ROZDZIAŁ 22

7.6K 521 28
                                    

PERSPEKTYWA SETH'A:

Patrzę na jej twarz. Minęło zaledwie kilka godzin odkąd wyszedłem z jej pokoju, na kilka minut, aby chociaż zmyć z siebie pot. A Esme leży nadal nieprzytomna, od czasu do czasu poruszy jakąś częścią ciała, na co podrywam się jak oparzony, jednak mój zapał zdecydowanie spada, gdy okazuje się, że znów to był tylko fałszywy alarm.
Niedługo ma dojść do procesu tej suki i jej ludzi. Kosiarze pojawili się w odpowiedniej chwili, aby przechwycić ich, gdy Swan i Jasper zostali przez nas unieszkodliwieni. Dziewczyna padła nieprzytomna na podłogę, a moja dusza roztrzaskała się na drobne kawałki na myśl, że ta mała może nie żyć.

PERSPEKTYWA ESME:

No dalej....
Rusz się!
W mojej głowie czai się wiele myśli, ale wygrywa zdecydowanie chęć pobudki i powrotu do życia jakie miałam do tej pory. Bez Swan i Jasper'a.
Ledwo poruszam powiekami, jednak przez ostre światło wpływające przez rzęsy do mojej źrenicy, ponownie je zamykam.
- Esme? - głos mojego mate dociera do mnie wyraźnie, nie jak przez mgłę jak wcześniej.
Otwieram oczy i nasze spojrzenia się spotykają.
- Zawołajcie lekarza! - głos mojej siostry dociera do mnie z prawej strony.
Chwyta mnie za rękę i chce do siebie odwrócić, jednak ja nadal patrzę w jego oczy, tak piękne, błękitne oczy mojego mate.
- Esme? - ściska mocniej moją dłoń.
Poruszam ustami, które są bardzo suche.
- Dajcie jej pić. - Seth jak zaczarowany porusza się i przerywa nasz kontakt wzrokowy.
Bierze w ręce szpatułkę i szklankę wody, po czym nawilża moje usta.
- Jak się czujesz? - Ava po raz kolejny pyta.
- Chyba dobrze... - szepczę. - Ile spałam?
Patrzą po sobie.
- Kilka dni, byłaś nieprzytomna przez kilka dni. Jakbyś spała. - załamana dziewczyna przytula się do mnie mocno.
Patrzę na Seth'a, który poluzował lekko uścisk swojej dłoni na mojej, jednak ja mocniej ją scisnęłam. Nie pozwolę mu ode mnie uciec, jest moim mate, przeznaczonym i partnerem. Powtórzymy nasze sparowanie i będzie dobrze. Poprawiam się na łóżku po tym jak dziewczyna mnie puściła.

************************************

Seth i ja siedzimy na ławce w ogrodzie za domem głównym, po kilku dniach po raz pierwszy pozwolono i wyjść na dwór. Pierwsze co zauważyłam to napięta atmosfera wśród wilków. Nikt nie zachowuje się naturalnie, nawet dzieci. A to wszystko przez obecność Kosiarzy w naszej okolicy. Kręcą się przez cały czas i chcą dojść do końca tej sprawy, a do tego byłam im potrzebna ja. Nadal jestem, ponieważ jeszcze mnie nie przesłuchali, Seth im na to nie pozwolił w obecnym stanie. Chociaż dzisiaj jest już lepiej, ponieważ mogę już sama swodobnie się poruszać, nikt nie musi mnie trzymać.
Najbardziej przeżyła to mama, gdy mnie zobaczyła przytomną... Płakała ze wzruszenia, że odzyskała córkę. Z kolei Ava nie chciała mnie odstępować nawet na krok, aż w końcu Abe zabrał ją do siebie i kazał zachowywać się jak na Lunę przystało, na co się oburzyła i aktualnie nie odzywa się do żadnego z nas. Co mnie osobiście denerwuje, bo w końcu ma te dwadzieścia jeden lat i jest Luną. Moja bliźniaczka nadal myśli, że będzie tak jak przed znalezieniem przez naszych mate.
- Niedługo będziesz musiała udać się na przesłuchanie. - Seth przerywa ciszę.
Opieram się o niego plecami, gdy on półleży na huśtawce, w jego ramionach czuję się tak dobrze...
- Kiedy? - pytam, poprawiając się w jego ramionach.
Przesuwa ręką na moje udo.
- Nie wiem dokładnie, ale Morris chce to zakończyć w ciągu kilku dni. - wyjaśnia spokojnie.
Bawię się palcami jego prawej dłoni.
- Dobrze... Przesłuchają mnie, dojdzie do procesu i będziemy mogli o tym zapomnieć... - zginą jego palec wskazujący.
Ma małe blizny na obu dłoniach, przesuwam po nich opuszkiem palca.
- Wiesz, że nie wygląda to jak zwykłe przesłuchanie? - całuje mnie w czubek głowy.
- A jak? - chcę się od razu dowiedzieć.
Wzdycha, a jego klatka piersiowa unosi się wraz z moim ciężarem.
- Kosiarz, najprawdopodobniej Morris, wejdzie do twojej głowy i przeszuka twoje wspomnienia. Każde, najmniejsze wspomnienie jakie może mieć wpływ na sprawę ze Swan i Jasper'em. - przez chwilę nie wiem co mam powiedzieć, bo nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji.
Przez chwilę milczymy, a ja zastanawiam się co będzie po tym.
- To boli? - pytam cicho.
- Bardzo.
Przytula mnie do siebie mocniej. Siedzimy tak jeszcze długo, a potem idziemy do jednego z mieszkań w domu głównym, które zostało nam przydzielone. Przez ten czas nie widziałam się z Annie, Jack'iem i Rolandem, więc gdy dziewczyna mnie widzi na korytarzu, prawie rzuca się na mnie, mocno do siebie przytulając.
- Tak się martwiłam, ale nie mogliśmy przyjść, bo lew Seth'a nie pozwalał nam się do ciebie zbliżyć. - mówi jak z karabinu.
Unoszę brwi zaskoczona.
- No i mała Esme wróciła do siebie - głos Jack'a wybija się ponad monolog dziewczyny, a ja uśmiecham się do niego miło.
Jedyna przyjazna dusza, jaką jest ten kotołak sprawia, że uśmiecham się szeroko do niego, a on odpowiada mi tym samym.
Lew niespecjalnie zadowolony z obrotu sytuacji, przysuwa się do mnie i obejmuje mocno.
- Morris tu był - po przywitaniu się, Roland daje nam tę informację. - wyznaczył termin kiedy ma się odbyć przesłuchanie.
Wstrzymuję oddech zaskoczona, ale już? Rany na moim ciele się zagoiły, kilka godzin po wybudzeniu, ale niektóre, pomimo ich braku, nadal są odczuwalne.
- Na kiedy? - pyta Seth.
Wchodzimy do salonu połączonego z kuchnią. Mieszkanie jest niewielkie, ale sprawia przyjemne wrażenie, stonowane kolory i ta cała otoczka domu, działa na mnie kojąco, na mojego mate też. Chociaż uważam, że jest to zasługa mojej obecności, bo gdy nie ma mnie z nim dłuższy moment robi się niespokojny. Więź zaczęła oddziaływać na niego jak na wilkołaka, a kot w nim stał się zaborczy.
Kręcę nosem na drażniący zapach wydobywający się z jednego z garnków w kuchni.
- Och, przepraszam - mówi Annie, idąc szybkim krokiem do płyty indukcyjnej. - musiałam zostawić sos, gdy usłyszałam jak idziecie! - kobieta szybko ściąga go z płyty, a ja podchodzę do niej i odbieram jej narzędzie.
- Tym ja się zajmę. - oznajmiam jej.
Chichoczemy, tak przez chwilę.
W końcu jednak zabieramy się za zrobienie kolacji, którą okazuje się ryba w sosie serowym i wino, poza Annie, która wybiera opcję z mlekiem, czyli herbata malinowa z mlekiem. Krzywię się na to połączenie, ale nic nie mówię, wiedząc, że dziewczyna jest uzależniona od mleka jak każdy kot.
Po zjedzonym posiłku i zapewnieniach, że było naprawdę smaczne, przenosimy się na kanapy dwa metry dalej. Siadam przytulona do Seth'a, Jack siada niedaleko w fotelu, a druga para usadawia się na drugim, większym fotelu koło okna.
- Skoro już jest tak miło - Roland zaczyna mówić w przerwie na reklamy jednego z kabaretów, który panowie puścili w tle - to chcielibyśmy Wam coś powiedzieć.
Annie uśmiecha się do niego serdecznie.
- Mieliśmy powiedzieć Wam to kilka dni wcześniej, ale się nie złożyło. - nastawiam uszu zaciekawiona.
Chwila ciszy, a Jack zaczyna wygrywać rytm, który ma zbudować napięcie.
- Jestem w ciąży!
Otwieram szerzej oczy, szczerze zaskoczona jej wyznaniem. Nie spodziewałam się tego po Annie, nie, żeby było to złe, ale dziewczyna nic nie mówiła o tym, że chce mieć w tym wieku dziecko. Nie powiedziała mi, że są na to gotowi.
Uśmiecham się do niech serdecznie i składamy gratulacje.
- To może mały zakład? - pyta Jack z uśmiechem.
- O co ty chcesz się zakładać? - pytam.
Uśmiecha się do mnie.
- O płeć dziecka.
Wywracam na te słowa oczami, faceci.
Seth, który bawi się moimi palcami, mówi:
- Chłopak.
Dźgam go w bok.
- Za co?! - burzy się zaskoczony.
- Nie wolno zakładać się o takie rzeczy, Lwie - Dźgam go ponownie.
Reszta towarzystwa śmieje się z naszej wymiany zdań.
- Dziewczyna - mówi Jack.
Rzucam mu karcące spojrzenie.
- Nawet ty? - pytam zrezygnowana.
- Nawet ja.

Nie było mnie i jestem, jak rozdział?

LAPIS-LAZURIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz