. To, że nazywam przyjaciółką osobę, którą bym chętnie przeorał jest pojebane. Sam czasami siebie nie ogarniałem, to fakt... Ale to co się teraz odkurwiało, te wszystkie rzeczy, osoby, emocje, które zaczynały się pojawiać w mojej osobie... To takie obce...

.....
Parkuję przy garażu i wchodzę do domu. Wszyscy ze sobą rozmawiają i żartują na różne tematy. Obok mojej ekipy, a raczej wśród niej, siedzi Samantha. Boss przygląda się wszystkim po kolei, ale jego kąciki ust również są lekko uniesione. To lekko irytujące, kiedy ty masz przejebane, a inni bawią się w najlepsze.

-Black. -Powiedział uśmiechnięty Olaf. -Siadasz? -Pokiwałem przecząco głową, ale podszedłem do nich.

-Sam... -Dziewczyna spojrzała na mnie i zrozumiała przekaz.

Bez słów wyjaśnienia zostawiliśmy gromadę roześmianych debili.

-Jest... Lepiej? -Zapytała siadając na łóżku. Spojrzałem na nią i dałbym sobie rękę uciąć, że odczuwa dyskomfort.

-Nie. -Powiedziałem krótko. -Gdzie mieszkasz?

-Dom po babci... -Westchnęła cicho i spuściła wzrok na podłogę. -Adres pewnie już znasz.

Przemilczałem jej drugie zdanie, bo rzeczywiście dostałem wiadomość od informatora z jej namiarami. Nie odczytałem go jedynie.

-Miliście akcję? -Zapytała chcąc lekko odejść w inny temat.

-Ta. Udała się. -Wyprzedziłem jej pytanie.

Cała rozmowa była drętwa. Chciałem jej powiedzieć co mną szarpie. W zasadzie mogłem to zrobić, ale czy ja to umiałem?

-Ostatnio dzieje się dużo... Spontanicznych sytuacji. -Zacząłem, a jej wzrok wpatrywał się bacznie we mnie. -Poznałem ciebie... I tą całą Majllerową. -Wyznałem w końcu.

-Roksanę Majller? -zapytała na co potwierdziłem głową. -Jest dobrą kobietą.

-Okradłem ich. -Samantha zmarszczyła czoło jakby się nad czymś zastanawiała. -I chciałbym ją...

-Poznać? -zgadywała.

-Wyruchać. -Poprawiłem, na co ona przewróciła oczami. -Musiałem to powiedzieć. Boss za wszelką cenę chce mnie trzymać od nich z daleka.

-Pewnie ma powód. -Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. -On chce dla ciebie dobrze.

-Wiem. Ja chcę dobrze dla ciebie. -Przyznałem zaskakując siebie. -Czy możesz... Czy możesz mnie przytulić?

Dziewczyna wstała i spełniła moją pośbę.

-Mięknę przy tobie. -stwierdziłem.

-Nikt nie zauważył... -Zahihotała.

-O czym rozmawiałaś z Bossem?

-Tajemnica. Nie martw się o to...

Kim Jestem? (+18) {3. Część}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz