ROZDZIAŁ 16

10.8K 584 12
                                    

PERSPEKTYWA ESME:

Po powrocie do pokoju, padam jak kłoda na łóżko i zasypiam, jednak wiem, że nie śpię długo, po budzi mnie walenie do drzwi i jęk osoby po mojej prawej stronie.
Do pokoju wpada Ava, a za nią idzie Abe. Siadam zaspana, a Seth przyciąga mnie do siebie. Pozwalam mu na to pomimo mojego gniewu na niego. Czuję jego przyjemne ciepło.
- Jak możecie spać, gdy oni są na wolności? - dziewczyna jest bezlitosna od samego początku.
Jak mam szukać sprawców skoro nawet nie wiem gdzie?
- To nie ty odbierałaś ból od kilku osób, Ava - odpowiadam jej, trochę niemiło, ale niezrażona moimi słowami nadal patrzy na nas z wyrzutem.
- A ty, Seth? - teraz mój mate jest pod ostrzałem.
Poprawia mnie na sobie.
- Rozmawialiśmy o tym z Abe'em, gdy was nie było. - mówi rzeczowym tonem. - ustaliliśmy, że zamieszkamy w motelu niedaleko stąd i zajmiemy się ratowaniem resztek naszego domu, musimy też to zgłosić odpowiednim służbom. - Ava nie wygląda na zadowoloną.
Marszczy nos po czym zwraca się do swojego przeznaczonego.
- Nie mogą zostać na terenie sfory?
  Zaczyna się, Ava nie ma zamiaru odpuścić, nawet jeśli nie jesteśmy tu mile widziani na dłuższą metę. Jeśli Seth ustalił to z Alfą, to tak musi być. Poprawiam się jeszcze raz, a dziewczyna w tym czasie wydaje się w dyskusję, o tym, że to nie ona decyduje i że to my postanowiliśmy nie zajmować miejsca w watasze, bo mamy środki na kontach bankowych. Mnie to rozmowa ominęła jak wszystkie inne, a Seth ustala za nas. Jest Alfą wśród kotołaków, a ona podważa jego autorytet.
- Ava, - postanawiam ją powstrzymać - damy sobie radę sami, nie musisz się mną opiekować.
Zaciska szczękę niezadowolona, wie, że musi uszanować moje zdanie, chociaż jako Luna stada pewnie będzie próbowała to na mnie wymusić.
- Jutro wynajmniemy pokoje w motelu i pojedziemy zobaczyć, czy coś da się uratować, jeśli nie, będziemy musieli wyczyścić działkę i zbudować na niej kolejny dom. - mówi spokojnie Seth.
  Patrzę na niego z podziwem, nie denerwuje się tym, że przed kilkoma godzinami stracił miejsce zamieszkania, a już mówi o rozwiązaniu całej sprawy.
  - Nie możesz tak po prostu decydować o losie osób, które leżą w skrzydle szpitalnym! - Nie daje za wygraną.
  - Są już sprawni, jeśli o to ci chodzi - wtrącam się. - Nie możesz za nas decydować.
  Patrzy na mnie urażona, nasze poglądy się zmieniły, ja muszę być tam gdzie Seth, a ona z Abe'm. Myśl o tym, że już nie możemy mówić o sobie, jako ona i ja, a rozdzielić nas do końca, bo w końcu każda z nas idzie inną drogą. Moja się nie do końca zmienia, ale ona lada chwila zostanie Luną. Musi zacząć brać życie innych ponad swoje czy moje, swoich podopiecznych. Z kolei Seth... On musi się zająć mną i resztą. Swoją paczką.
  - Seth i jego ludzie nie należą do watahy - Abe postanawia się wtrącać. - Nie mamy wpływu na ich wybory.
  Dziewczyna patrzy na niego zła, pomimo więzi mate, odczuwa złość na to, że nie popiera jej zdania.
  - To moja siostra! - oponuje po raz kolejny.
  - Kotołaki nie należą do watahy, - daje nacisk na swoje słowa, - Esme jest mate Seth'a, nie możesz ich rozdzielić.
  Dziewczyna już nic więcej nie mówi, ale czuję jej niezadowolenie. Wstaję ze swojego miejsca. Przytulam się do niej, a Ava odwzajemnia uścisk.
  - Będzie dobrze - Mówię tylko.

************************************

  Stoję przed tym co zostało z domu, w którym mieszkaliśmy, budynek wygląda ponuro, nie zawalił się, ale teraz przypomina ruinę na tle innych domów, które stoją w okolicy. Osmolone ściany nad oknami i popękane szyby.
  - Rzeczy które udało im się wyciągnąć z pożaru są w garażu. Przynajmniej on został nienaruszony - Jack kieruje się w jego stronę, ale ja idę do drzwi, Annie widząc moje poczynania, chce mnie powstrzymać, jednak nie jest na tyle szybka. Wchodzę do domu, a raczej jego resztek. Od razu kieruję się na schody, staram się stąpać lekko, aby nie naruszyć zbytnio ich konstrukcji. Na górze jest trochę lepiej, bo ogień nie dotarł tak wysoko. Wchodzę do pokoju, wyciągam torbę z nieruszonej szafy, jak i reszty pokoju, ogień tu nie dotarł. Zbieram swoje ubrania, nie patrząc jak je wkładam. Do tego rzeczy Seth'a, bo dzisiaj dostaliśmy ubrania z magazynu. Nie ma laptopa, więc strażacy musieli wynieść go stąd. Schodząc zahaczam o pokój pary i zabieram trochę ich ubrań.
  - Co ty robisz? - głos mojego mate sprawia, że drgam nieznacznie.
  - Pomóż mi lepiej - zwracam się do niego. - Annie i Roland nie mają ubrań możemy zabrać ich rzeczy, wyniesiesz to?
  Patrzy na mnie jak na jakąś wariatkę.
  - Narażasz się na niebezpieczeństwo tylko dlatego, że oni potrzebują ubrań? - widzę, że nie do końca rozumie.
  Macham na to ręką i kończę pakowanie.
  - To nie narażanie życia. Nic się nie wali. - Lekceważę go.
  - Nie chciałem, żeby tak to wyszło. - Seth patrzy na mnie błagalnie.
  Wzdycham.
  - Nie możesz atakować mężczyzn z mojego otoczenia. Ty kazałeś mi się pilnować - zarzucam. - Więc i ty dorośnij.
  Wciąga ze świstem powietrze, nie odpowiada nic, bo ja zabieram torby i wraz z nim wychodzę do domu
  Po wyjściu z domu, Annie przytula mnie do siebie, a Roland patrzy z podziwem, jedynie Seth nie wydaje się być zadowolony z tego.
  Po zabrania wszystkich swoich rzeczy i zaparkowaniu ich do bagażnika odjeżdżamy pozostawiając zniszczony dom za sobą. Seth rano rozmawiał z kilkoma osobami w sprawie odnowienia budynku i mają się zgłosić do niego w przeciągu kilku następnych dni.
  - Co będzie z Jasper'em? - pytam, gdy już jesteśmy sami w pokoju.
  Wyciągam z szafki kilka rzeczy po czym układam je w szafie, chyba zostaniemy tu na dłużej.
  - A co ma być? - pyta zdezorientowany.
  - No, odwet  zaciągnięcie go przed sąd? - dopytyję. - Może jakaś kara za zniszczenie domu?
  Mężczyzna nie wygląda na zainteresowanego całą sytuacją, a przecież tu chodzi o jego dobytek! Krew we mnie się burzy, gdy mnie ignoruje.
  - Masz zamiar tak się zachowywać? - pytam zła. - Ignorować mnie?
  Podchodzę do niego i lekko go szturcham, ale to nic nie daje.
- OK, w takim razie może Adrien powie mi coś więcej. - odsuwam się od niego.
  - A co ja mam ci powiedzieć? - mówi ze złością. - Nie mamy ich śladu, nie wiem czy jeszcze jest w mieście, a ty się mnie pytasz co mam zamiar zrobić? Nie wtrącaj się w to.
  Zaciskam szczękę niezadowolona.
  - Mam zostawić to, że ktoś zniszczył nasz dom?
  - Nasz? Nie uważałaś go za swój dom póki się nie pieprzyliśmy! - wyrzuca z siebie, a mnie zatyka.
  Że co on do mnie powiedział? Moje serce się zatrzymuje na parę sekund z szoku, a wilk wyje wściekle.
  - Pieprzyliśmy? - powtarzam. - Uważasz tak? A to jak ci się oddałam? Nie raz. Dobrze było zaliczyć młodszą co? - kpię z bólu. - Może zaliczasz tak każdą, która spotkasz co?
  Zaciskam szczękę.
  - Bawisz się w detektywa, gdy nie jest on potrzebny, zostaw to mnie, kotołaki same zajmują się swoimi sprawami! - wyrzuca z siebie, a ja, aż cofam się kolejne kilka kroków, jakby jego postać urosła kilka razy z każdym wypowiedzianym do mnie słowem. 
  - Przepraszam, że wilk we mnie głośniej wyje, niż kot w tobie miauczy. - Mówię, nim wychodzę z pokoju.
  Kieruję się do kliniki, muszę zająć czymś innym myśli, a praca jest najlepszą opcją, przez pożar musiałam wziąć kilka dni wolnego, ale to nie problem, mogę spokojnie wrócić do pracy. W końcu nikt mi nie zabroni.
  - Co tu robisz? - pyta zaszokowana Priss, gdy wchodzę do poczekalni.
  - Przyszłam pracować, nie mogę siedzieć w domu, za dużo myślę! - staram się obrócić to wszystko w żart jednak po minie dziewczyny wnioskuję, że to nie działa.
  - Dobrze... W takim razie Adrien jest w gabinecie.
  Uśmiecham się do niej z wdzięcznością i przebieram się szybko w przebieralni.
  - O, a co tu robisz? - Adrien pyta się, gdy pojawiam się w gabinecie, jest sam.
  Kilka minut temu wyszedł jeden z jego klientów wraz z ogromnym owczarkiem niemieckim.
  - Muszę zająć myśli. - odpowiadam, nie mam zamiaru kłamać, ale nie chce też mówić za dużo na temat tego co dzieje się w moim życiu.
  Kiwa zrozumiale głową.
  - Domyślam się, że Seth, nie daje ci pomóc. - zgaduje.
  Wywracam na to oczami.
  - To w końcu kotołak. - Mówię cicho.
  Siadam przy biurku.
  - Nie musisz się na to godzić, Ava ma nadzieję, że zamieszkasz z nią, chociaż na pierwsze tygodnie. Abe nie jest tym zadowolony, w końcu chce  mieć ją tylko dla siebie. - wyjaśnia mężczyzna.
  - Wiem, o tym, Adrien, ale czy ona zdaje sobie sprawę, że nie należę do jej watahy? Albo do części jej w takim stopniu jak wcześniej? - wyrzucam z siebie. - Ava jest moją siostrą i chcę, aby była szczęśliwa, ale nie będę robić tego na siłę, bo też chcę żyć.
  Nie wiem czemu mamy takie poważne tematy, jednak Seth jest zapalnikiem, który rozpoczyna najtrudniejsze tematy.
  Poprawiam opadające na czoło kosmyki.
  Czas w pracy mija szybko i nim się mogę obejrzeć jest już osiemnasta, koniec mojej zmiany. Adrien musi zostać jeszcze chwilę, aby powypełniać dokumenty. Z kolei ja wybieram się do domu, Priss chwilę wcześniej skończyła swoją zmianę i pojechała do domu, jednak mnie czeka piesza wędrówka do motelu.
  Mijając kolejne bary i ulice nie zauważam nic podejrzanego. Wspinam się po schodach na górę i wchodzę do pokoju. Seth siedzi na łóżku w spodenkach koszykarskich, ogląda jakiś mecz. Zabieram swoje rzeczy do łazienki i biorę szybki prysznic.
  Już mam brać się za zakładanie swojej koszulki, gdy jej nie ma. Za to jest cholernie wycięta bielizna. Biała koronka. Zagryzam mocno wargę niezadowolona, że nie zauważyłam jak podmienia moje rzeczy! Postanawiam nie dać mu tej satysfakcji. Ubieram się w to, ale zakładam na siebie szafrok, chyba jego. W nim przechodzę przez cały pokój do kanapy, na której się kładę i owijam dodatkowo kocem.
  - Chodź tu. - jego głos sprawia, że przechodzi mnie dreszcz ekscytacji.
  - Spadaj. - mój głos jest niemiły.
  Biorę pilot i zaczynam przełączać kanały w telewizorze w poszukiwaniu jakiegoś filmu, dawno nie oglądałam dobrego romansu, więc czemu by nie? Na historycznym leci "Duma i Uprzedzenie", a kilka kanałów dalej "Wszyscy moi mężczyźni". Zastanawiam się chwilę nad doborem filmu jednak decyduję się na drugą opcję.
  - Esme, będzie Ci wygodniej oglądać na łóżku. - chce mnie nadal przekonać.
  - Nie, póki ty tam jesteś.
  Wpatruję się w ekran, gdy główna bohaterka stara się nie obudzić chłopaka w swoim łóżku.
  - To się zamieńmy - proponuje. - Łóżko całe twoje, a ja pójdę na kanapę, co ty na to?
  Wyczuwam jakiś podstęp, ale do wyboru mam nie wygodną kanapę, a łóżko, to zawsze wybiorę lepszą opcję. A niech go plecy bolą!
  - Dobra, ale zostajesz na kanapie do końca. - informuję go.
  Uśmiecham się do mnie i zmieniamy się miejscami.
 

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz