ROZDZIAŁ 18

9.7K 550 33
                                    

  - Nie uważasz, że to już przesada?! - dudniący głos w mojej głowie nie pozwala mi dalej spać.
  - Myślisz, że tego chciałem?!
  Oba głosy są podniesione i nadzwyczaj zdenerwowanie, a sprawy nie ułatwia mi tępy ból głowy. Z całych sił zbieram się na powiedzenie kilku słów, ale gdy one wychodzą przypomina to raczej skrzek, ale wystarcza, aby zwrócić uwagę osób w pomieszczeniu.
  - Esme, wszystko dobrze? - czyjaś dłoń odnajduje moją i lekko ją ściska.
  - Nic nie jest dobrze, Seth. - odpowiadam prawie niesłyszalnie. - To się nie skończy, a będzie trwać i trwać, póki ktoś nie umrze.
  Do czoła mam przyciśnięty zimny kompres, a na pliku czuję sztywny opatrunek, dużo czasu zajmuje mi odgadnięcie tego co się stało.
  - Powiedział, że rachunki zostaną wyrównane.
  - Kto ci to powiedział? - Seth chwyta mnie za zdrowy policzek. - Esme!
  Odpływam po raz kolejny w nicość, a nawet głos mojego mate nie jest w stanie powstrzymać mnie przed ciemnością w moim umyśle.
  Kolejny raz budzę się w lepszej formie, siadam na łóżku, a obok na fotelu śpi mój mate. Pochylam się i całuję go lekko w czoło, jednak ciągnięcie z prawej strony powoduje, że nie mogę zrobić dziubka i go po prostu lekko cmoknąć. Dotykam swojego policzka przez opatrunek. Przez tego drania będę musiała żyć z blizną na policzku do końca życia. Przymykam oczy, w których zbierają się łzy bezradności.
  Jestem w pokoju, w domu głównym, przynajmniej tak myślę, bo ściany wyglądają znajomo, do tego są tu moje rzeczy. Seth musiał przynieść je tu, gdy spałam.
  Chowam się w łazience, patrzę w lustro, a na twarzy widzę wielki plaster, który po chwili ściągam. Zatyka mnie przez to co widzę. Policzek jest zszyty, a obramowanie rany ciemno fioletowe. To nie wygląda dobrze.
  - Nie powinnaś ściągać opatrunku - spokojny głos mojego mate wydobywa się zza mnie.
  - A ty nie powinieneś tu wchodzić. - odpowiadam tym samym.
  Podchodzi do mnie i przytula do siebie mocno, tama pęka, a wszystkie moje łzy wylatują na powierzchnię. Targa mną rozpacz, która obejmuje każdy zakątek mojego serca.
  - Mówiłam ci, abyś w końcu coś zrobił - wyrzucam. - Ale nie byłeś w stanie. W końcu co może być ważniejsze? Życie swojej mate czy swoje interesy?
  Odsuwam się od niego.
  - To ja płacę za twoje grzechy, Seth. - patrzę mu prosto w oczy. - Będę to nosiła przez całe życie. - coś we mnie pęka. - Moja twarz będzie nosiła konsekwencje twojej bierności...
  - Nie mów tak! - przerywa mi, przyciskając mnie do siebie mocno. - Nie chciałem cię mieszać, ale to nie znaczy, że nic nie robiłem. Próbowaliśmy go namierzyć wraz z Abe'm, ale on pojawiał się i znikał.
  Wtulam się w niego mocno.
  - Poniesie za to karę. - oznajmia nagle. - Nie pozwolę na to, abyś cierpiała, a co do blizny... Każdy jakieś ma. - dotyka jej lekko.
  W moich oczach błyszczą łzy, kiedy podnosi mnie z podłogi i idziemy do łóżka. Kładzie się na nim wraz ze mną, przytulam się mocno do niego.
  - Zostaniemy tu, jesteśmy poza zasięgiem Jasper'a. Oczywiście póki co, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nie dopuścić do kolejnej katastrofy. - mówi cicho. - Odnawiałem stare znajomości, jako były Kosiarz....
  - Byłeś Kosiarzem? - ożywiam się i siadam obok niego.
  Śmieje się rozbawiony.
  - Tylko to usłyszałaś? - całuje mnie w skroń. - Byłem jednym z nich kilka lat temu, teraz jestem tylko białym lwem, ale kiedyś, gdy zakładałem naszą grupę, byłem nim.
  Kosiarz to jedna z najważniejszych pozycji w systemie zmiennokształtnych, ponieważ mają za zadanie strzec przysiąg Alf, jak i służą do zlikwidowania złych ludzi z naszego społeczeństwa. Co idzie również za wybijaniem całych watah. W specjalnych przypadkach są egzekutorami jak i egzekwują obietnice składane w ich obecności.
  - Jasper zapłaci za wszystko co ci zrobił. - całuje mnie w czubek głowy.
  Jestem zaskoczona jego czułością, na przestrzeni kilku tygodni zmienił się w mężczyznę, jakiego chciałam mieć przy swoim boku. Wtulam się w niego bardziej w obawie, że mi zniknie po chwili. Sprawa z Bella'ą jak i teraz z Jasper'em jest nieprzyjemna. Przynajmniej dla mnie, po raz kolejny od przybycia do Bluefield, jestem atakowana, nie zdziwiłabym się, gdyby oni mieli ten sam cel, wykończyć mnie i zatańczyć nad moim grobem z radości, że umarłam.
  - Czemu nie jesteś już Kosiarzem? - pytam nagle.
  Przestaje kreślić kółka na mojej ręce.
  - Skończyłem swoją służbę. - odpowiada. - Nie musiałem jej kontynuować po rozbiciu Jasper'a, to dlatego się buntuje. Przez stratę pozycji w watasze, nie może jej już nigdy zajmować przez wygnanie. Teraz wydaje mi się, że śmierć byłaby lepszym wyrokiem.
  Poprawiam się na niego ramieniu.
  - Śmierć nigdy nie jest rozwiązaniem. - pomrukuję, a on w tym czasie wydaje z siebie udręczony jęk.
  - Twoja gorączka nadal na mnie działa - mówi spokojnie. - Jak nie chcesz skończyć nago, to leż spokojnie i się nie wierć.
  Tym razem biorę sobie jego słowa do serca, ponieważ sama nie mam ochoty na jakiekolwiek bliższe spotkanie z jego nagim rozpalonym ciałem. To wszystko przez moją twarz, blizna, która mi pozostanie, zawsze będzie przypominała o mojej słabości, nie mogłam się sama obronić. Do tego mój mate utknął ze mną na zawsze... Biorę głęboki oddech. Wilk we mnie siedzi cicho, zamknięty w swojej skorupie.
- Może coś zjemy? - Seth zdaje się nie zauważać mojej małej wojny w głowie.
  - Co proponujesz? - pytam go spokojnie.
  Przesuwa rękę po moim boku.
  - Może pizza? - pyta.
  Pomrukuję na te słowa, dawno nie jadłam pizzy, a mój brzuch dopomina się o jedzenie.
  - Ale z mięsem? - pytam, przysuwając się do niego bliżej.
  - Tak z mięsem, dużą ilością. - przyciąga mnie do siebie, a na moich ustach składa mocny pocałunek, wdzierając się do moich ust.
  Odpowiadam mu tym samym, wplatając ręce w jego włosy. Zaciska palce na moich biodrach, które mimowolnie unoszę w jego stronę.
  - Twój zapach mnie przyciąga - mruczy niczym kot.
  Zsuwa swoją koszulkę z mojego ciała, a ja mu na to pozwalam, oplatając nogami jego biodra. Moje ręce błądzą po jego ciele.
  Wtargnięcie obcej osoby do naszego pokoju, przerywa nam naszą intymną chwilę. Bliźniaczka jak zawsze ma wyśmienite poczucie czasu. Szybko na siebie zakładam koszulkę, której przed momentem, pozbył się Seth.
  - Serio, Ava? - pytam ją.
  - Serio - odpowiada całkiem poważnie - rozmawiałam z Abe'm, mamy Jasper'a na wyciągnięcie ręki.
  Seth całuje mnie w czoło.
  - Porozmawiam z nim, odpoczywaj.
  Zostawia mnie w pomieszczeniu z siostrą, z kolei ona stara się nie patrzeć na mnie.
  - Wiem, że wyglądam źle, ale nie myślałam, że własną siostra nie będzie chciała na mnie patrzeć. - mój głos jest zimniejszy niż chciałam, ale nie mogę poradzić na to, że jest ki źle z powodu jej obrzydzenia w moim kierunku.
  Podchodzi do mnie.
  - Wiesz, że to nie prawda - protestuje szybko. - Nie mogę uwierzyć, że ten mężczyzna mógł Ci coś takiego zrobić.
  Przytula mnie do siebie, a mi puszczają nerwy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu płaczę, moje smutki ulatują ze mnie po pewnym czasie, a pozostaje tylko odrobina bólu za to co mi się stało.
  - Nie chcę jej mieć. - Mówię w końcu.
  Siedzimy blisko siebie, zupełnie jak za dawnych czasów, jednak tak nie jest. Nie jesteśmy w domu, i do pokoju zaraz nie wparuje Charlotte z lodami. Te czasy minęły.
  - Esme, przecież to nie koniec świata... - zaczyna dziewczyna, chcąc mnie pocieszyć.
  - Nie rozumiesz! - przerywam jej gwałtownie. - Ta blizna mnie szpeci, nie dlatego, że jest, ale dlatego, że zrobił ją Jasper!
  Gdy słowa ze mnie ulatują, tracę kolejną porcję energii, która jest mi teraz potrzebna do funkcjonowania.
  Chwytam za swoje włosy, lekko ciągnąc je u nasady. Jestem zdenerwowana swoją bezradnością, a Ava, która siedzi obok mnie prawie nieruchomo nie wie co ma mi odpowiedzieć. Wcale tego nie oczekuję, wiem, że mój wybuch ją zadziwił. Do tej pory byłam spokojna i nie oczekiwałam nawet, że mój nastrój może stać się tak zmienny.

PERSPEKTYWA SETH'A:

  Abe i ja siedzimy nad planem, który może okazać się zupełnym niewypałem. Póki co mamy na oku grupę Jasper'a, która składa się zarówno z kotowatych jak i wilków. Nie podoba nam się ta sytuacja, chociaż pokazaliśmy kilkaset lat temu, że potrafimy żyć razem, to nie łączymy się w takie zbiorowiska. Przeważnie można spotkać mały odsetek kotowatych w watahach lub w ich pobliżu.
  - Jak się trzyma? - pytanie Abe'a wybija mnie z moich myśli.
  Patrzę na niego sceptycznie.
  - Jak może się czuć osoba, która została zaatakowana za bycie ze mną? - pytam go. - Jest źle, koszmarnie, a będzie jeszcze gorzej jak nie powstrzyma tego dupka przed zniszczeniem mojej formacji. Później dobierze się do reszty, a gdy skończy... W Bluefield żaden zmienny nie przeżyje.
  To najgorszy możliwy scenariusz jaki przewinął mi się przez myśli, a to tylko początek ataków jakie nastąpią w krótkim czasie.
  - Musimy się zjednoczyć, Seth. - Alfa patrzy na mnie wyczekująco.
  Wzdycham, właśnie podejmuję najtrudniejszą decyzję jaka może zaważyć na losach nie tylko naszych, ale i miasta, co nie napawa mnie optymizmem.
  - Zgoda. - odpowiadam mu, ściskamy swoje dłonie.
  - Musimy przypieczętować to krwią. - mówi.
  - Nie musimy, twoja mate jest bliźniaczką Esme, co za tym idzie, łączą je więzy krwi. Twoja Luna i moja partnerka są naszym sojuszem.
  Gdy padają moje słowa, Abe nic nie mówiąc podchodzi do barku i nalewa nam burbona.
  Popijamy go, obmyślając strategię na najbliższe kilka dni.

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz