20.

1.3K 50 4
                                    

-Wysiadajcie. -Majller zatrzymał pojazd i spojrzał na mnie i na Sam.

Widziałem jak Roksana szeptała mu, aby zaprzestał tego co czynił w tamtym momencie. Jej ręka bezwładnie go chwyciła, a jej wzrok był wpatrzony w jego twarz. Ja natomiast zmarszczyłem brwi i spojrzałem na siedzącą kobietę obok mnie. Otworzyłem drzwi z mojej strony, obszedłem auto i pomogłem wysiąść Sam. Byliśmy w centrum miasta. Szedłem przed siebie, nie patrząc na to, czy oni nadal stoją w miejscu.

-Casper...- Samantha dobiegała z mną nie mogąc dotrzymać mi kroku. -Co teraz?

Nie odpowiedziałem jej. szedłem przed siebie zdecydowany. Tak naprawdę nie miałem pojęcia jak powinienem postąpić. Weszliśmy za winkiel. Chwyciła mnie za ramię.

-Casper. Co teraz...

-Nie wiem kurwa! -Wrzasnąłem niekontrolując złości. Widziałem jak przeszedł ją dreszcz. Czułem jej strach. Stała przede mną udając silną kobietę. Spojrzała na mnie. Lekko pokiwała głową i ruszyła w przeciwnym kierunku.

-Dokąd kurwa idziesz? -powiedziałem patrząc jak odchodzi.

Wziąłem głęboki wdech, aby się trochę uspokoić.

-Nie mam planu. -Przyznałem doganiając ją. -Nie mam już ludzi, ani nikogo kto mógłby nam pomóc. Możemy jedynie zniknąć.

-Jak chcesz tego dokonać? Bez pieniędzy, dokumentów, planu? Gdzie chcesz uciekać i przed czym?

Przeczesałem rękami włosy i wpatrzyłem się w jej piękne oczy.

-Da się.

-Casper... To koniec. Koniec dla ciebie. Może ty masz potrzebę ucieczki. Potrzebę zaszycia się gdzieś, mszczenia się... Ale ja nie mam takiej potrzeby. Ja nie muszę uciekać. Nikt mnie nie goni.

-Boss... Nie pamiętasz? -Powiedziałem ze kpiną w głosie. -Po za tym nie zostawisz mnie teraz chyba? Nie po tym do czego doprowadziłaś.

-Do czego doprowadziłam niby?

-Do tego, że straciłem wszystko.

DZIEŃ PÓŹNIEJ
-Dokąd jedziecie?

-Przed siebie.

Razem z Sam wsiedliśmy do samochodu jednego z kierowcy złapanego na stopa. Była to najbardziej spontaniczna decyzja w moim życiu. Samantha ani razu się nie uśmiechała. Kierowca zadawał dużo pytań, ale i wiele opowiadał. Ja natomiast niewiele mówiłem. Jechał do Belgii odwiedzić córkę i wnuka. Jazda mijała spokojnie. Już prawię przejeżdżaliśmy przez granicę kiedy szyba rozsypała się w drobny mak, a kierowca miał pocisk w czole. Samantha zaczęła panikować. Jej krzyk był taki paniczny. Z resztą nie powiem, że się nie przestraszyłem, ale liczyła się szybka reakcja. Pojazd jechał bezwładnie po ulicy i już prawie zderzyliśmy się z drzewem, ale na szczęście zdążyłem wykręcić zanim doszło do katastrofy.

-Szybko! -Krzyknąłem do Samanthy i opuściliśmy pojazd, gdy się zatrzymał.

Złapałem ją za rękę i pobiegliśmy przed siebie. Za nami było słychać strzały, ale niecelne.

-Nie dam rady...-Samantha z każdą sekundą biegła wolniej.

-Jeszcze trochę. -Rozejrzałem się po terenie. Byliśmy w małym lesie. Nie było dużo miejsc do schowania się. Zaprowadziłem kobietę za drzewo i kazałem jej się nie ruszać i nie odzywać. Sam zająłem inną pozycję. Wbiegł za nami jeden z ludzi mojej starej pracy. Przynajmniej na takiego wyglądał. Szukał nas wzrokiem, ale nie zdążył mnie zauważyć. Obezwładniłem napastnika zabierając mu broń i przykładając do skroni.

-Kto ciebie przysłał?! -Byłem pod wpływem niewyobrażalnej złości. Ledwo powstrzymywałem się, aby mu nie zrobić za szybko krzywdy.

-Naprawdę myślisz, że ci powiem? -Facet uśmiechnął się do mnie, co jeszcze bardziej mnie podsyciło. Spojrzałem na niego.

-Nie. -Odpowiedziałem beznamiętnie i pociągnąłem za spust. Poczułem ulgę, gdy tego dokonałem. Wszystko jednak minęło, kiedy do moich uszu dostał się szloch. Patrzyłem na kobietę, a moje uczucia zaczynały się zmieniać. Ulga stała się ciężarem. -Już po... -Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale sam nie wiedziałem co powinienem mówić w takiej sytuacji. Przecież wiadome jest to, że to nie był koniec. To był początek początku. Teraz trzeba było tak wiele rzeczy załatwiać. Ten człowiek to był mały pyłek z dmuchawca. Jest ich jeszcze setka, jak nie więcej. Nadal nie miałem pewności kto go przysłał.

Chwyciłem za jego telefon który miał w kieszeni. Wszystko było zastrzeżone, nie miałem nic.

-Idziemy. -Powiedziałem do Sam podając jej rękę.

Zasiedliśmy do jego samochodu, który porządnie sprawdziłem. Już odpaliłem silnik, kiedy odezwał się telefon.

-Jedziesz już z nimi? -Ścisnąłem dłoń razem z urządzeniem.

-Jedziemy sami, Krystianie. -Powiedziałem zakańczając rozmowę.

-To on na nas ich nasłał? -Samantha po raz pierwszy się odezwała.

-Tak.

Droga do Majllerów minęła mi szybciej niż bym chciał. Jazda była w totalnej ciszy. nawet radio nie potrafiło zagłuszyć tej niezręczności.

Zaparkowałem auto pod domem Krystiana i Roksany. Szedłem jak burza. W ręce miałem pistolet napastnika.

Kim Jestem? (+18) {3. Część}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz