21

2.1K 73 29
                                    

Wszedłem do posiadłości.
-Gdzie się chowasz, frajerze?! - Wszystko było tak ciche, jakby naprawdę nikogo nie było. Zacząłem się rozglądać. Trzymając broń sprawdzałem pokoje z wielką ostrożnością.
-Casper. - Zza moich pleców odezwał się głos mojej rzekomej matki. Odwróciłem się mierząc w nią pistoletem.
-Podaj mi jeden powód, abym nie władował w ciebie kulki. - Widziałem w jej oczach strach.
-Nie wiem, co się z tobą dzieje. - Powiedziała podnosząc ręce do góry.
-Ja wiem. - Automatycznie zmieniłem cel na Krystiana stojącego przy mojej prawej.
-Chciałeś nas zabić! - Podszedł do mnie, a ja pomachałem bronią, aby się odsunął.
-Nie miałem zamiaru was skrzywdzić. - Opuściłem lekko broń.
Wtedy rzucił się w moją stronę i usidlił mnie w ramionach zabierając mi splówę.
-Mój człowiek miał to zrobić.
Roksana zakryła usta.
-Krystian... - Zaczęła panicznie. - Coś ty narobił?
-To co musiałem. - Patrzył na nią. - Naprawdę myślisz, że człowiek mojego wroga nie zabił by naszego syna?! - Podniósł głos przez co jego kobietę przeszedł dreszcz.
-Przestań! - Zareagowała gwałtownie, próbując zabrać jego dłonie spod mojej szyi. - Mogliśmy poczekać!
Krystian wziął mnie za ubrania i rzucił mną na podłogę. Siadł na mnie okrakiem i okładał mnie pięściami.
-Co robisz?! - Roksana próbowała go odepchnąć. W jej oczach widać było łzy. - Zostaw go! Zostaw! - Z bezsilności usiadła i słyszałem jej szloch.
-Casper... - Usłyszałem z progu głos Samanthy.
Minęły sekundy kiedy nagle Krystian stracił przytomność. To Sam dzięki temu, że rozbiła mu wazon na głowie uratowała mnie.
Wstałem z gleby dzięki jej pomocy.
-Idziemy stąd. - Powiedziałem twardo.
-Casper... - Odwróciłem się w stronę Roksany. - Zostań... Do wyników... Proszę.
-Żegnaj.
Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do auta. Sam wzięła głęboki wdech.
-Musimy wrócić do mojego byłego szefa. - Przygryzła wargę, ale nie zaprzeczyła. W głowie miałem niepoukładane plany. Nie wiedziałem co powinienem zrobić.
Nie byłem podstawiony im... Na Pewno nie świadomie. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego od źródła.

Droga minęła w strasznie wolnym tempie. Sam nie wiedziałem czy to przez ciszę w aucie czy przez kilometry. Zaparkowałem dalej i kazałem Sam na mnie zaczekać.
-Black... - Kolega z branży mnie przywitał. - Czego jeszcze u nas szukasz? - Zapytał kpiąco.
-Muszę porozmawiać z szefem. Nie mam ochoty z tobą pogrywać. Albo mnie przepuścisz, albo cię rozwalę.
Przeszedłem wymijając go. Kierowałem się do gabinetu mojego byłego nauczyciela.
-Witaj. Co cię do mnie sprowadza? - siedział za biurkiem w marynarce.
Westchnąłem bardzo spokojnie jak na mnie. Usiadłem naprzeciwko i spojrzałem mu w oczy.
-Powiedz mi wszystko. Czy to było podstawione?
-Nie rozumiem.
-Krystian Majller. Czy to twój wróg nad wrogami?
-Nie. Są gorsi od niego. Rozumiem natomiast o co ci chodzi... Nie podstawiłem ciebie im. - wstał z fotela. - Naprawdę jesteś Dezyderiuszem Majllerem. - wyglądał bardzo dumnie jak to mówił. Nie było ani cienia kłamstwa w jego barwie głosu i postawie. - Nigdy nic nie ukrywałem przed tobą jeżeli chodziło o misję. Jakbym chciał ciebie podstawić, powiedział bym ci. Nie chodziło by o wczucie się w misję bo i tak zrobił byś to perfekcyjnie.
Nastała cisza.
-Możecie zaczekać w bazie do wyników. W dniu ich przyjścia macie zniknąć. Gdy Krystian pozna prawdę znajdzie was po trupach. Nie zamierzam tracić kryjówki ze względu na to, że mam do ciebie tak przyjazny stosunek. Byłeś dla mnie jak syn.
Skinąłem głową i wyszedłem z jego gabinetu. Ruszyłem do Samanthy. Następnie razem z nią siedzieliśmy w milczeniu na łóżku.
-Mam taki mętlik...
-Wybacz. Nie chciałem ciebie w to wciągać. - spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Potrząsała głową i blado się uśmiechnęła. Następnie jak gdyby nigdy nic pocałowała mnie w usta. Był to delikatny pocałunek trwający cenne sekundy. Kiedy zakończyła się ta chwila ułożyła się do spania i powiedziała do mnie słodkie dobranoc.

W końcu nadszedł dzień wyjaśnień. Wszystko miało się okazać prawdą. Wierzyłem mojemu byłemu szefowi. Dostałem wiadomość na pocztę elektroniczną od Roksany. Chciała spotkać się w kawiarni. Czułem, że stało się coś złego. Nie powiedziałem o tym Samanthcie, wstawiłem się równo z czasem oraz samotnie. Kobieta siedziała przy stoliku że swoim partnerem. Przed sobą mieli naruszoną kopertę. Gdy mnie zauważyła jej twarz od razu rozpromieniała przez uśmiech. Przywołał mnie gestem ręki. Usiadłem patrząc w oczy Krystianowi.
-A więc... Synu... - Słysząc z jego ust te słowa czułem satysfakcję. Jakbym wygrał turniej o wielką nagrodę. - Wybacz za to jak ciebie i twoją towarzyszkę potraktowałem. To było nieodpowiednie. Żałuję tego.

Mówił szczerze. Moje ego rosło z sekundy na sekundę.

-Widzisz. Nie powinieneś być taki impulsywny. - Wstałem od stołu i już miałem wyjść.
-Dezy... - Do moich uszu doszedł załamany głos Czerwonowłosej. - Casper... Zostań. Błagam cię.
-Potrzebuję czasu. - uśmiechnąłem się słabo. - Poza tym Samantha na mnie czeka. Miłego dnia życzę...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 24, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kim Jestem? (+18) {3. Część}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz