ROZDZIAŁ 7

11.7K 690 65
                                    

  Davis i Marvell odstawiają mnie pod dom mojego przeznaczonego wcześnie rano na moją prośbę. Po kilku godzinnym odpoczynku postanowiłam natychmiast wracać do domu, przynajmniej mam nadzieję, że nim jest.
  Wchodzę cicho do przedpokoju, nie wiem czy już ktoś wstał, dlatego postanawiam zachować ciszę. Od razu zaszywam się w swoim pokoju, aby przygotować się na nowy dzień i pracę, którą zaczynam o siódmej.
  Ktoś wchodzi do pomieszczenia, gdy wybieram ubrania.
  - Wróciłaś. - cichy głos Seth'a działa na mnie zachęcająco, jednak go ignoruję, zastanawiając się nad wyborem białej albo czarnej koszulki. Ostatecznie i tak wybieram szarą.
  - Esme. - podchodzi do mnie.
  Odwracam się wpadając na jego pierś.
  - Pachniesz samcami. - syczy jak typowy kot. - Co ty robiłaś?!
  Chcę odsunąć się na bezpieczną odległość, ale nie mam możliwości, bo łapie mnie mocno za ramiona.
  - Byłam przez sześć godzin w celi, później miałam rozmowę z Alfą, a na koniec kazał mi odpocząć w jednym z pokoi w domu głównym, wróciłam jak tylko mogłam, a ty mnie oskarżasz, że cię zdradziłam?! - zaczynam się denerwować - To ty sypiasz w jednym pokoju z rudą kurwą!
  Odpycham go zadrapując pazurami po piersi, udaję się do łazienki chcąc się schować przed nim i nie zrobić większych szkód, ale on ma inne plany. Łapie mnie od tyłu i dociska do siebie.
  - Nie zapominaj. Jesteś moja. - ociera się o mnie pozostawiając na mnie swój zapach, a ja czuję się upokorzona.
  Potraktował mnie jak rzecz.
  Wyrywam się natychmiast i wpadam na łazienki trzaskając drzwiami.
  Domyślam się, że jako kotołak może mieć wiele partnerek, ale myślałam, że szukał więzi, aby być tylko ze mną. Siadam na zamkniętej klapie, a po moich polikach spływają łzy.
  Nie dam mu tej satysfakcji.
  Po wyszukiwaniu się wychodzę do pokoju, w którym jest pusto.
  Wyciągam z szafy krótkie, mocno wykrojone jeansowe spodenki z wysokim stanem, cropp top w kolorze khaki na ramiączkach i czarną bieliznę, jestem pewna że koronkę majtek będzie widać spod dolnej części ubioru i zakładam do tego trampki. Skąpy strój jest moim protestem, do tego naturalny zapach lasu, jaki zawsze otacza aurę wilkołaka tylko potęguje sprawę.
  Schodzę na śniadanie, a tam jest Jack z moim mate oraz Bella'ą.
  - Dzień dobry - Mówię radośnie, a męska część patrzy na mnie z wybałuszonymi oczyma.
  - Co ty masz na sobie? - pierwszy otrząsa się Seth, który mamrocze zły.
  - Ubrania. - odpowiadam spokojnie, zjadając kanapkę, którą w czasie oszołomienia sobie zrobiłam.
  Zbieram się do wyjścia, bo nie wyrobię się jeśli mam iść na pieszo jak zostanę kilka minut dłużej.
  Seth wychodzi za mną z kuchni ku niezadowoleniu rudej małpy.
  - Masz zamiar tak wyjść do pracy? - łapie mnie przy drzwiach.
  - Tak. - odpowiadam buntowniczo. - Może jakiś mężczyzna zwróci na mnie swoją uwagę, skoro "mój" facet nie interesuje się mną tak jak powinien.
  Wyrywam się po raz kolejny z jego uścisku.
  - Nigdzie nie idziesz. - syczy.
  Ciągnie mnie w stronę schodów, a gdy to nie pomaga podnosi mnie i wchodzi na piętro.
  Wiję się jak nienormalna, a w końcu udaje mi się wyrwać z jego uścisku, zbiegam na sam dół i wychodzę na podwórko, wpadając na kogoś w drzwiach.
  - Właśnie miałem dzwonić do drzwi. Masz wyczucie. - mówi głos nade mną.
  - Adrien. - Mówię nieprzekonana.
  - Słyszałem, że mamy razem pracować. - oznajmia zadowolony z siebie. - O Seth, miło cię widzieć, ale pozwól, że zabiorę już Esme, bo się spóźnimy, wiesz praca wzywa.
  Ciągnie mnie do auta odprowadzony nieprzychylnym spojrzeniem mojego mate na nas.
  - Chyba wam przerwałem pogoń. - uśmiecha się do mnie kpiąco.
  Wywracam oczami na jego słowa siadając na przednim siedzeniu Range Rover'a.
  - Pogoń? - kpię. - Napewno nie z nim. Raczej miał zamiar robić mi za ojca.
- To gdzie cię podwieźć? - czuję jak auto hamuje, gdy zbliżamy się do świateł.
  - Klinika weterynaryjna. - odpowiadam dopiero, gdy światła się zmieniają.
  Patrzę na mijane budynki.
  - Dobrze się składa, bo ja też tam jadę.
  Zwracam spojrzenie na niego.
  - Śledzisz mnie? - pytam. - Alfa w ramach odkupienia twoich win kazał tobie mnie pilnować?
  Parska śmiechem.
  - Abe nie ma na mnie wpływu pod tym względem - odpowiada parkując pod kliniką.
  Wysiadamy z auta i zmierzamy do wejścia do budynku, Prissilla siedzi nad jakimiś papierami i je przegląda, ale widząc nas uśmiecha się serdecznie.
  - Jesteście już! - woła. - Szefa nie ma, ale kazał wam przekazać, że macie razem pracować. To jest twój uniform, Esme.
  Podaje mi parę niebieskich spodni i koszulkę na krótki rękawek, podobny strój miałam w czasie pracy w starej przychodni.
  - To chodź, zaprowadzę cię do szatni. - mówi Adrien.
  Idę za nim do pomieszczeń socjalnych i rozstajemy się na korytarzu, on wchodzi do męskiej szatni, a ja do damskiej.
  Czyli on jest tym weterynarzem, z którym mam pracować. Ciekawie będzie.
  Sprawdzam jeszcze telefon, czy aby na pewno nie mam żadnej nowej wiadomości i są dwie. Pierwsza jest od Ava'y pyta jak tam, a druga od Seth'a. Odpisuję bliźniaczce i wchodzę w wiadomość od kotołaka.
  Jestem bardzo zły.
  Przełykam ślinę, zaciskając nogi, ponieważ wyobraziłam sobie ton jakim to nowi do mojego ucha, mocno mnie przy tym trzymając.
  Odpisuję mu powoli, aby nie pomylić liter.
  Nie jest mi z tego powodu przykro.
  Wiadomość zwrotną otrzymuję szybciej niż mogę odłożyć telefon do szafki.
  Zobaczymy czy nadal będziesz taka pyskata jak wrócisz do domu.
  Wywracam oczami, znów mi tatkuje.
  Jeszcze się przekonamy, tatusiu.
  Ostatnie słowo dodaję, aby go rozłościć, ponieważ odpisuje mi, jednak ja chowam telefon do szafki z moim nazwiskiem i zatrzaskuję je na klucz.
  - Gotowa na pierwszy dzień w pracy? - Adrien staje w drzwiach.
  Zaczynam pierwszy dzień pracy, przestając na moment myśleć o moim mate.
 
************************************

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz