EPILOG

11.1K 541 49
                                    

  Dwa dni później odbył się proces Swan i Jaspera, na którym nie pozwolili mi się pojawić, ze względu na wszystkie "zeznania" jakie wyciągnął ze mnie Morris, gdy siedział w mojej głowie. Seth jeszcze nie wrócił ze spotkania z Kosiarzami, na które został zaproszony wczorajszego wieczora. Z kolei ja siedzę z Ava'ą i Aną w salonie na piętrze Alfy. Nie wychodzę zbyt często na dwór, co jest tylko powodem mojego rozdrażnienia, ale nie zwracam na to uwagi, najważniejsze jest to, ze oni już mi nie zagrażają.

  Poprawiam się na siedzeniu.

  - Możesz się tak nie wiercić? - pyta mnie w końcu Ava.

  - Możesz w końcu pozwolić mi wyjść na dwór? - odcinam się jej, ostatnio nie jest między nami dobrze, odkąd to dziewczyna chce znaleźć sposób na odcięcie więzi.

  Ona tylko mruży swoje niebieskie oczy i odpowiada:

  - Nie musiałabym cię pilnować, jakbyś nie miała za mate tego człowieka. - na to Ana parska z oburzeniem.

  - Jak możesz tak mówić!? - burzy się kobieta, w końcu jest w ciąży i spodziewają się z Rolandem dziecka. - Mate to dar, nie ważne jak do dupy potrafi być na początku, to później przybiera lepsze kolory!

  Zaciskam szczękę na wspomnienie tego ile się wycierpiałam przez Seth'a i jego humorki względem mnie i Bella'i, ale tego już nie ma i mężczyzna jest mi w jakimś stopniu poddany. Dlatego też moja siostra nie powinna szukać dziury w cały, a przynajmniej nie tam gdzie jej nie ma.

  - Dar, przez który Esme wycierpiała więcej niż my wszyscy razem wzięci! - młoda Luna nie wytrzymuje i wybucha.

  - Trzeba przejść swoją drogę do tego, aby zaznać szczęścia - mówię cicho. - Ty i Abe też nie dogadujecie się zbyt dobrze, co?

  Ava wstaje gwałtownie ze swojego miejsca.

  - Nie porównuj tych sytuacji! - nadal nie może się opanować, a to robi się niebezpieczne.

  Zwłaszcza, że moja siostra, zawsze oaza spokoju, teraz ma nerwy jak żmija dźgnięta patykiem w łeb.

  - To ta sama sytuacja, ale ja znalazłam sposób na dotarcie do swojego mate, a ty? - nie wytrzymuję jej kolejnego wybuchu. - Zajmij się stadem i swoim mate, a nie wchodzisz do mojego życia! Nie możemy go całego spędzić razem! Zawsze będziemy bliźniaczkami, ale nie możemy być przez większość swojego czasu razem.

  Nie wiem co we mnie wstąpiło.

  Ava patrzy na mnie zaszokowana.

  - A obietnica? - pyta ciszej.

  - Obowiązuje, jesteśmy bliźniaczkami na zawsze - podnoszę się. - Ale nie możemy dzielić całego swojego życia tylko na czas spęczony razem i sen. Musimy iść dalej i nie szukać sposobów na uwolnienie się od swojej drugiej połówki, która jest nam pisana przez księżyc.

  Podnoszę się ze swojego miejsca.

  - Nigdy w to nie wierzyłaś - zarzuca mi.

  - Ty też. A jednak stoisz przede mną z mianem Luny stada Abe'a. Nie poznałabyś go tak szybko jakbym ja nie znalazła swojego. - idę w kierunku drzwi.

  Przed wyjściem informuję tylko:

  - Idę pobiegać, nie chcę zobaczyć za sobą żadnego wilkołaka z twojej watahy, który podąża moim tropem. - zaznaczam.

**************************************************************************************


  Gdy po raz kolejny przeskakuję ze skały na skałę pod postacią wilka, dźwięk łamanej gałęzi sprowadza mnie na ziemię. Ktoś jest w pobliżu mnie, ale nie wyczuwam nic prócz bezpieczeństwa. Po chwili orientuję się kto to jest, więc zmieniam pozycję z nastroszonej i czujnej, na rozluźnioną i poruszam się dalej w swoim tempie, a on mnie zaraz dogoni. Prawie czuję jego oddech na swoim karku, gdy skacze na mnie i dociska do miękkiego podłoża przy kamieniach. Liście wzbijają się w powietrze.

  Wielkie cielsko jest nade mną, ledwo pozwala mi się odwrócić na plecy i odsłonić brzuch, a już naciska na mnie tylną częścią ciała. Gdy chce mnie polizać po pysku, mój wilk postanawia się z nim podroczyć i Seth dostaje wielką łapą w nos, na co parska, prawie ludzko.

  Przecież my jesteśmy ludźmi, tyle, że pod postacią zwierząt.

  W mojej głowie pojawia się impuls.

Przemień się.

  Zmieniam swoją postać po chwili, ale lew ze mnie nie schodzi, odsuwa się lekko, a ja wiercę się pod nim zupełnie nago. Seth w końcu ze mnie wstaje, a moje ciało owiewa chłodne powietrze wieczoru. 

  Patrzy na mnie oceniającym wzrokiem, a  gdy chcę wstać, kładzie na mojej klatce piersiowej swoją łapę, która przykrywa ją całą i dociska do miękkiej ściółki. Pochyla się nade mną w swojej postaci i  liże po oznaczeniu, poddaję się temu uczuciu z przyjemnością i pozwalam na to, aby robił to dalej.

  Po chwili, dwie ciepłe dłonie chwytają moje ciało i przyciskają do swojego nie pozwalając się mu oddalić.

  - Moja.

  Całuję go w szczękę.

  - Ava chce nas rozdzielić - mówię do niego cicho.

  - Nie pozwolę jej na to.

   Sadza mnie na swoich kolanach przodem do siebie, a ja oplatam jego nagie biodra nogami. Nie czuję się za dobrze z tym, że dotyka moich blizn na plecach, które powstały przez Jaspera, ale wiem, że mój mate nie może na nie narzekać, w końcu więź nie pozwala widzieć skaz.

  - Ja też nie chcę jej na to pozwolić - odpowiadam szczerze. - Pokonaliśmy ich.

  Wpatrujemy się w swoje oczy przypominające lapis-lazuli, a on całuje mnie delikatnie w usta po czym dociska nasze ciała do siebie.

Jesteśmy jednością.

 




Koniec.

Nie bijcie mnie mocno, ale trochę schrzaniłam to opowiadanie, mam nadzieję, że to co spłodzę w wakacje będzie o wiele lepsze od tego :)

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz