ROZDZIAŁ 1

21.2K 787 79
                                    

Luna zdecydowała, że to ona będzie w tym roku przygotowywać imprezę z okazji zaćmienia księżyca. W tej części cyklu jest największe przewdopodobieństwo znalezienia sobie partnera w więzi mate. Dlatego Marnie, wybrała mnie i Charlotte do pomocy przy ustawianiu kwiatów i zastawy, robię to z przyjemnością, ponieważ kobieta dobrze po czterdziestce, czyli nasza przywódczyni, jest dla mnie jak druga matka. Oczywiście moja prawdziwa wciąż żyje i patrzy na mnie z uśmiechem na ustach, który czai się w jej spojrzeniu zielonych oczu. Włosy w kolorze miodu pozostawiła dzisiaj na wpół rozpuszczone odsłaniając przy tym swoją piękną twarz.
  Dla mnie moja mama jest piękną kobietą, którą los skrzywdził śmiercią męża, a jednocześnie mojego i Ava'y ojca, Archibalda Korna. Rovan, pozbierała się po tych wydarzeniach z bólem jaki pozostał w jej sercu. Skąd to wiem? Mogę odbierać ból, a kiedy się za bardzo otworzy, nieświadomie pozwala mi na uleczenie jej duszy. Jednak to ma swoje konsekwencje, ja odczuwam ten ból póki on nie zniknie.
  - Co się tak zamyśliłaś? - Charlotte macha mi swoją wypielęgnowaną dłonią przed moimi ciemno niebieskimi oczami.
  - Po prostu. Wiesz, czasem tak mam...
  Dziewczyna parska śmiechem, a jej stosunkowo wąskie usta rozszerzają się ukazując równe, białe zęby.
  - Po prostu powiedz, że myślisz o balu - ciągnie mnie lekko za koszyk moich karmelowych włosów.
  Odtrącam jej rękę.
  - O tak, zdecydowanie myślę o znalezieniu nadopiekuńczego partnera. - parskam, ustawiając kwiaty na jednym z mniejszych stolików.
  Stoliki ustawione są przy ścianach i będą na nich postawione tace z jedzeniem.
  Do całej imprezy pozostało kilka godzin, a my uwijamy się po sali jak mrówki. Musi być wszystko idealne, nie tylko dla gości, ale i dla samego Alfy. Marnie nawet po wielu latach stara się dla swojego partnera cały czas.
  Sama chciałabym go mieć, jednak może się okazać, że on nie żyje lub mnie nie szuka.
  Kończymy dekorowanie sali w trzy godziny, po czym nasza Luna wysyła nas, abyśmy się przygotowały na imprezę, a na nasze miejsce wchodzą starsze od nas kobiety, które mają już partnerów więzi mate.
  - Do zobaczenia później, Charlotte - żegnam się z dziewczyną i odchodzę w stronę małego domku przed, którym ćwiczy moja starsza o całe dwie minuty siostra, Ava.
  - A ty znów ćwiczysz? - zagaduję.
  Moją kopia patrzy na mnie swoimi jasno niebieskimi oczami, moje są o wiele ciemniejsze, jednak nie różnimy się od siebie prawie niczym, nie licząc długości włosów.
  - Nie zostałam poproszona do pomocy w dekoracji sali na dzisiejszą imprezę, więc wykorzystuję ten czas inaczej - wesoła nutka wkrada się w jej wypowiedź, droczy się ze mną.
  Ava jest odpowiedzialna za szkolenie młodszych członków sfory, którzy dopiero zaczynają, ja natomiast pomagam Lunie, a w niektóre wolniejsze dni, spędzam czas w klinice, pomagając miejscowemu weterynarzowi w badaniu zwierząt. Zdarza się również możliwość odebrania im bólu, gdy bardzo cierpią, to je też uspokaja. Jednak właściciele czworonogów nie mają pojęcia o moich zdolnościach, i bardzo często się obawiają o swoich pupili.
  - Plan odnaleźć mate uważasz za rozpoczęty? - pyta nagle, gdy mamy rozdzielić się do swoich pokoi.
  Kręcę zrezygnowana głową.
  - Sam się znajdzie. Przeznaczenie samo wybiera - Mówię cicho.
  Bliźniaczka jako jedyna wie o moim najbardziej skrytym marzenia, jest to odnalezienie swojej drugiej połówki. Jednak do tej pory mnie to nie spotkało, a przeznaczenie cały czas wodzi mnie za nos.
  - Do później - żegnamy się znikając w swoich pokojach.
  Do całej imprezy zostało jeszcze trochę czasu, jednak już idę do łazienki wziąć szybki prysznic i wysuszyć po nim moje karmelowe włosy. Szybki makijaż składający się z klasycznej kociej kreski i czerwonej konturówki do ust. Na ciało zakładam czarną bieliznę, niezbyt prowokacyjną oraz czarną sukienkę na ramiączkach z rozkloszowanym dołem.
  Stawiam na wygodniejsze buty, więc zakładam delikatne sandałki.
  - Gotowa? - w drzwiach pokoju staje Ava, jest ubrana bardzo podobnie do mnie jak i umalowana, obie nie lubimy się szczególnie stroić, jednak na takie okazje musimy.
  - Pięknie wyglądasz, siostro - Mówię do niej z uśmiechem na ustach.
  Zaplatamy swoje dłonie razem, wychodzimy z domu.
  Nasza więź jest szczególna, zawsze razem, odczuwamy podobne emocje i wiemy o sobie wszystko oraz gust, jednak nasze zainteresowania od siebie odbiegają, ona lubi zadawać ból, ja stawiam na bycie pacyfistką.
  Po wejściu do wielkiej sali podchodzi do nas Charlotte, która ubrała na siebie błękitną sukienkę z koronki i zrobiła sobie kok, jak na jakąś wielką imprezę. W sumie ona już nie musi się stroić, od roku ma już swojego mate, jest nim Jacob, który chodzi za nią jak pies, chłopaka teraz z nami nie ma, ale niedługo pojawi się, gdy będzie tu większy tłum mężczyzn.
  - Pięknie wyglądacie, bliźniaczki - mówi do nas.
  - Wzajemnie, Charlie - odpowiada jej moja siostra, a ja kiwam głową, roztrzepując lekko swoje włosy, na znak poparcia, dla siostry.
  Zapachy mężczyzn jak i kobiet mieszają się otumaniając moje zmysły. Zawsze tak się dzieje, gdy na sali conajmniej połowa imprezowiczów jest na siebie napalona i wydzielają z siebie mnóstwo feromonów.
  Zajmujemy sobie miejsce pod  ścianą niedaleko stolika z przekąskami, przyglądając się różnym osobom jak i rozwojowi zdarzeń na parkiecie, gdzie co jakiś czas jakąś para odnajduje swoją drugą połówkę.
  Ściska mnie to niekontrolowanie z zazdrości, gdy jedna z moich równolatek wpada w objęcia chłopaka niewiele od nas starszego.
  - Można prosić? - obcy mężczyzna o złotych oczach podchodzi do mojej siostry i po chwili znikają na parkiecie.
  Ten mężczyzna musi być kotołakiem, pozostawia po sobie zapach dżungli, lekko otumaniający moje i tak już przytępione zmysły.
  Idę powoli do stolika, skanując dokładnie pomieszczenie jednak po moim partnerze nie ma ani śladu. Biorę w dłonie kieliszek z szampanem i wracam na poprzednie miejsce, Charlie miga mi gdzieś przed oczami, prowadzona, zapewne do wyjścia, przed swojego mate.
  Zamieszanie na parkiecie wzbudza moje zainteresowanie, szczególnie, gdy w jego centrum znajduje się moja bliźniaczka.
  Dwoje mężczyzn przepycha się między sobą, dotychczasowy partner i nowy mężczyzna, jest ogromny, o białych włosach i przeraźliwie niebieskich oczach. Widzę je nawet z tej odległości.
  Dociska do siebie Ava'ę, aby po chwili lekko ją od siebie odetchnąć.
  Reaguję impulsywnie, zaciskam mocniej dłoń na nożce od kieliszka i idę w ich kierunku.
  - Czemu pachniesz jak ona, a nią nie jesteś?! - słyszę wściekły głos, białowłosego.
  Chce do niej podejść, wpycham się między nich, po czym szybkim ruchem opróżniam kieliszek prosto na twarz mężczyzny.
  Nie dbam o to kim jest, może być nawet kimś z Rady, siostra dla mnie zawsze była najważniejsza.
  Ava odciąga mnie od niego, zanim nieznajomy może mnie złapać, jednak złotooki zatrzymuje nas w miejscu, a reszta nie pozwala nam się wydostać z małego okręgu.
  Kotołak, bo napewno nim jest, ściera z twarzy szampana i patrzy na mnie. Jego spojrzenie przeszywa mnie na wskroś. Mam ochotę od razu poddać się jego woli, jednak dostrzegam również coś w jego oczach, stalowy błysk determinacji.
  Łapie mnie za ramiona, zniżając się do poziomu moich oczu, zaciąga się zapachem jaki z siebie wydzielam, po czym przyciska mnie do siebie.
  Nie mam pojęcia co się dzieje, staram się wyrwać z jego uścisku.
  On wygląda na trzydzieści parę lat! On nie może być moim mate, ani ja jego. Zresztą wilkołaki i kotołaki nie łączą się w pary!
  - Uspokój się. - wyprowadza mnie stanowczo z sali, jednak nie mam zamiaru pozwolić mu na bliższy kontakt, dlatego, gdy znikamy za pierwszą linią drzew wyrywam się spod jego uścisku.
  Nie przebiegam nawet dwóch metrów, gdy dociska mnie do chropowatego pnia drzewa i mówi:
  - Nie zrobię Ci krzywdy, mała. Jesteś moją partnerką - oznajmia spokojnie.
  Patrzę mu prosto w oczy z niedowierzaniem.
  - Nie jestem - zdołałam z siebie wykrztusić.
  - Nie jestem z tego zadowolony, mała, jednak musimy to przełknąć i jakoś żyć ze sobą. - zaczyna, jakby układał to co ma mi do powiedzenia odkąd na mnie spojrzał. - Nie musimy razem spędzać, każdej wolnej chwili, tylko spełniać swoje zachcianki, a nawet nie do końca jestem pewny czy nie jesteś za młoda na takie zbliżenie - mówi to takim tonem jakby opowiadał jaka dzisiaj była pogoda.
  Wyrywam się z jego uścisku.
  - Jesteś bezczelny! - wykrzykuję. - Nie mogę uwierzyć, że trafił mi się taki mate! Lecz się człowieku! Nie mam zamiaru spędzać z tobą, ani chwili dłużej!
  Tak naprawdę czuję ogromne zranienie przez to co mi powiedział o mnie, i że uważa mnie za dziecko, które nie jest odpowiednie dla niego.
  Łapie mnie ponownie za ramiona.
  - Stawiasz się do tego? No tak, mała wilczyca, myślisz, że nie wiem na czym wasza więź się opiera? Nie będziesz za mną łaziła, to ja będę decydował kiedy i gdzie będziemy spędzać czas - stawia kolejne warunki.
  Nie powstrzymuję już łez, które od jakiegoś czasu chcą spłynąć po moich policzkach.
  Widząc je jego spojrzenie łagodnieje, ale mnie nie puszcza, przyciska do swojej twardej piersi i ściera łzy z moich polików. Niekontrolowanie wtulam się w jego dłoń, jednak gdy się orientuję co robię, od razu się odsuwam.
  - Jak ci na imię? - pyta.
  - To ja zdecyduję kiedy i gdzie dowiesz się jak mam na imię - Mówię drżącym głosem.
  Przeczesuje swoje zaczesane do tyłu włosy.
  - Jestem Seth.
  Kiwam głową.
  - Odprowadzę cię do domu. - wyciąga do mnie dłoń, jednak gdy jej nie przyjmuję, sam odnajduje drogę do mojej splatając je razem.
  Nie wyrywam jej, bo mam bolesną świadomość tego, że taka chwila może się prędko nie powtórzyć.
  Idziemy w ciszy, prowadzę go do niego, bo przecież on nie wie, gdzie mieszkam.
  Przed wejściem spotykam swoją mamę rozmawiającą z jednym ze strażników, uśmiecha się do niego miło. Dawno nie widziałam takiego uśmiechu jakim obdarza tego mężczyznę o blond włosach.
  - Esme - mówi do mnie, a Seth ściska mocniej moją rękę, jakby chciał mi przekazać, że i tak się dowiedział - to twój mate? - mierzy wzrokiem białowłosego. - Czym dokładnie jesteś, kotołaku?
  - Mamo!
  - Białym lwem.
  Spoglądam na niego zaskoczona.
  - Pewnie jesteście zmęczeni, wejdźcie, ja...
  - Nie musisz, mamo. - uśmiecham się do niej, wiedząc dobrze, że powinna zacieśniać znajomości, nawet jeśli ma to być mężczyzna.
  Wchodzimy z moim partnerem do domu, a ja od razu puszczam jego rękę i idę do swojej sypialni.
  - Rób co chcesz, ja...
  Przytrzymuje mnie na progu pokoju i zaciska swoje dłonie na moich biodrach.
  - Uklęknij.
  - Cco? - zaskoczenie nie pozwala mi na wykonanie jego polecenia, więc sam zmusza mnie do tego.
  - Mam zamiar cię oznaczyć - mówi spokojnie.
  Odsuwa moje włosy na prawe ramię, pochyla mnie do przodu.
  - Jak? - wyrywam się przestraszona.
  Oznaczenie u wilkołaka jest inne, bardziej intymne, a on zachowuje się jakby miał prawo to zrobić.
  - Kotołaki oznaczają drapiąc, gdzieś swoje partnerki. Wybierają sobie miejsce i zanurzają pazury. - wyjaśnia jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
  - Nie chcę. - odsuwam się od niego.
  Podchodzi do mnie i ustawia na środku pokoju.
- Nie obchodzi mnie to, jesteś od teraz moja, będziesz oznaczona czy tego chcesz czy nie. - pomrukuje groźnie.
  Czuję jego obecność za sobą.
  Patrzę przed siebie, w odbicie dużego lustra, które wisi na mojej ścianie.
  Kuca za mną, lekki dotyk na moich ramionach wywołuje dreszcze na mojej skórze.
  Pochyla się do mojego karku, lekko go wącha, a ja uspokajam rozszalałe nerwy, przynajmniej staram się.
  Delikatny pocałunek na linii włosów, wprawia mnie w oszołomienie.
  A potem czuję jak zatapia we mnie swoje pazury, rozrywając tym samym czarny materiał sukienki, aż do pośladków.
  Krzyczę zaskoczona.
  Łapię materiał sukienki, która opada z moich ramion i ją przytrzymuję, ból co prawda mija, wchłaniając się we mnie, jednak szok pozostaje.
  Seth podnosi mnie, patrzy swoimi surowymi oczami.
  - Teraz jesteś moja.
  Łzy spływają mi niekontrolowanie przez to co się stało.
  To jest zupełnie inne, od tego czego nas uczyli o więzi mate, a on łamie od tak sobie te wszystkie zasady, które powinny istnieć.
  Wyciera moje policzki.
  - Poczekam tu na ciebie, możesz się przebrać - mówi łaskawie.
  Zabieram swoje rzeczy spod poduszki i znikam w łazience. 
  Ava jeszcze nie wróciła.
  Ubieram się w koszulkę na ramiączkach i spodenki, a włosy związuję w kok.
  Po zmyciu makijażu niechętnie wracam do swojej sypialni.
  Jest tam.
  Rozwalony na moim łóżku w samych bokserkach, nie mogę oderwać od niego wzroku, umięśniona klatka piersiowa i V znikające pod bielizną, które przecina jasny pasek włosów. Założone ręce za głowę opadają na jego brzuch, a ja podchodzę do niego powoli i kładę się obok.
  - Możesz się przytulić do mnie, po oznaczaniu nie chcecie się z nami rozstawać na jakiś czas - niski głos dociera za moimi placemi, które bolą mnie lekko i nie chcę ich już nadwyrężać.
  Nie widząc mojej reakcji dociska mnie do siebie.
  Przez jego ciepłe ramiona zasypiam, a śni mi się życie u jego boku.

 

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz